Choć w Fame MMA coraz częściej zdarzają się rzecz jasna pojedynki między zawodnikami, którzy wcześniej osiągali sukcesy w świecie profesjonalnych sportów walki, to starcie dwóch aż takich mocarzy w swoich dziedzinach to duża rzadkość. Tomasza Adamka nikomu przedstawiać nie trzeba. Były mistrz świata wagi junior ciężkiej w boksie przez cały czas pozostaje aktywny. Co prawda od jego ostatniej walki z Kasjuszem Życińskim minął ponad rok, ale tym razem ma o wiele potężniejszego rywala.
REKLAMA
Zobacz wideo Wielkie transfery w Ekstraklasie. "Kiedyś to było nie do pomyślenia"
Soldić o potwierdzenie powrotu do formy, Adamek o udowodnienie czegoś niedowiarkom
Fani KSW z pewnością doskonale pamiętają czasy, w których najgroźniejszą bronią w całej federacji była lewa ręka Roberto Soldicia. Chorwat brutalnie znokautował nią m.in. Mameda Chalidowa. Ostatnie 3,5 roku było dla niego trudniejsze. W azjatyckiej organizacji ONE stoczył w tym czasie tylko trzy walki z czego ledwie jedną wygrał. Niemniej właśnie tym zwycięstwem, odniesionym w lutym tego roku z Dagim Arslanalievem, udowodnił, iż moc w pięściach przez cały czas ma potężną. "Robocop" postanowił tym razem zawalczyć na Fame i przekonać Adamka o swojej sile w pojedynku, który zakontraktowano na 8 rund po 3 minuty na zasadach boksu.
Szybkość + moc = nokaut. Pięściarska matematyka brutalna dla Adamka
Z początku to Adamek starał się wywierać presję i trafił choćby prawym. Przy czym chyba obudził tym dość sennego wcześniej Soldicia, który zaczął korzystać wreszcie z przewagi szybkości. Zaś gdy tak się stało, trafiał często. Zarówno w głowę, jak i w korpus. Na twarzy Adamka gwałtownie zjawiła się krew. Nokdaun wisiał w powietrzu.
Na ziemię spadł w drugiej rundzie. Soldić w każdy kolejny cios wkładał coraz więcej siły, a "Góral" nie miał jak się temu przeciwstawić. Szybkość, moc, technika. Wszystko się tu zgadzało. Pierwszy nokdaun po kombinacji jeszcze Adamek przetrwał. Przy kolejnej szarży Soldicia i ewidentnym braku defensywy ze strony Polaka, sędzia postanowił oszczędzić byłemu mistrzowi zdrowia. Roberto Soldić ekspresowo uporał się z legendą.