Legia powinna się wstydzić. Raków totalnie ją zdeklasował

2 godzin temu
Poniedziałkowa konferencja Rakowa Częstochowa miała wszystko, czego nie miał piątkowy briefing Legii Warszawa. Począwszy od prostoty i luzu, na najważniejszym, czyli konkretach skończywszy. Po latach spędzonych z Markiem Papszunem kibice Rakowa mogą czuć względny spokój, czego fani w Warszawie mogą tylko pozazdrościć.
- Koncentrujemy się na sobie. Nie jestem osobą, która śmieje się z potknięć przeciwnika. No, chyba iż są to potknięcia w meczach z nami. jeżeli uznajemy to za mecz, to możemy uznać, iż można to było poprowadzić lepiej - w taki sposób właściciel Rakowa Częstochowa - Michał Świerczewski - odpowiedział na pytanie dotyczące sposobu, w jaki Legia Warszawa negocjowała pozyskanie Marka Papszuna.


REKLAMA


Zobacz wideo Były piłkarz Legii o Papszunie: Moim zdaniem zrobi to jak w Rakowie


Ale Legia przegrała wizerunkowo nie tylko na przedłużających się negocjacjach. Gdyby meczem nazwać też sposób, w jaki oba kluby przedstawiły swoich nowych trenerów, to warszawiacy doznali kolejnej porażki. Może choćby bardziej bolesnej. Bo w poniedziałek Raków pokazał Legii, jak taka konferencja powinna wyglądać. I w Częstochowie wcale nie musieli się wznosić na wyżyny - i tak ograniczonych organizacyjnie - możliwości.
Konferencja Rakowa miała wszystko, czego nie miał briefing Legii
Nie chodzi o to, by w Legię znów uderzać, bo ona w piątek skompromitowała się sama. Zresztą sam Świerczewski nie miał takiego zamiaru, jednocześnie podkreślając, iż poza Rakowem to właśnie Legii kibicuje od lat i życzy jej jak najlepiej. Poniedziałkowa konferencja prasowa Rakowa po prostu powinna być dla warszawiaków wzorem i lekcją na przyszłość. I częstochowianie nie musieli robić wiele. Wystarczyły tylko i aż: prostota i konkret.
Konferencja prasowa w Częstochowie miała wszystko, czego nie miała ta piątkowa przy Łazienkowskiej. Przede wszystkim w Rakowie nikt nie szukał kwadratowych jaj i konferencję nazwał konferencją, a nie briefingiem, by później dorabiać do tego teorie o braku czasu w odpowiedzi na najtrudniejsze i zarazem najważniejsze pytania.
Po drugie, w sali konferencyjnej na stadionie Rakowa obok trenera - Łukasza Tomczyka - pojawił się właściciel klubu, który nie miał problemu z tym, iż nowego szkoleniowca przyćmił. W trakcie godzinnej konferencji to Świerczewski odpowiedział na zdecydowanie większą liczbę pytań i pod tym względem momentami dominował nad Tomczykiem. Ale nikt nie miał z tym problemu. Zwłaszcza iż nowy trener Rakowa dostępny był dla dziennikarzy także po zakończeniu oficjalnej części konferencji.


Po trzecie, Świerczewski był nie tylko chętny do rozmowy, ale odpowiadał też konkretnie i z uśmiechem. Tak jak wtedy, gdy uchylał rąbka tajemnicy z początków negocjacji z Tomczykiem. - Może użyję takiej analogii, która wzbudzi zainteresowanie, bo ostatnio zauważyłem, iż jak w pracy opowiadam analogie dotyczące relacji damsko-męskich, to wszyscy nagle odkładają telefony i komputery na bok i zaczynają się wsłuchiwać - zaczął Świerczewski.
- jeżeli twoja partnerka mówi ci, iż chciałby odejść do innego partnera, który jest jej młodzieńczą miłością z większego miasta, a ty wiesz, iż gdzieś obok jest fajna dziewczyna z sąsiedztwa, która w pierwszym kontakcie wydaje się być bardzo atrakcyjna i wiesz, iż się w tobie podkochuje, to ten kontakt był wykonany. Umówiliśmy się na kawę, a potem zaczęliśmy ze sobą randkować - dodał z uśmiechem.
Może to analogia zbyt banalna, może dla niektórych wręcz nie na miejscu, ale potężnie kontrastująca ze sztuczną i nikomu niepotrzebną wzniosłością i patosem, które - szczególnie na początku - biły od Marcina Herry. Wiceprezes Legii, zamiast po prostu przedstawić Papszuna, przez 10 minut przemawiał bez sensu, opowiadając o historii, trudnych momentach prowadzących do sukcesu i kilku jeszcze zupełnie niepotrzebnych rzeczach. Konkretu nie było w tym żadnego, w przeciwieństwie do odpowiedzi Świerczewskiego.
Świerczewski uspokoił kibiców Rakowa
Bo mimo iż głównym bohaterem poniedziałkowej konferencji w Częstochowie powinien być Tomczyk, to ani on, ani Świerczewski nie mieli problemu z tym, iż dziennikarze pytali o inne sprawy niż tylko te bezpośrednio dotyczące pierwszej drużyny. Obaj panowie doskonale zdawali sobie sprawę, iż właściciel klubu rzadko ma okazję, by komunikować się z kibicami, więc poniedziałkowa okazja została do tego wykorzystana w 100 proc.


I tak z odpowiedzi Świerczewskiego kibice Rakowa dowiedzieli się nie tylko dlaczego klub postawił na Tomczyka, a nie np. na Dawida Szwargę. Właściciel Rakowa opowiedział też m.in. o kulisach negocjacji z Legią, choć tu wiele powiedzieć nie mógł z uwagi na specjalną klauzulę ograniczającą obie strony.
- Dla mnie dziwne było to, iż Legia nie chciała zapłacić oczekiwanej kwoty. Gdyby tak było, dogadalibyśmy się od razu. Z mojej perspektywy ten ruch nie był najmądrzejszy. Gdyby Legia zapłaciła tę kwotę, dziś pewnie byłaby w innym miejscu - mówił Świerczewski.
Konkretów interesujących kibiców Rakowa było jeszcze więcej. Z wypowiedzi Świerczewskiego dowiedzieliśmy się m.in., iż wraz z przyjściem nowego trenera klub planuje zmienić politykę transferową: wydawać mniej i sprowadzać piłkarzy młodszych, by ich rozwijać i zarabiać na nich większe pieniądze. Było też o modyfikacji filozofii, współpracy i oczekiwaniach wobec Tomczyka. Na koniec Świerczewski odniósł się choćby do palącego tematu nowego stadionu Rakowa.
I choćby kiedy właściciel klubu opowiadał o zmianach w klubie, nie wbijał szpilek w Papszuna. Wręcz przeciwnie, zachowywał wobec niego wielką klasę, dziękując mu za lata współpracy już na początku konferencji prasowej. Raków zamknął rozdział z Papszunem najlepiej i najzgrabniej, jak się tylko dało, a przy okazji przekazał kibicom, czego mogą spodziewać się w najbliższej przyszłości. To pewnie było dla nich szczególnie ważne i po latach spędzonych z Papszunem mogą czuć umiarkowany spokój. A w Warszawie mogą tylko pozazdrościć.
Idź do oryginalnego materiału