Dopiero w kwietniu będzie pełnoletnia, a ma już olimpijskie srebro (w deblu), była już w wielkoszlemowym półfinale (Roland Garros 2024) i ma już miejsce w top 20 światowego rankingu. Mirra Andriejewa ma też świetną trenerkę Conchitę Martinez, która wielkie sukcesy osiągała jako zawodniczka, ale jako coach także – z Garbine Muguruzą. Krótko mówiąc: rosyjski supertalent ma wszystko, żeby wygrywać ze wszystkimi. W tym z Igą Świątek. Ale boli sposób, w jaki Iga właśnie jej uległa.
REKLAMA
Zobacz wideo
Kto oglądał ćwierćfinał turnieju WTA 1000 w Dubaju między naszą numer dwa światowego rankingu a Rosjanką zajmującą 14. miejsce, ten widział, iż to faworytka cały czas musiała gonić. Że to Świątek ciągle była z tyłu, pod presją. A jeżeli ktoś nie oglądał, to choćby rzut oka w pomeczowe statystyki pozwoli mu się zorientować, iż to był mecz grany na warunkach Andriejewej.
Rosjanka zagrała w całym spotkaniu 18 uderzeń kończących i popełniła 13 niewymuszonych błędów. Polka miała więcej winnerów – 22 – ale co z tego, skoro niewymuszonych błędów zrobiła aż 31? Andriejewa ustawiła sobie mecz świetnym serwisem (po pierwszym wygrała 73 proc. punktów, a Świątek – 51 proc., po drugim wygrała 61 proc., a Świątek – 43). Ale Świątek jest na tyle dobrą tenisistką, iż i tak potrafiła wypracowywać szanse na przełamanie jej podania. Tylko iż te szanse seryjnie marnowała. Iga wykorzystała w meczu zaledwie jednego z ośmiu breakpointów (Mirra cztery z ośmiu).
Komentator wprost o Świątek. "Posypała się"
- Te piłki wylatują tak bez większego powodu – oceniał komentujący mecz w Canal+ Sport Dawid Celt, gdy Świątek za gwałtownie chciała kończyć ważne, najważniejsze punkty. Iga często grała zbyt długie forhendy z nie do końca przygotowanych pozycji. Bo brakowało jej cierpliwości. „Za łatwo! Za łatwo! To musi się zmienić" – podnosił głos Celt po kolejnych takich błędach.
Kapitan reprezentacji Polski w Billie Jean King Cup świetnie zna Igę. Gdy kilka miesięcy temu rozstała się z trenerem Tomaszem Wiktorowskim, a jeszcze nie związała się z Wimem Fissettem, to Celt pomagał jej jako tymczasowy szkoleniowiec.
- Posypała nam się Iga. Myślę, iż poziom frustracji bardzo się u niej podniósł – oceniał Celt przy wyniku 3:6, 0:1 i 0:30 przy serwisie Świątek. Z tamtych opresji wiceliderka światowego rankingu jeszcze wyszła. A po chwili choćby przełamała Rosjankę, wreszcie – jak się okazało jedyny raz – wykorzystując taką szansę.
Niestety, od stanu 3:6, 3:1 Świątek nie wygrała już żadnego gema do końca meczu. W trudnym dla siebie momencie Andriejewa zachowała całkowity spokój. Grała tak, jakby zupełnie nie wiedziała, co to stres. Pewności siebie u tej 17-letniej dziewczyny nie zachwiał ani zryw dużo bardziej doświadczonej i utytułowanej rywalki, ani wcześniej spora kontrowersja.
Rywalka Świątek się nie przyznała. Ale to nie miało znaczenia
Gdy przy wyniku 2:1, 40:15 po akcji przy siatce nie zwolniła i nogami wpadła właśnie w siatkę, to niesmak wzbudziła jej reakcja. Dziwiliśmy się, iż nie przyznała się do błędu i sędzia musiał przerwać mecz na trzy-cztery minuty, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście popełniła błąd. Powtórki pokazały, iż na 99 procent. Andriejewa wiedziała, iż dotknęła siatki przed podpórką, a nie za nią. – Zamiast przedłużać, mogła ponieść rękę, przyznać się, przecież i tak jest VAR – komentował wtedy Celt.
Iga Świątek i Mirra Andriejewa oraz sędzia Kader Nouni screeny z C+
Ale Andriejewa najwidoczniej skupiała się tylko na graniu i cała reszta nie miała dla niej znaczenia. Świątek takiej koncentracji brakowało. Celt – jak już wspomnieliśmy – zna Igę dobrze i czytał z jej gestów, z mowy ciała. Mówił o widocznym zniechęceniu spowodowanym tym, iż mecz się nie układa tak, jakby Świątek chciała. Jeszcze lepiej Igę znają Daria Abramowicz i pewnie już też Wim Fissette. Gdy Andriejewa wyszła na prowadzenie 6:3, 4:3, realizator transmisji pokazał nam psycholożkę i trenera. Ich miny mówiły wszystko. Wyglądali tak, jakby siedzieli w kinie na trudnym seansie. Na dramacie psychologicznym bez happy endu.
Zobacz też: Andriejewa wypaliła wprost po meczu ze Świątek. Kilka słów prawdy
Mecz skończył się odpowiednią puentą – Świątek nie trafiła w kort forhendem. Przegrała zasłużenie. I wyraźnie. Co jest przykrą niespodzianką.