Podczas tegorocznej edycji Wings for Life World Run globalną zwyciężczynią została biegnąca w Poznaniu Katarzyna Szkoda. Kasia sprawiła nie lada niespodziankę, osiągając najlepszy wynik na świecie – 55,07 km. To druga Polka po Dominice Stelmach, która wygrała tę imprezę. Jak wyglądały przygotowania zawodniczki do biegu, jak wyglądała jej walka na trasie biegu i jakie ma dalsze plany na swoją biegową karierę, dowiecie się z naszego wywiadu.
Kasia Szkoda – rekordy życiowe:
10km: 36:00 (Swarzędz 2022)
Półmaraton: 1:17:56 (Poznań 2023)
Maraton: 2:42:59 (Walencja 2022)
Janusz Romanowicz: Jak wyglądały Twoje przygotowania do Wings for Life? Czy był to cel Twoich przygotowań?
Katarzyna Szkoda: Jakoś specjalnego i wybitnego przygotowania pod kątem stricte Wings’a tak adekwatnie to nie było. Ja pracuję cały czas ze swoim trenerem nad takim przygotowaniem ogólnym, nad budowaniem sprawności, żebym mogła biegać coraz szybciej, coraz lepiej, ale też przede wszystkim zdrowo, także to jest rozwój dosyć równomierny. Tak naprawdę wynik z Wingsa jest efektem wielomiesięcznej pracy. Ważnym etapem było na pewno przygotowanie do maratonu w Walencji, kiedy skupialiśmy się na trochę dłuższych biegach, dłuższych pod kątem przede wszystkim kilometrażu i też czasu (red. w Walencji Kasia pobiegła 2:42:59). Potem grudzień, styczeń było to troszkę zejście z kilometrażu, spokojnie bieganie. Styczeń – obóz w górach, taki tygodniowy, gdzie znowu tych kilometrów pojawiało się dużo, a potem tak naprawdę treningi zaczęły być bardziej intensywne, pojawiały się różne jednostki standardowe, czyli podbiegi, zabawy biegowe – małe i duże. Biegi ciągłe też w drugim zakresie, ale tak naprawdę bardziej przygotowywałam się pod kątem półmaratonu w Poznaniu, który był w połowie kwietnia i później tylko dołożyliśmy jeszcze przez ten tydzień w zasadzie trochę kilometrów, żeby trochę te nogi rozbujać i to były całe przygotowania, czyli takiego nic specjalnego, nic wybitnego nie było. Bazowaliśmy cały czas na takiej codziennej pracy, którą jakby zgodnie z całym planem na cały rok wykonujemy.
Jaki był Twój najcięższy trening podczas przygotowań?
Chyba od zawsze najbardziej mobilizuję się na zabawach biegowych, zwłaszcza tych większych. Takie treningi faktycznie wymagają ode mnie większego skupienia, ale to są fajne jednostki, które pozwalają się „zmęczyć”. Najważniejszym zadaniem było dobranie przez Trenera takich jednostek, które będą jak najlepiej dopasowane do mojego organizmu i pozwolą mi wycisnąć z niego jak najwięcej.
Jaki był twój najdłuższy bieg przed Wings for Life?
To też stricte może nie przed Wings’em, ale powiedzmy w tym okresie przygotowawczym, chyba tym razem najdłuższy ciągły to był w okolicach 16 km. Najdłuższe wybiegania, które mi się zdarzały teraz to były może w okolicach 20-22 km. Przed maratonem robiłam takie wybiegania w okolicach 30 kilometrów, ale to były raczej może 3-4 treningi na przestrzeni dwóch miesięcy, ale tak jak wspominałam, chyba dosyć naturalnie też wychodzą mi te dłuższe biegi. Ta wytrzymałość jest chyba moją mocną stroną. Także skupialiśmy się na takim rozwoju wytrzymałości tempowej i takie budowanie szybkości mimo wszystko też. No i wiadomo, przede wszystkim w zdrowiu się rozwijać, nie złapać żadnej kontuzji.
Jak dbasz o regenerację? Czy wykonujesz dodatkowe ćwiczenia, by wyeliminować ryzyko kontuzji?
Słowem wstępu regeneracja to wiadomo najważniejszy element przygotowań i treningów. Czasem trudno jest złapać ten balans i tę równowagę, i dobrą regenerację między treningami, pomiędzy pracą i całym tak zwanym życiem. Ja przede wszystkim staram się dosyć regularnie chodzić na saunę, na basen i to na tym basenie choćby się trochę poobijać. Pójść na basen solankowy, delikatnie popływać. Latem jest też czasami rower, czysto rekreacyjny, ale przede wszystkim to są ćwiczenia takie wzmacniające. Już cardio raczej nie realizuję dodatkowo. Staram się poćwiczyć tak około 4 razy w tygodniu. Minimum absolutne to jest takie pół godziny, ale zdarza się też, zwłaszcza w okresie zimowym, iż to są 2 razy w tygodniu około godziny, półtorej godziny mniej więcej różnych ćwiczeń. Najczęściej z obciążeniem własnego ciała, czasem dodatkowo niewielkie ciężary, ale to też wiadomo w zależności od okresu przygotowawczego, w jakim się akurat znajduję.
Stosujesz jakąś dietę?
Staram się po prostu zwracać uwagę na to, co jem. Bardzo lubię wszelkie warzywa, owoce, ale też na szczęście mogę się chyba cieszyć z tego, iż w genetycznym prezencie od rodziców dostałam dosyć dobry metabolizm. Wiadomo, iż przed startami czy też po biegu, w ramach nagrody, jakieś ciacha to zawsze, jak najbardziej, w ilościach dosyć dowolnych. Ale tak na co dzień, pilnuję regularności posiłków i ich różnorodności – zdrowe, zbilansowane posiłki 4-5 razy dziennie i dobre nawodnienie to podstawa. Muszę szczególnie uważać na poziom żelaza, bo tutaj niestety mam tendencję do wpadania w stany lekkich niedoborów, co też chyba jest przypadłością całkiem wielu kobiet, zwłaszcza biegających na długich dystansach.
Podczas Wings for Lige celowałaś w konkretny wynik?
Chciałam przede wszystkim poprawić wynik z zeszłego roku, czyli 47 km – chciałam więc przebiec na pewno 47 plus. Gdzieś tam sobie po cichu zakładałam, iż taka fajna liczba jak 50 km i wiedziałam, iż jeżeli wszystko pójdzie okej, to nie powinno być problemu z osiągnięciem tego wyniku. A iż udało się jeszcze pięć kilometrów dorzucić – to tym lepiej, tym fajniej. To już było takie miłe, delikatne zaskoczenie, iż aż na tyle wystarczyło siły.
Miałaś jakieś kryzysy w trakcie biegu?
Były delikatne „kryzysy”, gdzieś już w okolicach, jeżeli dobrze pamiętam, po maratonie, ale to były bardziej takie myśli na zasadzie – już przestaje być tak fajnie, lekko i przyjemnie, trzeba się trochę bardziej skupić, trochę bardziej zmobilizować do tej pracy, więc nie nazywałabym tego aż takim kryzysem. Nie musiałam walczyć ze sobą ani ze swoją głową, nie przeżyłam drastycznego załamania czy zderzenia ze ścianą. Pod tym kątem był to przyjemny bieg i dosyć też komfortowy również dla głowy.
Między innymi zwyciężyłaś z Dominiką Stelmach – pierwszą Polką, która wygrała Wings for Life. Miałaś okazję, żeby z nią wcześniej rywalizować na innych zawodach?
Nie. Dominika w środowisku biegowym – i nie tylko – jest prawdziwą ikoną, sama zresztą bardzo ją podziwiam i kibicuję. Nie miałyśmy okazji razem stanąć na linii startu, ale w zeszłym roku miałam przynajmniej okazję wymienić z nią kilka słów na Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich w Lądku Zdroju. Mam nadzieję, iż kiedyś uda się spróbować Dominikę dogonić gdzieś na jakichś zawodach.
Właśnie, próbujesz dogonić Dominikę, a ciebie gonił Adam Małysz. Może to nie jest postać związana z bieganiem, ale jednak skoki narciarskie też w czasach twojego dzieciństwa były bardzo popularne. Czy miałaś okazję, żeby porozmawiać z Orłem z Wisły? Może też był dla Ciebie jakimś autorytetem z czasów młodości?
Tak, jak słusznie zauważyłeś, całe moje dzieciństwo przypadło na czas fali sukcesów Adama i „małyszomanii”. W zasadzie każdy zimowy weekend w domu to był taki stały punkt – oglądanie skoków w telewizji – zresztą jak pewnie w większości polskich domów. Adam to wprawdzie postać niewywodząca się z tego środowiska biegowego, ale zdecydowanie cieszy się wśród wszystkich innych sportowców – również sportowców amatorów – dużą estymą i dużym szacunkiem. I tak, już na samej mecie, kiedy ja dotarłam na metę, w sensie zostałam już dowieziona na Targi Poznańskie i Adam przywiózł też Darka Nożyńskiego, to miałam okazję chwilkę porozmawiać, zbić piątkę, zrobić sobie wspólne zdjęcie. To było bardzo miłe i była to bardzo przyjemna chwila.
Zwycięstwo w globalnej rywalizacji Wings for Life uważasz za swój największy sukces w karierze?
Trudno mi się odnosić do mojego biegania jako do jakiejś „kariery”. Na pewno to jest bardzo medialne zwycięstwo. Super sprawa, też pokazało mi to dużo, jeżeli chodzi o moje własne możliwości, ale czy największy sukces? Mam nadzieję, iż jeszcze większe osiągnięcia przede mną.
Co wyróżnia Wings for Life na tle innych zawodów? Jakbyś miała zrobić taki ranking najfajniej zorganizowanych zawodów, w których brałaś udział, to gdzie by on się znalazł?
Na pewno bardzo wysoko, ale Wings to jest w ogóle taki bieg, który zajmuje szczególną pozycję. Trudno by mi go było porównać z innymi biegami, ponieważ sama ta formuła goniącej nas mety jest unikatowa. Nie mamy wyznaczonego konkretnego celu, konkretnej granicy, tylko cały czas w jakiś sposób musimy się mobilizować do dalszego działania, przesuwać granice swojego zmęczenia, aby osiągać jak najwięcej. To jest naprawdę taki game changer – to bardzo dużo zmienia w nastawieniu i w taktyce, jak w ogóle podejść do tego biegu. Ale to, co jest w ogóle najważniejsze, to jest kwestia samej idei. Wszyscy wiemy, iż to jest bieg charytatywny – biegniemy dla tych, którzy nie mogą. Będę to mocno podkreślać, bo to naprawdę się czuje – atmosfera na samym biegu, na starcie, na trasie jest w jakiś sposób wyjątkowa. To naprawdę coś innego, wspaniałego, jak ta idea jednoczy i napędza. Myślę, iż to jest też idealny bieg dla osób, które biegają, są aktywne i chciałyby wystartować w jakichś zawodach, poczuć tę atmosferę wielkiego święta, ale z jakichś powodów jeszcze do tej pory wahały się albo obawiały – jak najbardziej zachęcam do udziału w Wingsie. To jest bieg, który naprawdę pokazuje, jaką siłę oddziaływania mają nasze działania – w tym przypadku bieganie – i jakie ma to realne przełożenie na zdrowie i życie – nasze własne i innych osób.
Jeśli chodzi o twoje kolejne cele biegowe to, czego się można spodziewać po tobie jeszcze w tym roku?
Na początku czerwca biegałam taki pierwszy mocniejszy sprawdzian. To był bieg na 10 km w Swarzędzu, w którym aktualnie mieszkam. W przyszłym tygodniu biegnę półmaraton w Grodzisku Wielkopolskim, w moim rodzinnym mieście, z którego pochodzę i zobaczymy, na ile mnie tam stać (red. Kasia zajęła drugie miejsce z czasem 1:20:19). Na drugą część roku na pewno będę chciała dalej poprawiać się na tych dystansach ulicznych i gdzieś w okolicach jesieni-zimy na pewno będę chciała ponownie zmierzyć się z dystansem maratonu i oczywiście powalczyć o jak najlepszą życiówkę.
To ile teraz miałaś na 10 km?
Równe 36 minut, także moje marzenie o 35 z przodu jeszcze troszkę musi poczekać, bo tej sekundy zabrakło.
Ale to twój rekord życiowy?
Tak, poprawiłam się o 40 sekund, także progres jest dosyć widoczny, ale dużo pracy jeszcze przede mną. Jest apetyt na więcej.
Startowałaś raz w maratonie. To był dla ciebie najbardziej wymagający dystans?
Czy najbardziej wymagający? Nie wiem, powiem szczerze – każdy bieg jest dla mnie inną historią i każdy dystans ma swoją specyfikę. Jak wspominałam, łatwiej chyba przychodzi mi bieganie dłuższych dystansów. Maraton to wprawdzie dużo kilometrów, ale na przykład bieg na dystansie 10 km oznacza dużą intensywność i szybkość. Maraton i bieg na 10 km – to są zupełnie inne wysiłki i na każdym trzeba się trochę inaczej postarać, i trochę inaczej zmęczyć.
W trakcie sezonu można jednocześnie trenować i do 10 km i do maratonu, tak by na obu dystansach poprawiać życiówki?
Na pewno przygotowania do dystansu maratońskiego są jednak trochę bardziej czasochłonne. Trzeba jednak trochę tego czasu poświęcić i swoje kilometry wybiegać, także akurat w moim przypadku ten maraton – jeden, dwa w roku wystarczą. Na pewno w moim kalendarzu startów jest więcej biegów na 10 km i półmaratonów. Dobrze też wykorzystać te starty na krótszych dystansach jako element przygotowania w drodze do maratonu. Tak jak mówiłam. Stawiamy z Trenerem na rozwój całościowy, przez cały rok. W moim przypadku do tej pory z sukcesem udawało się łączyć te przygotowania i łamać kolejne granice.
Często słyszy się, iż po maratonie nogi są takie trochę wolniejsze, iż na przykład przez dłuższy czas zawodnicy nie potrafią wrócić do swoich najlepszych wyników na 5 czy 10 km. Też to zauważyłaś u siebie?
Osobiście po maratonie nie miałam okazji biegać jakiegoś krótszego dystansu, ale na pewno – jeżeli damy z siebie na dystansie maratonu wszystko na maratonie, to to zmęczenie po na pewno się pojawi. Wtedy szczególną uwagę trzeba zwrócić do tej regeneracji – najlepiej aktywnej. Na pewno nie kłaść się od razu na kanapie. To na pewno nie będzie dobre rozwiązanie. Jednak praca włożona w przygotowania do maratonu na pewno nie znikają z dnia na dzień, także po złapaniu chwili świeżości można się miło zaskoczyć na krótszych dystansach – siła pozostaje, nogi pamiętają. Ale tak naprawdę to wszystko jest bardzo indywidualne – może kiedyś sama spróbuję i przetestuję na własnej skórze.
I na koniec jak możesz podziękować komuś, dzięki komu osiągnęłaś ten sukces podczas Wings for Life.
Najbardziej chciałbym podziękować mojemu trenerowi, Romanowi Borkiewiczowi, bo to on jest ojcem tego sukcesu. To jest jego wieloletnie doświadczenie i przede wszystkim umiejętność pracy z zawodnikiem – zwłaszcza z amatorem, takim jak ja. Jak już mówiłam, czasem ciężko pogodzić bieganie i tą całą życiową resztę. A dzięki Trenerowi Romanowi, wszystko jest poukładane, spięte w całość. To on potrafił przygotować mnie na bieganie na takim poziomie. Zresztą nie tylko mnie, ale również całą moją biegową rodzinę #JestemOdRomka. Im tutaj również bardzo dziękuję – to wsparcie i wzajemna motywacja są bezcenne. Razem napędzamy się do jak najlepszych wyników, motywujemy się, wspólnie świętujemy, to jest bardzo duży kop pozytywnej energii. Wtedy chce się po prostu bardziej starać, chce się bardziej biegać, chce się jak najwięcej z siebie dawać. No i najważniejsze – razem po prostu świetnie się tym wszystkim bawimy!