Jagiellonia trafiła najgorzej, jak mogła. Jeden moment zmienił wszystko

1 dzień temu
Jeszcze niedawno mogli patrzeć z zazdrością, jak ich odwieczny rywal siedem razy wygrywa Ligę Europy, regularnie gra w Lidze Mistrzów czy godnie rywalizuje z FC Barceloną i Realem Madryt. Teraz nastąpiła jednak zmiana warty i w gorącej Sewilli rządzi Real Betis, ćwierćfinałowy przeciwnik Jagiellonii Białystok w Lidze Konferencji, który także po raz pierwszy od siedmiu lat wygrał ligowe Gran Derbi. - Rywalizacja o prymat w Sewilli kiedyś nie miała żadnych limitów, a teraz, choć dalej jest ekstremalnie duża, to zawsze z "sevillanią" - mówi nam dziennikarz "Diario de Sevilla" Manu Colchon.
Podczas gdy w Polsce wielu mówi "Gran Derbi" o rywalizacji Realu Madryt z FC Barceloną, tak naprawdę nie ma to wiele wspólnego z prawdą. Mecze Real - Barca to w Hiszpanii tylko i wyłącznie "El Clasico", a nazwa "Gran Derbi" jest przypisana zupełnie innym derbom - tym z Sewilli. To właśnie starcia Realu Betis z Sevillą od blisko stu lat (pierwsze miały miejsce w 1928 roku) uznawane są za jedne z najbardziej elektryzujących derbów w Europie i na świecie.


REKLAMA


Zobacz wideo Żelazny: Jagiellonia zagrała lepszy mecz niż Legia, ale wciąż to była przepaść


Oba kluby mogą się pochwalić po jednym mistrzostwie Hiszpanii, ale jeszcze z lat 30. i 40. ubiegłego wieku, a ostatni czas był zdecydowanie lepszy dla Sevilli. To właśnie ten zespół na dwie dekady ugruntował swoją pozycję w czołówce La Liga, tocząc epickie boje z Barceloną czy Realem Madryt, szczególnie na tętniącym olbrzymią energią Estadio Ramon Sanchez Pizjuan. To także Sevilla w pięknym stylu prezentowała się w Europie, aż siedem razy wygrywając Puchar UEFA / Ligę Europy, a raz Superpuchar Europy, bijąc w nim Barcelonę aż 3:0, gdy Real Betis dopiero po raz pierwszy w swojej historii może być w półfinale, jeżeli wyeliminuje Jagiellonię Białystok.
Betis przez długi czas był w cieniu swojego odwiecznego rywala. choćby gdy w ostatnich miesiącach radził sobie w lidze lepiej od pogrążonej w coraz większych problemach Sevilli, tak ligowych derbów wygrać nie potrafił od 2018 roku, gdy zwycięskie trafienie legendarnego Joaquina w 80. minucie na 1:0 wprawiło Estadio Benito Villamarin w prawdziwą euforię.
Blisko siedem lat czekali "Los Verdiblancos", by móc wykrzyczeć, iż "Sewilla jest zielono-biała". Bo choć raz udało im się triumfować w jednej z wczesnych faz Pucharu Króla, to jednak ligowe derby smakują zawsze inaczej. A w tych Sevilla była nie do ruszenia. Dwanaście kolejnych pojedynków derbowych to jej siedem zwycięstw i pięć remisów. Manuelowi Pellegriniemu i jego piłkarzom nie pomogła jesienią choćby słabiutka forma przeciwnika oraz wystawienie rezerw w tygodniu na mecz Ligi Konferencji z Legią Warszawa, przegrany zresztą 0:1. Ten sam wynik bowiem powtórzył się również w Sewilli trzy dni później po rzucie karnym wykorzystanym przez Dodiego Lukebakio.
Aż wreszcie nadszedł 30 marca 2025 roku. To miał być ten dzień dla fanów Betisu. I był, choć choćby oni mogli mieć chwile zwątpienia, gdy na Benito Villamarin znów pierwsza do siatki trafiła Sevilla, a konkretnie skuteczną kontrę wykorzystał Ruben Vargas. Przewagę tego dnia mieli jednak gospodarze i zdołali odwrócić wynik - gole Johnny'ego Cardoso i Cucho Hernandeza dały Realowi Betis upragnioną wygraną nad lokalnym rywalem 2:1.


Zmiana warty stała się faktem. W Sewilli dominują barwy zielono-białe, siedmiokrotny zwycięzca Ligi Europy na krawędzi
- To zwycięstwo było nadzwyczajne dla Betisu - przyznaje w rozmowie ze Sport.pl Manu Colchon, dziennikarz piłkarski "Diario de Sevilla". - Przez wiele lat "Verdiblancos" nie potrafili wygrać tych derbów. A dodatkowo w lidze pozwala to drużynie Manuela Pellegriniego walczyć o upragniony awans do Ligi Mistrzów.
Derbowa wygrana Betisu pozwala ogłosić zmianę warty w stolicy Andaluzji. To Real Betis wygrał derby, jest wyraźnie wyżej w ligowej tabeli, rywalizuje jak równy z równym z Barceloną, Realem czy Atletico oraz walczy o sukces w europejskich pucharach, mając w nich praktycznie zapewniony udział również w przyszłym roku. Choć apetyt "Verdiblancos" sięga choćby Ligi Mistrzów, do której awansuje aż pięć hiszpańskich zespołów, a Betis aktualnie jest tym szóstym.
W tym czasie Sevilla plącze się kolejny rok w dolnej połowie tabeli, jest w tej chwili dopiero czternasta. Po drużynie, która potrafiła sprawiać problemy największym i wygrywać europejskie puchary, nie ma już śladu. W klubie zamiast graczy wyróżniających się w lidze jest wielka grupa przeciętniaków, a największą gwiazdą nie jest żaden Ivan Rakitić, Youssef En-Nesyri, Grzegorz Krychowiak w pełni formy czy inny Carlos Bacca lub Luis Fabiano, a jedynie Belg Dodi Lukebakio, który wcześniej nie wychylił nosa ponad przeciętniaków Bundesligi. Cztery porażki z rzędu z kolei zrzuciły ze sterów trenera Xaviera Garcię Pimientę, którego kilka dni temu zastąpił Joaquin Caparros. Postać legendarna, ale od dłuższego czasu w peryferiach poważnej piłki, o ile akurat do 69-latka nie zastąpi z prośbą o ratunek ktoś z władz jego ukochanej Sevilli. Tak też było i tym razem.


Z czego wynika zmiana piłkarskiej władzy w Sewilli? Co spowodowało taki obrót spraw? - Najważniejszą różnicą pomiędzy oboma klubami jest ta w zarządzaniu ekonomicznym obu klubów - mówi nam Manu Colchón. - Od pandemii COVID-19, zarządy obu klubów poszły zupełnie innymi drogami. Lepiej wyszło to, w jaki sposób zarządzano Betisem, dzięki czemu to właśnie ten klub ma w tej chwili lepszą sytuację finansową i może sobie pozwolić na lepszy zespół - tłumaczy.


To właśnie dlatego tylko ci w zielono-białych koszulkach mogą w tej chwili chodzić po stolicy Andaluzji z podniesionym czołem, podczas gdy ich odwieczny przeciwnik pogrążony jest w chaosie, czego kulminacją jest walka ojca z synem, o tym samym nazwisku - Jose Maria del Nido. 67-letni w tej chwili senior rodu, który potrafił doprowadzić klub jako prezydent do wielkich sukcesów w XXI wieku, jest największym krytykiem swojego 47-letniego syna, w tej chwili stojącego na czele Sevilli. Fatalny czas ma dyrektor sportowy Victor Orta, który po doświadczeniach z Anglii w Leeds i Middlesbrough od prawie dwóch lat nie potrafi trafić z odpowiednim trenerem, a szukająca wyrównania rachunków finansowego fair play Sevilla z roku na rok pozbywa się najlepszych zawodników, nie potrafiąc znaleźć godnych dla nich następców. Efekt jest taki, iż Sevilla z każdym rokiem jest bliżej spadku niż europejskich pucharów i trudno wykluczyć, iż koniec końców doigra się najgorszego scenariusza.
W Betisie wygląda to zupełnie inaczej. Prezydent Angel Haro Garcia, wiceprezydent Jose Miguel Lopez, dyrektor generalny Federico Martinez czy dyrektor sportowy Manu Fajardo stworzyli stabilny klub, dobrze poruszający się w realiach rygorystycznego finansowego fair play ligi hiszpańskiej, co pozwala na stworzenie silnej drużyny z mocną i wyrównaną kadrą. W zespole Manuela Pellegriniego są zarówno gwiazdy, takie jak Isco, Giovani Lo Celso czy Antony, jak i liczni zawodnicy drugiego planu, gdzie chilijski szkoleniowiec ma komfort posiadania ich po dwóch równorzędnych na jedną pozycję. Efekt? Napastnicy Cedric Bakambu i Cucho Hernandez, środkowi obrońcy Diego Llorente, Natan i Marc Bartra, czy uniwersalny Aitor Ruibal, który może być solidną alternatywą na trzech - czterech różnych pozycjach.
Dzięki temu Betis radzi sobie świetnie na dwóch frontach - w 2025 roku przed ostatnią kolejką był drugą najlepszą siłą La Liga po FC Barcelonie, a w Lidze Konferencji mknie do najlepszej czwórki. Wszystko stało się też łatwiejsze, po tym jak oddano do użytku przebudowaną trybunę Estadio Benito Villamarin, dzięki czemu pojemność na stadionie Betisu wzrosła do 60 tys. miejsc, często wykorzystywanych w całości lub prawie całości przez fanów "Verdiblancos".
Tu nie zawsze było bezpiecznie. "Kiedyś nie było limitów". Przekonali się także kibice z Wrocławia
O tym, jak ludzie w Sewilli żyją futbolem, niech świadczy fakt, iż mecz Betisu z Jagiellonią był głównym tematem tamtejszych dzienników w ubiegły piątek. Na stadionie z kolei zjawiło się ponad 56 tysięcy kibiców, podczas gdy wielu z nich nie potrafiło choćby wymienić nazwy rywala Betisu tego dnia. Liczyło się tylko jedno - wsparcie dla "Verdiblancos" w walce z przeciwnikiem z Polski o półfinał Ligi Konferencji.


Piłka nożna w stolicy Andaluzji jest praktycznie religią. W 600-tysięcznej Sewilli na mecze Betisu chodzi średnio około 55 tys. kibiców, na spotkania Sevilli około 35 tys. Jest to widoczne także za każdym razem przed derbami miasta, gdy kluby organizują otwarte treningi przed własnymi kibicami. Na Benito Villamarin przyszło aż 35 tys. fanów Betisu, a na Sanchez Pizjuan ponad 15 tys. sympatyków Sevilli, by wesprzeć swoje zespoły na dzień przed tak ważnym dla nich spotkaniem.
- W Sewilli to codzienność, która pokazuje prawdziwą pasję mieszkańców tego miasta - mówi nam o tym Manu Colchon.
I choć piłkarska rywalizacja w Sewilli jest w tej chwili bardzo sportowa, ale jeszcze kilka lat temu tak nie było, bo i dawali sobie o tym znać. Dotyczyło to przede wszystkim jednej z najbardziej znanych w Hiszpanii radykalnej grupy fanów Sevilli - Biris Norte, która często dawała o sobie znać nie tylko na krajowym podwórku, jak i regularnie atakując przyjezdnych w europejskich pucharach. W 2013 roku przy okazji eliminacji Ligi Europy przekonali się o tym choćby kibice Śląska Wrocław, których grupa została zaatakowana przez 30 uzbrojonych napastników tej formacji. Ich reputacja sprawiła, iż półtora roku temu Francja jako państwo nie wpuściła w ogóle kibiców Sevilli na mecz Ligi Mistrzów z RC Lens.
- Na szczęście, pod tym względem z czasem wiele się poprawiło - oddycha z ulgą Colchón. - Rywalizacja o prymat w Sewilli kiedyś nie miała żadnych limitów, a teraz, choć dalej jest ekstremalnie duża, to zawsze z "sevillanią" (uczuciem łączącym wszystkich mieszkańców Sewilli) i życzeniem, by nie dochodziło do brutalnych starć. To najlepsze derby na świecie, fani obu drużyn zawsze stają w nich na wysokości zadania - zaznacza.


Gdy pytamy o różnice pomiędzy fanami Betisu i Sevilli, nasz rozmówca wzrusza ramionami. - Różnica jest minimalna. Co ich łączy, to fakt, iż kochają swoje kluby ponad wszystko i to widać na każdym kroku - przyznaje Manu Colchon. Niemniej jednak teraz to fani Betisu przeżywają niezapomniane chwile, podczas gdy kibice Sevilli z nostalgią wspominają lata 2004-23, po których na Sanchez Pizjuan pozostało bardzo niewiele.
Mecz rewanżowy ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy Jagiellonia Białystok - Real Betis odbędzie się w czwartek 17 kwietnia o godzinie 18:45. Relacja na żywo na Sport.pl.
Idź do oryginalnego materiału