10 procent - tak przed ćwierćfinałem sztuczna inteligencja oszacowała szanse Alexandry Eali na pokonanie będącej wiceliderką światowego rankingu Igi Świątek. 19-letnia tenisistka z Filipin swoimi wcześniejszymi meczami w Miami pokazała już, iż takie wyliczenia w jej przypadku można wyrzucić do kosza. Boleśnie przekonała się o tym też w środę starsza o cztery lata Polka. Trener Wim Fissette cały czas starał się jej podpowiadać i ją motywować, ale w pewnym momencie faworytka spotkania miała już dość.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
Gdy przed tym meczem w programie stacji Tennis Channel jeden z ekspertów stwierdził, iż Eala wygra turniej w Miami, to pozostałe dwie osoby zareagowały szeroko otwartymi oczami i parsknięciem śmiechu. Autor zaskakującej tezy przekonywał, iż tworząca historię filipińskiego tenisa nastolatka (jest m.in. jedyną tenisistką z tego kraju w rankingu WTA) gra w tej chwili świetny tenis i mistrzostwo wykorzystuje siłę uderzenia rywalki. Na koniec sam przyznał, iż obstawił środowe zwycięstwo Eali trochę po to, by zwrócić na siebie uwagę. Ostatecznie okazało się jednak, iż to on miał rację.
Od trzech lat Świątek nie schodzi poniżej drugiego miejsca w rankingu i często o jej rywalkach mówi się, iż w pojedynku z nią nie mają nic do stracenia. Z pewnością można to też było powiedzieć o Eali. Sukcesy, ranking, doświadczenie i zarobki na korcie - w każdej z tych kategorii przewaga zdobywczyni pięciu tytułów wielkoszlemowych nad Filipinką, która wciąż czeka na debiut w głównej drabince tych zmagań w seniorskim wydaniu, jest przygniatająca.
Leworęczna Eala, już wychodząc w środę na kort, mogła już czuć się wygrana. Przed tym występem dla Florydzie nigdy nie wygrała dwóch meczów z rzędu w turniejach WTA, a teraz zanotowała do środy trzy (nie uwzględniamy tu walkowera z 1/8 finału po rezygnacji Pauli Badosy) i to w imprezie rangi 1000.
Pierwsze dwa gemy jeszcze nie zwiastowały sensacji. Kibiców Świątek uspokoić nieco mógł też bandaż na lewym udzie Eali, ale ta gwałtownie pokazała, iż nie ma żadnych ograniczeń i biegała po całym korcie, walcząc o każdą piłkę. Obie tenisistki co chwilę siągały po ręcznik, co było związane z trudnymi warunkami - w porze meczu było bardzo upalnie i wilgotno. Zdecydowanie lepiej w tej amerykańskiej saunie odnalazła się Filipinka.
Początkowo obie solidarnie wykorzystały drugą okazję na przełamanie, obu przytrafiały się też podwójne błędy. Szybciej jednak przebudziła się Eala, która dzięki większej dynamice objęła prowadzenie 3:1. Fissette zwracał wtedy Polce uwagę na pracę stóp. W jej grze jednak kilka się zmieniało, a do tego doszła nerwowość. Po przegraniu przez nią ośmiu punktów z rzędu na tablicy było już 2:5. Szkoleniowiec zachęcał fawortykę do wykrzesania z siebie więcej energii i zwiększenia prędkości serwisu, ale jego mina była coraz bardziej nietęga. Świątek zaś po chwili schodziła na przerwę po przegraniu pierwszego seta.
Na tym jej zła passa się nie skończyła, bo po stracie piątego gema z rzędu przegrywała w drugiej odsłonie już 0:2. Dopiero po niemal 70 minutach w jej grze coś drgnęło. Zaczęła mocniej uderzać piłkę i przegoniła nieco czarne chmury, które już mocno gromadziły się nad jej głową. Prowadzenie 4:2 natchnęło nadzieję kibiców Polki, iż jest na najlepszej drodze do powrotu na adekwatne tory. Tyle iż po kilku minutach ta przewaga była już przeszłością. Fissette nie ustawał w dopingowaniu swojej tenisistki. Świątek zaś w pewnym momencie zareagowała bardziej emocjonalnie. - Próbuję! - krzyknęła. Ale te starania nic nie dały.
Tym samym Świątek dołączyła do innych słynnych ofiar Eali w Miami. Ta w drodze do ćwierćfinału pokonała dwie mistrzynie wielkoszlemowe - Jelenę Ostapenko i piątą na światowej liście Madison Keys. Została tym samym pierwszą reprezentantką Filipin w Open Erze, która wygrała z tenisistką z Top10. Teraz dołożyła jeszcze pierwszą w karierze wygraną nad światową dwójką.