Nawiązując do terminologii piłkarskiej - pierwsza połowa odbyła się w środę. Druga zakończyła się w czwartek i szczęśliwie dla piłkarza w tej rozgrywce, niepotrzebna będzie dogrywka. Wszystko dotyczy sprawy sądowej. O co dokładnie chodzi? Już tłumaczymy.
REKLAMA
Zobacz wideo
12 godzin w sądzie!
11 i 12 czerwca. Te dni w kalendarzu Roberta Lewandowskiego były zarezerwowane na wizyty w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia. To tu toczy się proces dotyczący szantażu, jakiego na piłkarzu miał dopuścić się jego były menedżer. Strona Lewandowskiego zgłosiła do prokuratury, iż zaczęła bać się agenta, który w zamian za "spokój" i "krycie" sugerowanych nieprawidłowości podatkowych, chciał pieniędzy. Kucharski tłumaczy, iż negocjował umowę wyjścia ze spółki RL Management, w której strony nie mogły porozumieć się co do rozliczenia i ostatecznej kwoty.
Jak można się domyślać, bo posiedzenia na wniosek pełnomocników Lewandowskiego toczą się za zamkniętymi drzwiami, właśnie tych newralgicznych tematów dotyczą setki pytań kierowane w stronę gracza Barcelony. Strona Kucharskiego nawiązuje do wzajemnych rozliczeń, osadza całą sprawę w kontekście negocjacji, a prokurator i prawnicy Lewandowskiego wytykają, w których miejscach rozmów doszło do szantażu, jak musiał czuć się wtedy sportowiec i jego najbliżsi, i jak Kucharski realizował groźby, o których wspominał, interesując sytuacją media, by "spokoju" nie było. Swoje pytania do pokrzywdzonego miał też sąd.
W środę Lewandowski odpowiadał na pytania wszystkich stron przed ponad pięć godzin. Miał w tym czasie dwie kilkunastominutowe przerwy. Czas na posiedzenie wykorzystano niemal maksymalnie. W czwartek też zapowiadała się długa rozprawa, która zaczęła się o godz.10. Tego dnia Lewandowski spędził w sądzie ponad 7 godzin, w czasie których z dwoma krótkimi przerwami cały czas był przesłuchiwany. Chociaż rozprawę planowano maksymalnie do 16. sąd prawdopodobnie zgodził się, by z uwagi na zagraniczne zamieszkanie pokrzywdzonego, zawód, jaki wykonuje i napięty kalendarz, prowadzić rozprawę, aż do wyczerpania pytań od wszystkich stron. To dlatego Lewandowski siedział na sali rozpraw do 17. Z tego co ustaliliśmy, pewna część zeznań składana była na stojąco, więc abstrahując od trudnych tematów, rozprawa była po prostu mocno obciążająca.
- Było intensywnie. Nie możemy ujawniać szczegółów, ale z samego faktu długości przesłuchania, można wyrobić sobie obraz, iż przedmiotem sprawy nie jest zwykły kryminalny szantaż. Przekaz tej sprawy jest bardziej skomplikowany, niż oczekuje tego druga strona. Sprawa ma drugie dno - przekazał nam obrońca Kucharskiego, Krzysztof Ways.
- W tego typu sprawach trzeba zachować powściągliwość - skomentował krótko. prof. Tomasz Siemiątkowski, pełnomocnik Lewandowskiego.
Teraz na przesłuchanie szykuje się żona piłkarza. Już wcześniej ustalono, iż kolejnym terminem rozpraw będzie 16 czerwca i właśnie wtedy Anna Lewandowska powinna pojawić się w sądzie.
Zmęczony, ale serdeczny dla kibiców
Lewandowski po rozprawie sąd opuszczał w asyście policji. Na pytania od dziennikarzy nie odpowiedział. Ani te dotyczące sprawy i zmęczenia (tu nie bardzo mógł), ani reprezentacji i tego czy do niej wróci i jak czuje się po dymisji Michała Probierza.
- Bez komentarza - przekazał mediom. Słychać to na materiale wideo na górze strony.
Lewandowski zjechał windą, wyszedł z budynku i choć był zmęczony, rozdał jeszcze kilka autografów, paru fanom, którzy czekali na chodniku. Pomachał też osobom, które zainteresowane zamieszaniem, otworzyły okna pobliskiego domu i krzyczeli coś z mieszkań.
Oprócz 16 czerwca, zarezerwowanego wstępnie dla Anny Lewandowskiej, sąd już wcześniej wyznaczył rozprawy na 18 i 25 września 2025 r. Wtedy świadkami mieli być przyjaciele i współpracownicy Lewandowskiego, Kamil Gorzelnik i Tomasz Zawiślak.