Legia jest na skraju katastrofy. To jest mecz o wszystko

12 godzin temu
Na pierwszy rzut oka piątkowy finał Pucharu Polski to szansa dla Legii Warszawa na trofeum i uratowanie kolejnego nieudanego sezonu. W praktyce mecz z Pogonią Szczecin jest nieporównywalnie ważniejszy. Jego wynik może mieć wpływ na najbliższe miesiące, a może i lata przy Łazienkowskiej. Dla Legii to po prostu mecz o wszystko.
- Europejskie puchary to absolutnie podstawowe założenie i nasz obowiązek. o ile wygrywamy mistrzostwo Polski, ale nie awansujemy do pucharów, to postrzegamy sezon jako nieudany. Nie ma zmiłuj. Mówimy otwarcie: chcemy i powinniśmy grać w europejskich pucharach. To jest nasz cel - mówił Dariusz Mioduski w TVP Sport w lipcu 2020 r.


REKLAMA


Zobacz wideo Fredi Bobić dołącza do Legii Warszawa. Żelazny: Totalny bałagan w Legii


Ten cel, ta obecność w pucharach, to jedna z niewielu rzeczy, która w ostatnich latach w Legii jest stała. Mimo iż na początku samodzielnych rządów Mioduski mówił, iż jego marzeniem jest, by budżet klubu był niezależny od europejskich pucharów, to dziś udział w nich jest dla Legii obowiązkiem i absolutną podstawą do funkcjonowania na odpowiednim poziomie.
W sezonie, w którym drużyna Goncalo Feio nie ma szans nie tylko na mistrzostwo Polski, ale też ligowe podium, ostatnią deską ratunku pozostało zdobycie Pucharu Polski. Ale nie tylko dlatego Legia musi w piątek pokonać Pogoń Szczecin na Stadionie Narodowym. Dla klubu, ale też Feio i jego zawodników, to najważniejszy mecz co najmniej od dwóch lat i ostatniego finału na Narodowym.
Europa niezbędna dla zdrowych finansów
Legia stoi przed szansą zdobycia 21. Pucharu Polski w historii. Stołeczny klub jest zdecydowanym rekordzistą rozgrywek, bo drugi w klasyfikacji wszech czasów Górnik Zabrze wygrywał je tylko sześć razy. Pod względem prestiżu piątkowe spotkanie jest dużo ważniejsze dla Pogoni, która może zdobyć pierwsze w historii klubu trofeum.
Ale dla Legii mecz na Stadionie Narodowym będzie miał nieporównywalnie większą stawkę. To, czy drużyna Feio zdobędzie Puchar Polski, może mieć najważniejsze znaczenie nie tylko dla jej najbliższych miesięcy, ale może i lat. Wszystko przez wspomniany udział w europejskich pucharach i związanych z nimi finansami.


To, jak bardzo są one istotne, pokazał zeszłoroczny raport finansowy przygotowany przez firmę audytorsko-doradczą Grant Thornton. W poprzednim sezonie, kiedy Legia odpadła w 1/16 Ligi Konferencji po rywalizacji z Molde, za udział w rozgrywkach zarobiła 35,8 mln zł. Ponadto klub zarobił też o 21 mln zł więcej na dniach meczowych, co w większości zawdzięczał grze właśnie w europejskich pucharach.
Głównie dzięki udziałowi w Lidze Konferencji Legia w poprzednim sezonie miała przychody w wysokości 267 mln zł, czyli aż o 84 proc. więcej niż w rozgrywkach 2022/23. Rozgrywkach, w których nie brała udziału w europejskich pucharach, co najlepiej podkreśla ich istotę.
- Prawda była taka, iż mieliśmy spore problemy finansowe, wynikające z braku sukcesów w kraju i co za tym idzie - naszej nieobecności w europejskich pucharach - mówił Mioduski w rozmowie z Interią w lutym zeszłego roku.
Pieniądze są bardzo ważne, zwłaszcza iż przychody Legii za obecny sezon będą jeszcze wyższe. Przede wszystkim dlatego, iż w Lidze Konferencji klub zarobił aż 11,3 mln euro, czyli około 50 mln zł. Do tego trzeba będzie doliczyć prawdopodobnie rekordowe przychody z dnia meczowego, ale szczegóły poznamy dopiero jesienią przy okazji kolejnego raportu finansowego.


Niezależnie od niego wniosek jest prosty: Legia musi grać w europejskich pucharach. To ogromna część jej budżetu na obecny sezon, który według tygodnika "Piłka Nożna" wynosił 180 mln zł.
Piłkarze mogą odkupić winy
Same pieniądze to oczywiście nie wszystko. Gdyby było inaczej, Legia co roku zdobywałaby mistrzostwo Polski z wielką przewagą. A na to mistrzostwo czeka przecież od 2021 r. Pieniądze będą jednak potrzebne, by nowy dyrektor sportowy Michał Żewłakow - przy współpracy z Fredim Bobiciem - mógł w spokoju budować drużynę na kolejny sezon.
Swoją drogą, samo zwycięstwo w finale Pucharu Polski również jest sporo warte. Kiedy zwycięzca piątkowego spotkania otrzyma aż 5 mln zł, przegrany dostanie tylko milion. Różnica wynosząca około miliona euro to dla klubu jeden solidny transfer.
A przecież Legia musi się wzmacniać, a nie osłabiać. Klub potrzebuje nie tylko pieniędzy, ale też magnesu w postaci europejskich pucharów, by móc przyciągnąć piłkarzy lepszych od tych, którymi w tej chwili dysponuje Feio.


Właśnie, piłkarze. Dla nich ten mecz to też okazja, by pokazać, iż w kluczowym momencie mogą stanąć na wysokości zadania. Po bardzo słabym sezonie w ekstraklasie przyszłość niektórych zawodników stoi pod znakiem zapytania i dla nich to być może ostatnia szansa, by udowodnić swoją przydatność w drużynie. Piłkarze, którzy przez większą część sezonu zawodzili i irytowali, mają wielką szansę, by odkupić przynajmniej część winy.
Nikt nie będzie pamiętał o ćwierćfinale Ligi Konferencji, jeżeli Legia zakończy ten sezon bez trofeum, a co za tym idzie - bez udziału w europejskich pucharach w tym sezonie. Zwycięstwo z Pogonią może się więc okazać najważniejsze dla przyszłości budowania zespołu na kolejne lata, ale też zawodników, którzy mogą go tworzyć.
Mecz istotny też dla Feio i kibiców
Piątkowe spotkanie może też mieć wpływ na przyszłość Feio. Chociaż na razie nic nie wskazuje na to, by Legia miała przedłużyć wygasającą z końcem czerwca umowę Portugalczyka, to zwycięstwo z Pogonią może mu tylko pomóc. jeżeli nie w Legii, to w znalezieniu innej pracy.
Chociaż Feio pewnie tego nie przyzna, to mecz z Pogonią będzie najważniejszym w jego dotychczasowej karierze. Portugalczyk stoi przed szansą zdobycia pierwszego trofeum w roli trenera. Wcześniej - choćby z Legią - zdobywał i mistrzostwa, i Puchary Polski na Stadionie Narodowym, ale wtedy był "tylko" członkiem sztabu szkoleniowego.


Po kilka ponad roku pracy w Warszawie Feio mógłby pochwalić się i trofeum, i ćwierćfinałem Ligi Konferencji. W ten sposób mógłby nieco przykryć brak najważniejszego, czyli mistrzostwa Polski i sprawić, iż kibice mówiliby o nim nie tylko w kontekście kontrowersyjnych wybryków.
O kibicach wspominamy nie bez powodu, bo ich cierpliwość jest na wyczerpaniu. Jedno trofeum w cztery lata to zdecydowanie za mało. Kibice Legii znów nie doczekają się mistrzostwa, a już przed rokiem zapowiadali stosowne kroki, jeżeli klub nie ruszy w odpowiednią stronę.
"Mamy budowaną latami markę, historię, kosmiczny potencjał, pełny stadion i całkiem niezłą atmosferę na nim. Wydaje się, iż warunki są, aby powalczyć o więcej, ale znowu się nie udało. Znowu przegraliśmy sezon. Inaczej tego nie da się nazwać" - pisali w mediach społecznościowych.
"Jeśli klub nie zacznie wreszcie działać, rozliczać winnych obecnego stanu rzeczy, zamiast ciągle mamić nas plotkami, jakimiś abstrakcyjnymi statystykami o ilości autów wyrzucanych lewą ręką, w których przewodzimy itp., to podejmiemy stosowne kroki. Nie chcielibyśmy, aby miało to miejsce. Nie chcemy konfliktu z zarządem dla zasady. Chcemy wielkiej Legii i stosunków z klubem, które są zdrowe. Chcemy, aby takie pozostały. Ale jeżeli nic się nie zmieni, to nie grozimy, a informujemy: stadion przestanie się zapełniać jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. (...) Nie chcemy w klubie myślenia o Legii jako o kramiku z piłkarzami, gdzie tanio się kupi, drogo sprzeda i jakoś to się kręci. Głęboko liczymy na to, iż się obudzicie i razem znowu będziemy jechać po swoje. To bezwzględnie ostatnia szansa" - dodawali.


Trudno przewidzieć, jakie będą nastroje i reakcje kibiców Legii po piątkowym meczu. Ale jedno jest pewne: jakiekolwiek protesty nie służą rozwojowi klubu, o czym dobitnie przekonali się poprzedni właściciele. Dlatego Legia w piątek gra o coś zdecydowanie więcej niż tylko trofeum.
Idź do oryginalnego materiału