Najpierw spojrzeliśmy na składy – plotki się potwierdziły, a Wojciech Szczęsny faktycznie dostał szansę w Lidze Mistrzów. Później zerknęliśmy w tunelu na niego i Roberta Lewandowskiego – poczuliśmy dumę. Aż wreszcie obejrzeliśmy pół godziny meczu z Benfiką – i nie mogliśmy uwierzyć. Błąd za błędem. Wpadka za wpadką. Koszmar. Aż przyszła jedna z ostatnich akcji tego szalonego meczu, a Polak przy wyniku 4:4 zatrzymał Angela Di Marię w sytuacji sam na sam. Później, gdy Raphinha strzelił gola na 5:4, Polak śmiał się najgłośniej na stadionie, bo poniekąd mu się upiekło. Część win odkupił. Wątpliwości jednak nie rozwiał.
REKLAMA
Zobacz wideo Czy Wojciech Szczęsny wskoczy na stałe do bramki Barcelony? "On musi być głównym aktorem"
Po kolei. Pierwszy stracony przez Szczęsnego gol? Bez jego winy, ale pechowo, już w pierwszej akcji. Drugi? Powtórka z meczu z Senegalem na mundialu 2018 - fatalna w skutkach wycieczka poza pole karne, kraksa z Alejandro Balde i własnymi ambicjami, po której Vangelis Pavlidis przejął bezpańską piłkę i wturlał ją do pustej bramki. Trzeci gol? Kolejna interwencja Szczęsnego, którą już kiedyś niestety widzieliśmy - na Narodowym, przeciwko Grecji, podczas meczu otwarcia Euro 2012. Wyszedł raptownie z bramki, wpadł w rywala, sędzia odgwizdał rzut karny, ale czerwoną kartkę trzymał w kieszeni, bo od tamtej pory zmieniły się przepisy. Szczęsny musiał więc ratować się sam. Nie dał rady - rywal uderzył w przeciwną stronę. Czwarty gol? Pech - piłkę tuż sprzed rąk wybił mu Ronald Araujo i trafił do własnej bramki. Mogła paść jeszcze piąta bramka, w doliczonym czasie gry, przy wyniku 4:4, gdy uderzał Di Maria. Wówczas jednak Szczęsny zachował się idealnie i zdołał odbić piłkę nogą.
Półgodzinny koszmar. Wojciech Szczęsny popełniał błąd za błędem
Serial z Wojciechem Szczęsnym ma już tyle zwrotów akcji, iż widzom może zakręcić się w głowie. Nie sposób zgadnąć, w którą stronę zmierza, ani tym bardziej - jak się skończy. Niemal każdy kolejny odcinek burzy tezy ułożone w poprzednim. Najpierw wydawało się, iż Polak wskoczy do bramki Barcelony niemal od razu, prosto z emerytury, bo wszyscy zapamiętali Inakiego Penę z poprzedniego sezonu jako nieporadnego i zestresowanego. Później jednak okazało się, iż Hiszpan znacząco się poprawił, jest pewniejszy siebie, a w dodatku doskonale odnalazł się w stylu gry Hansiego Flicka, w którym obrońcy ustawiają się bardzo daleko od własnej bramki, więc bramkarz musi wielokrotnie wybiegać poza pole karne, by ich asekurować. Robił to średnio ponad sześć razy na mecz, a błąd popełnił tylko jeden – z Borussią Dortmund w Lidze Mistrzów.
Hansi Flick trzymał się swojego wyboru przez trzy miesiące i sadzał Szczęsnego na ławce rezerwowych. Wystawił go dopiero po Nowym Roku - najpierw w Pucharze Króla, a później, wobec spóźnienia Peni na przedmeczową zbiórkę, również w dwóch meczach Superpucharu. Szczęsny grał nieźle. Przeciwko Realowi Madryt miał dwie dobre interwencje, ale też poważną wpadkę - faul na Kylianie Mbappe, za który dostał czerwoną kartkę. Flick przymknął na to oko. Na konferencjach prasowych zachwycał się jego osobowością, doświadczeniem i zachowaniami na boisku.
W następnym meczu Pena wrócił jednak do bramki, bo Szczęsny był zawieszony. I znów nie zawiódł, dlatego napływające w ostatnich dniach informacje, iż Flick planuje wystawić Polaka w Lidze Mistrzów, były traktowane z dystansem. Okazały się prawdziwe. Co zatem oznaczała ta decyzja? Dotyczyła tylko tego meczu? A może hierarchia zaczęła się zmieniać? Puchary dla Szczęsnego, liga dla Peni? Dlaczego Flick zdecydował się na zmianę bramkarza? Chodziło o znacznie większe doświadczanie Szczęsnego w Europie? A może był to tylko gest, mający nagrodzić jego zaangażowanie i postawę na treningach? Te pytania przychodziły do głowy jeszcze przed meczem z Benfiką. W 30. minucie pytanie było już tylko jedno - czy Flick da Szczęsnemu kolejną szansę.
Tę w Lizbonie ostatecznie bowiem zmarnował. Owszem, w akcji z Di Marią uratował Barcelonę, ale wcześniej popełnił błędy w sytuacjach, które przy ekstremalnym stylu gry Barcelony będą się powtarzały. Trener każdego zespołu, przygotowując swój zespół do spotkania z drużyną Flicka, będzie bowiem prosił pomocników o prostopadłe zagrania za linię obrony. To najprostsza droga do bramki. Bramkarz, który pewnie czuje się na przedpolu, jest wręcz niezbędny, by się przed takimi atakami obronić. I w tym konkretnym aspekcie Pena jest od Szczęsnego lepszy. Polak dotychczas w taki sposób nie grał. W Juventusie taktyka była wręcz zupełnie inna - obrońcy grali znacznie bliżej własnej bramki, często czekali na rywali w okolicach pola karnego. A Szczęsny niejednokrotnie mówił, iż właśnie taki styl pasuje mu najbardziej.
Co za mecz! Koledzy uratowali Szczęsnego
O ile pierwsza połowa sprowadzała się do błędów Szczęsnego i nietrafionej decyzji Flicka o zmianie bramkarza, o tyle druga była całkowicie szalona i nieprzewidywalna. Kuriozalny błąd popełnił Anatolij Trubin, samobója strzelił Araujo, Lewandowski wykorzystał rzut karny i pozwolił Barcelonie złapać kontakt z Benfiką (to był gol na 4:3), a na koniec Eric Garcia i Raphinha golami w 87. i 96. minucie dali jej zwycięstwo. Z tego chaosu wyłoniła się uśmiechnięta twarz Szczęsnego, który po ostatnim gwizdku dopadł do cieszących się na środku boiska kolegów. Miał im za co dziękować. Gdyby nie oni, mówiłoby się tylko o jego błędach.
Benfika - Barcelona 4:5
2' - Pavlidis 1:0
13' - Lewandowski 1:1 (rzut karny)
22' - Pavlidis 2:1
30' - Pavlidis 3:1
64' - Raphinha 3:2
68' - Araujo sam. 4:2
78' - Lewandowski 4:3 (rzut karny)
87' - Garcia 4:4
96' - Raphinha 4:5