Andrzej Lebiediew wykonał cel i pozostanie w strukturach PGE Ekstraligi. 31-letni Łotysz zamieni jedynie miasta w Lubuskim, ponieważ przeniesie się do Stelmet Falubazu Zielona Góra. Sympatyczny żużlowiec podziękował kibicom Gezet Stali Gorzów za wsparcie, a przede wszystkim żałuje, iż wszystko potoczyło się w takim kierunku.
– Faktycznie, zżyłem się z kibicami Stali – powiedział Lebiediew na łamach Gazety Lubuskiej. – Bardzo sprzyjała mi atmosfera wśród kibiców, działaczy i ludzi dookoła klubu. Trochę mi żal było, jak się to potoczyło. Może to słabo brzmi, jeżeli chodzi o moje przejście do Falubazu, bo wiemy, jaka jest historia tych dwóch klubów, ale muszę patrzeć tylko ze swojej perspektywy i naprawdę podziękować „stalowej rodzinie” za tak miłe przyjęcie i takie słodko-gorzkie pożegnanie. Słodkie to było to, iż kibice naprawdę docenili moją osobę, a gorzkie to, iż naprawdę było żal odchodzić w dużym stopniu.
Tłumaczy odejście?
Przede wszystkim Andrzej Lebiediew to w tej chwili zawodnik cyklu Speedway Grand Prix, który w mijającym roku stanął dwukrotnie na podium. Nie dość, iż utrzymał się naturalnie w cyklu to jeszcze otworzył drzwi na powrót Michaela Jepsena Jensena. Łotysz jednak nie chce się martwić finansami, szczególnie przy tak intensywnym życiu żużlowca. Był to prawdopodobnie jeden z powód, dlaczego 31-latka nie będzie na gorzowskim stadionie jako zawodnika Gezet Stali.
– Jestem zawodnikiem Grand Prix i mam budżet zabezpieczający mnie jako zawodnika startującego w mistrzostwach świata. Mam ten budżet komfortowy przed sezonem i ci sponsorzy, którzy mnie wspierają, zabezpieczają mi ten komfort finansowy. W wyniku tego mogę płacić na czas swojemu teamowi i nie muszę się martwić o płynność finansową. w okresie skupiam się na jeździe i na zdobywaniu punktów, nie patrząc na konto. Bardzo dziękuję swoim sponsorom, partnerom, którzy dali mi ten komfort, na który naprawdę bardzo długo pracowałem. Ten komfort psychiczny w dużej mierze zależy od komfortu finansowego, dlatego nie odczułem tak bardzo tych problemów w trakcie sezonu i mogłem się skupić na jeździe i po prostu bawić się z tymi kibicami, którzy bardzo miło mnie przyjęli – opowiada.
Dlaczego Falubaz?
Nie da się ukryć, iż niektórzy kibice sceptycznie podchodzili do informacji o odejściu Andrzeja Lebiediewa do Stelmet Falubazu Zielona Góra. Oczywiście nie będzie on pierwszym zawodnikiem, który dokona ruchu na linii Stal-Falubaz, ale samo ogłoszenie spotkało się z dużym zaskoczeniem. Łotysz przyznał, iż miał na stole kilka innych ofert i to Falubaz okazał się być tą najrozsądniejszą.
– Miałem kilka ofert i nie będę zdradzał od kogo. To też były ekstraligowe kluby. Zadzwonił do mnie Piotr Protasiewicz. Długo rozmawialiśmy o filozofii drużyny. Poczułem się w jakimś stopniu potrzebny i poczułem, iż będę miał swoją rolę, ale nie taką, którą zwykle pełniłem w ostatnich latach – opowiada. – Nie ukrywajmy, iż większość klubów, w których jeździłem, kontraktowała mnie jako drugą linię, trzeci, czwarty lider w drużynie itd., ale potem wychodziło tak, iż ta drużyna jeździ słabiej i od Andrzeja Lebiediewa wymagają punktów jak od lidera. Powtarzam: nie zarabiam jako lider, a oczekiwania potem były niejednokrotnie duże. Przez to doświadczyłem hejtu ze strony różnych osób. Poczułem, iż rola, która jest przeznaczona dla mnie w Falubazie, wydaje mi się idealna i iż mogę w końcu złapać ten oddech i poczuć komfort.
Nie może się doczekać derbów
Derby rządzą się swoimi prawami, a szczególne Derby Ziemi Lubuskiej. Stal i Falubaz od wieku walczą między sobą o prymat na rodzimej ziemi, przy czym same spotkania elektryzują kibiców ze wszystkich ośrodków. Andrzej Lebiediew miał okazję być częścią tego wszystkiego w tym roku i naprawdę jest zadowolony, iż za rok znowu tego doświadczy. Tym bardziej po drugiej stronie barykady.
– Jeszcze jako kibic, oglądając w telewizji, czekałem zawsze na derby. I wychodzi tak, iż będę miał okazję drugi rok z rzędu być częścią tych derbów, i to dla mnie bardzo wyjątkowe mecze. Nie dało się odczuć tych derbów tak naprawdę w Gorzowie, bo cały czas padało i choćby kibiców nie widziałem, ale w Zielonej Górze to już było po prostu „wow”. To było coś wyjątkowego i na ten mecz byli zaproszeni moi koledzy z Rygi, którzy chcieli wybrać się właśnie na ligowy żużel. Powiedziałem im: „jak macie czas, to musicie przyjechać do Zielonej Góry”. I oni przyjechali, i czuli, jakby byli na Lidze Mistrzów w piłce nożnej. To jest komplement dla fanów lubuskiego żużla. Derby to jest coś wyjątkowego dla polskiego speedway’a – kończy Lebiediew.
