
UFC zdecydowało się na kolejne roszady kadrowe. Z prestiżową organizacją oficjalnie pożegnało się trzech Polaków, których kontrakty nie zostały przedłużone.
Organizacja UFC to się wita, to żegna z różnymi zawodnikami. W każdym roku jej szeregi zasila spore grono nowych fighterów z mniejszym bądź większym potencjałem i tak samo jest w drugą stronę. Amerykańską federację opuszczają zarówno swego rodzaju „niewypały”, jak i zawodnicy ze znacznie lepszą renomą, co podyktowane jest przeróżnymi kwestiami. Doskonałym tego przykładem jest choćby historia Muhammada Mokaeva.
Jeszcze niedawno cieszyliśmy się, iż w UFC reprezentuje nas grono liczące łącznie piętnaścioro Polek i Polaków. Ta liczba aktualnie jest znacznie mniejsza, natomiast wciąż sporo naszych rodaków znajduje się w szeregach Ultimate Fighting Championship.
ZOBACZ TAKŻE: Prowadzący KSW w rosyjskiej organizacji. W sieci rozgorzała burza
Ostatnie doniesienia są jednak czymś więcej, niż przesłankami. Otóż na stronie UFC ze spisem zawodników organizacji brakuje już paru polskich nazwisk.
Trzech Polaków poza UFC
Jednym z nich jest Marcin Prachnio, który przez kilka lat próbował zaznaczyć swoją obecność w UFC, walcząc w dywizji półciężkiej. Polak trafił do organizacji w 2018 roku po udanych występach poza UFC, w tym między innymi w ONE FC. Warto odnotować, iż Polak w azjatyckiej organizacji wygrał swoje wszystkie cztery pojedynki. Debiut w najlepszej lidze MMA na świecie natomiast nie należał do łatwych. Prachnio mierzył się z wymagającymi rywalami, a jego początki były bardzo trudne. Po przegranej z Samem Alveyem odniósł dwie kolejne porażki z rzędu, w tym jedną z późniejszym, a teraz już byłym mistrzem – Magomedem Ankalaevem.
Z czasem jednak zdołał się odbudować i zanotował parę cennych zwycięstw, pokazując, iż potrafi rywalizować na tym poziomie. W swoich wygranych walkach imponował pracą na dystansie, kopnięciami i spokojem w stójce. To właśnie dzięki przełamał passę porażek, pozyskując skalpy byłego pretendenta do tytułu, którym był w zeszłym roku Khalil Rountree Jr., a także Ike Villanuevę.
Od tamtej pory do czynienia mieliśmy z mieszanymi rezultatami, które finalnie postawiły naszego rodaka w nie najlepszej pozycji. Na jedenaście pojedynków w UFC zwyciężył zaledwie cztery, a aktualnie ma na koncie dwie porażki z rzędu. Mimo wszystko było to jednak długa 7-letnia przygoda, w trakcie której Prachnio zaznał zarówno smak zwycięstwa, jak i gorycz porażki.
ZOBACZ TAKŻE: Daniel Rutkowski na wolności. Były mistrz dwóch organizacji wydał oświadczenie
W przypadku dwóch pozostałych ze zwolnionej trójki, to o ich odejściu z organizacji dowiedzieliśmy się nieco wcześniej. Mianowicie podzielili się tymi informacjami ich menadżerowie. W przypadku Marka Bujły był to rzecz jasna Bartosz Bartkowiak, z kolei przy okazji Łukasza Brzeskiego Artur Gwóźdź.
Pierwszy z nich w UFC zdążył stoczyć zaledwie jeden pojedynek. Mianowicie wraz z Denzelem Freemanem otworzyli oni galę Fight Night w Katarze. Był to bardzo nudny pojedynek, który nie spodobał się zarządowi organizacji do tego stopnia, iż zdecydowano się zwolnić jego przegranego, czyli właśnie Bujłę. Tak to przynajmniej wygląda, choć faktyczna wersja była taka, iż pracownicy UFC zakomunikowali obozowi Bujły, iż nie ma się przejmować porażką, bowiem otrzyma on jeszcze szansę. W odpowiedzi Polacy podziękowali i poinformowali o urazie stopy. UFC za to zdecydowało się złożyć ofertę na występ w styczniu, który ze względu na wspomnianą kontuzję, nie miał racji bytu. Odmawia Bujły poskutkowała natychmiastowym zwolnieniem, o czym Bartowiak pokrótce opowiedział już parę tygodni temu.
Co zaś się tyczy Brzeskiego, to on w UFC miał bilans 1-6. Co jest w tym wszystkim najlepsze, otrzymał on mimo to ofertę kolejnej walki, na którą jednak nie chciał przystać Polak. Jak informował Gwóźdź – Brzeski sam poprosił o zakończenie współpracy i tak też się stało.

2 godzin temu















