Dominik Milewski to młody biegacz górski, którego najbardziej pociągają biegi ultra. Pierwszy zawody na dystansie 100 km przebiegł w wieku 20 lat. W tym roku świetnie rozpoczął sezon na Zimowym Ultramaratonie Karkonoskim (ZUK), na którym zajął drugie miejsce, przybiegając na metę 22 sekundy za Bartkiem Przedwojewskim. Z Dominikiem rozmawiamy m.in. o:
- planach na sezon 2024 oraz celach długoterminowych;
- trenowaniu pod biegi górskie mieszkając w Warszawie;
- jego mocnych stronach
- oraz przebiegu rywalizacji na ZUK.
Zgodnie z dość powszechną opinią – nie oceniając jej trafności – w młodym wieku odradza się biegi ultra i zaleca skupienie się na krótszych dystansach i wydłużanie dopiero z wiekiem. Ty masz 25 lat, a swoje pierwsze biegi ultra – i to od razu trzy – przebiegłeś w 2019, mając 20 lat. Nic sobie nie robiłeś z tych złotych rad, czy po prostu nie miałeś świadomości, iż może warto zacząć od krótszych dystansów?
Jako młody chłopak grałem w piłkę nożną. Pamiętam, iż miałem 14 lat i mój trener startował w Biegu Rzeźnika. Wtedy powiedziałem, iż to jest do zrobienia także przeze mnie. W wieku 20 lat chciałem w tych zawodach wystartować, ale mnie nie wylosowali. Zamiast tego pobiegłem 100 km na Rykowisko Ultra-Trail. Nie miałem wtedy świadomości, czy to jest dobre dla mnie, czy złe. I też bym nie powiedział z całą pewnością, iż to jest złe. jeżeli spojrzymy na najlepszych górali np. Kiliana Jorneta, to on robił długie treningi wytrzymałościowe, kiedy jeszcze był bardzo młody. Choć on nie biegał, ale te długie treningi wykonywał na biegówkach czy skiturach. Ja zacząłem od ultra i to mi się spodobało. Miałem z tego frajdę i mam ją do dzisiaj. Dla mnie zawsze ten najdłuższy bieg na zawodach jest tym najważniejszym i dlatego od takich biegów zacząłem. Później zrobiłem sobie przerwę od ultra i biegałem krótsze dystanse.
Kiedy przestałeś grać w piłkę?
Przygodę z piłką nożną skończyłem w 2020 r. Mimo iż piłka nożna nie jest w Polsce na wysokim poziomie, to w naszych okolicach „piłkarzyki” zawsze mieli najlepszą kondycję. Jak odbywały się zawody biegowe, to okazywało się, iż cała trójka na podium to byli piłkarze, a nie lekkoatleci.
Współpracujesz przez cały czas z Marcinem Świercem?
Nie współpracuję już z Trenerem. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty, w Andrychowie na Mistrzostwach Polski byłem czwarty, więc to pokazuje, iż ta kooperacja układała się dobrze. Jednak w zeszłym sezonie cały plan zaczął mi się rozjeżdżać. Wynikało to m.in. z tego, iż przeprowadziłem się do Warszawy, zmienił mi się tryb życia, kończę studia magisterskie, szukam pracy. Z tego powodu nie byłem w stanie realizować treningu zaplanowanego przez Trenera. Byłem wkurzony na siebie, bo treningi wykonywałem poniżej oczekiwań Trenera i swoich. Dlatego zdecydowałem, iż muszę odpocząć od planu, potrenować bardziej na luzie i dostosować trening do planu dnia, do tego ile mam czasu. Na to wszystko nałożyło się jeszcze to, iż w zeszłym sezonie miałem trochę problemów z piszczelami. Było to spowodowane z pewnością zmianą podłoża po przeprowadzce do Warszawy i zmianą obuwia. Myślałem, iż skoro w swoich rodzinnych stronach biegałem na miękkim podłożu i używałem butów z małą amortyzacją, to w Warszawie, gdzie będę miał twardy teren, powinienem używać butów z dużą amortyzacją. Jednak to się nie sprawdziło.
Co studiujesz?
Na studiach inżynierskich pierwszego stopnia skończyłem mechanikę i budowę maszyn na Politechnice Warszawskiej w filii w Płocku. Na magisterkę przeniosłem się do Warszawy i na drugim stopniu kończę inżynierię zarządzania. Zdecydowałem się na studia drugiego stopnia w Warszawie m.in. dlatego, iż dojazd pociągami czy busami w góry z Płocka był bardzo kiepski, a teraz wygląda to dużo lepiej. W przyszłości chciałbym wyprowadzić się z Warszawy, w lokalizację położoną bliżej gór, ale na razie szukam tu pracy, więc pewnie jeszcze trochę tu pomieszkam. Warszawa to fajne miasto, ale nie dla ludzi aktywnych fizycznie.
Teraz sam sobie jesteś trenerem?
Tak. najważniejsze są dla mnie trzy jednostki treningowe: podbiegi, tempówki i mocne, długie wybiegania. To są treningi, na które staram się kłaść duży nacisk. Na co dzień trenuję w Warszawie. Biegam sześć razy w tygodniu, bo staram się mieć jeden dzień odpoczynku. Przez pięć dni biegam w Warszawie i w weekend wyjeżdżam w okolice Płocka, skąd pochodzę albo do Kampinosu. W Warszawie biegam głównie na Kopcu Powstania Warszawskiego, Kępie Wieloryb. To są bardzo fajne tereny, ale niestety brakuje tu przewyższeń.
Pewnie korzystasz z bieżni mechanicznej?
Korzystam, ale nie mam dużego stażu i doświadczenia w bieganiu na bieżni. Dopiero w zeszłym roku Trener zaczął mi ją wprowadzać, ale to była męka. Nienawidzę biegać na bieżni. Do 5 kilometrów na bieżni zrobiłem, ale coś dłuższego, to dla mnie była masakra. Jak miałem robić podbiegi o długości np. 12 km, to pod koniec już nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Jednak powoli się do niej przyzwyczaiłem i w tym roku korzystam z bieżni już dużo częściej, nawet. Staram się 1-2 razy w tygodniu na niej biegać. Nie mam bieżni w domu, więc korzystam z bieżni na siłowni. Jest tam gorąco, ale ma to też swoje plusy, bo przygotowuję się dzięki temu do wysokich temperatur. Wykonuje na niej tylko podbiegi, szczególnie dłuższe. Treningi tempowe robię na zewnątrz. Wolę najgorsze warunki na zewnątrz niż bieżnię.
Co jest Twoim atutem w biegach górskich? Podbiegi? Zbiegi?
To jest dobre pytanie, bo długo myślałem, iż moim atutem są podbiegi, ale rywalizacja z mocnymi zawodnikami to zweryfikowała. Teraz uważam, iż jestem całkiem dobry na zbiegach. Dużo w tym zakresie nauczyłem się od Trenera Marcina Świerca, bo on zbiega genialnie. Podpatrywałem na obozach, jak on to robi i zacząłem się tego uczyć. Fajnie to było widać w Karpaczu na ZUK, gdzie ten element wychodził mi całkiem nieźle, więc myślę, iż zbiegi zaczęły robić się moją bronią, mimo iż bardzo rzadko je ćwiczę.
Skoro rzadko ten element trenujesz, to – jak myślisz – skąd progres w tym zakresie?
Na co dzień nie trenuję w górach, więc na treningach staram się biegać bardzo szybko, choćby wybiegania, więc łapię prędkości przelotowe, które są potrzebne na zbiegach i na płaskich odcinkach. Być może dzięki temu zbiegi robią się moim atutem. jeżeli biegam np. 20x 1 km średnio po 3:21, to myślę, iż mój aparat ruchu jest przygotowany na takie prędkości na zbiegu. Tym bardziej iż na zbiegu biegnie się łatwiej niż po płaskim, o ile nawierzchnia na to pozwala. Na zbiegu musi też dobrze pracować głowa i core, a nie tylko nogi. Myślę, iż dobre zbiegi są też wynikiem zwinności, która pozostała mi z treningów piłki nożnej.
A mentalnie, co jest Twoją mocną stroną?
Czym gorzej, tym lepiej dla mnie. Jak leje, wieje, to ja wtedy mam uśmiech na twarzy. Dobrze się czuję w takich warunkach. Jednak to nie bierze się znikąd. Czuję się mocno mentalnie, jeżeli wiem, iż zrobiłem trudne treningi, czasem bardzo trudne. Wtedy na zawodach wiem, iż w trudnych momentach też sobie poradzę, bo już to przeszedłem na treningu.
To jakie treningi są dla Ciebie trudne?
Dla mnie trudny trening to np. 3x 10 km, na którym schodzę od tempa 4:00 do 3:40. Wymagające są także długie, mocne treningi ciągłe lub te, na których występują powtórzenia np. 10x 2 km podbiegu, kiedy dystans oscyluje od 30 do 40 km. Wcześniej długie wybiegania były dla mnie męczące, ale teraz jak pobiegam np. 30 km po 4:00 w Kampinosie, to jest to dla mnie lekkie bieganie. Jak sobie pomyślę, iż dałem radę na treningach powtórzeniowych, to takie trzydziestki są lekkie. Mam już choćby zaliczone w tym roku trzy trening na dystansie 50 km i one też nie są tak męczące, jak treningi powtórzeniowe.
Świetnie rozpocząłeś ten sezon zajmując drugie miejsce na ZUK, dobiegając do mety 22 sekundy za Bartkiem Przedwojewskim. Czytałam Twoją relację z tego biegu i czułam, iż byłeś na tych zawodach bardzo pewny siebie i nie bałeś się zaryzykować.
Wiedziałem, po co tam przyjechałem. Nie chcę, żeby zabrzmiało, iż jestem trochę pyszny, ale wiedziałem, iż chcę ścigać się tylko z Bartkiem. Trochę się jednak przestraszyłem, bo przed zawodami miałem infekcję dróg oddechowych i kilka dni z nią walczyłem. Podczas zawodów do Hali Szrenickiej biegłem za plecami Bartka i Tomka Skupnia, ale wiedziałem, iż to nie pozostało czas, żeby przyspieszać. Najważniejsze było dla mnie, aby biec swoim rytmem, a nie cudzym. Tomek trochę stracił na zakładaniu raków, wyprzedziłem go w okolicach Śnieżki i goniłem już tylko Bartka. Na grzbiecie cały czas go widziałem. Straciłem go z oczu w okolicy przełęczy Okraj, ale mówili mi, iż mam 1-1,5 minuty straty. W którymś miejscu Bartek zabłądził, ale ja o tym nie wiedziałem, więc jak usłyszałem, iż mnie ktoś goni, to byłem pewien, iż to Tomek Skupień. Ze trzy razy krzyknąłem: “Dawaj Tomek, wyprzedź mnie!”. Biegliśmy razem ze 2-3 km. Kiedy zbiegliśmy do Karpacza, to usłyszałem, jak ludzie krzyczą: “Bartek, wyprzedzisz go!”. Zdziwiłem się! Odwróciłem się i patrzę, iż to faktycznie Bartek. Wyprzedził mnie. Próbowałem go dogonić, raz choćby byłem blisko, ale na jednym z mostków drogę zaszli mi turyści i Bartek jeszcze bardziej mi odskoczył. Na zbiegu do mety odszedł już mocno. Tam pokazał klasę i już było po zawodach. W sumie to cieszę się, iż byłem drugi, a nie pierwszy, bo wszyscy by to tłumaczyli tym, iż Bartek zgubił trasę, a de facto na ostatnich kilometrach mocno rywalizowaliśmy. Bartek wykazał się też dużym doświadczeniem i taktyką, iż nie wyprzedził mnie tam, gdzie mu krzyczałem. Trzymał się mnie i na końcu pokonał. Zrobił to, jak mistrz. Dobry bieg z tego wyszedł.
Czytałam Twój raport treningowy sprzed kilku tygodni, a tam “204 km, 25 h treningu w 6 dni, w tym dwie czterdziestki”. Jakie plany na ten sezon?
Na pierwszą część sezonu mam zaplanowany bieg w Chorwacji Istria100 na dystansie 69 km, który odbędzie się na początku kwietnia. Startuję tam, bo chcę zbierać kamienie na UTMB. Potem, jeżeli po biegu w Chorwacji będę czuł się dobrze, to wystartuję w Mistrzostwach Polski na Wielkiej Prehybie. Co do reszty sezonu, to pojawię się w maju na dystansie 36 km na Rykowisko Ultra-Trail. Potem – w lipcu – pobiegnę 2xŚnieżka podczas 3xŚnieżka. Następnie wystartuję na Tatra Sky Marathon na biegu należącym do serii GTWS. A co później, to się jeszcze okaże.
Jakie masz długofalowe cele?
Moim marzeniem jest pobiec w Zegamie i w Marathon du Mont-Blanc. A z dłuższych biegów, to 170 km na UTMB. Kiedy w wieku 20 lat dowiedziałem się, iż taki bieg istnieje, to powiedziałem, iż chcę tam pojechać, ale nie po to, żeby to tylko przebiec, ale żeby złamać 22 godziny. Wiem, iż jest to do zrobienia i to jest mój cel. Z długich biegów, chciałbym jeszcze przebiec Hardrock 100, ale to już jest mniejsze marzenie od UTMB.
Jakie ramy czasowe zakładasz na realizację celu na UTMB?
UTMB to jest cel do zrealizowania za 4-5 lat. W drodze do tego chciałbym najpierw pobiec OCC na dystansie 50 km, potem CCC, czyli 100 km, później TDS i potem dopiero UTMB.
Zdjęcie tytułowe: Piotr Oleszak.