Nim przejdę do omówienia ostatniej kolejki – „połamanej” chronologicznie, pozwólcie, iż na moment wrócę do SGP we Wrocławiu. Mnóstwo bardzo emocjonalnych komentarzy, wręcz pyskówek, pojawiło w sieci, po tym jak duuużżża część wrocławskich kibiców fetowała sukces Australijczyka, miast współczuć i dopingować Polakowi. Nie mnie pokazywać paluchem komu powinno się kibicować. Nie mnie przekonywać co byłoby „lepiej widziane” z targetu „co ludzie powiedzą”. Skoro jednak mamy do czynienia z taką ciekawostką socjologiczną – pozowolę sobie się do niej nieco odnieść.
Pamiętacie „Małyszomanię”? A wyobrażacie sobie żeby ktokolwiek wówczas „ośmielił się” dopingować rywali Adama? Przynajmniej oficjalnie. Zjedzono by delikwenta na surowo. A panna Iga? Najpierw zjazd formy ze zmianą trenera w pakiecie. Obsuwa w rankingu WTA. Potem info w sieci, iż rzekomo psycholożka, to nie tylko psycholożka. I co? 99,9% komentarzy z rodzaju „A co im do tego? Graj Igunia. Graj i wygrywaj. Nie przejmuj się. Wyniki wrócą”. Takie przykłady mógłbym mnożyć. A na szlace?
Tomasz Gollob. Ikona. Żywa legenda. Ale… . Przez większość kariery niemiłosiernie… wygwizdywany i krytykowany przez zdecydowaną większość kibiców. Środowisko takoż wręcz nie cierpiało „Chudego”. Apogeum stanowił wrocławski (nomen omen) finał IMP, w którym większość pozostałych uczestników jechała przeciw Gollobowi. Jego osiągnięcia traktowane były nieco na zasadzie „Fajnie, iż Polak, ale czemu akurat ten?”. Dopiero tytuł IMŚ wywalczony na czterdziestkę, u schyłku światowej kariery przyniósł rodzaj przełamania niechęci. Kibice oraz tzw.środowisko docenili wreszcie i uszanowali obiektywne dokonania mistrza. SGP na Narodowym było tyleż wzruszające, co wynagrodziło Tomkowi lata zmagań z kategorii „Sam przeciw wszystkim”. Piękne zwieńczenie. A Zmarzlik? No cóż… .
Żużel. Trwa transferowa ofensywa Ostrowa! Wychowanek wraca do klubu!
Żużel. Tor w Bydgoszczy spreparowany?! Prezes Unii o możliwej tragedii!
Obserwując Bartka i Tomka widzę sporo podobieństw. Rywalem Golloba był Tony Rickardsson. Gość, który potrafił położyć drużynie mecz ligowy, by brylować w IMŚ. Tamże nie dokonywał spektakularnych wyczynów a la nasz Tomek. Perfekcyjny spod linek i piekielnie szybki w trasie. Do tego stopnia, iż jadąc ścieżką rywala błyskawicznie się do niego zbliżał, po czym delikatnie wysuwał tam, gdzie dotąd nikt nie jechał i… zwykle wyprzedzał. Ileż to było domysłów, co ten Szwed ma pod siodłem. To nie było bowiem „normalne”. Jakieś skojarzenia z Brady Kurtzem? Dla mnie oczywiste. Teraz to Kurtz jest Rickardssonem, a Zmarzlik Gollobem. Komu ja kibicuję? Mimo, iż nie kochałem i nie kocham miłością bezkrytyczną żadnego – oczywiście Polakom. Tak wówczas, jak obecnie. jeżeli jednak ktoś uważa inaczej – jego wybór. Z wszelkimi konsekwencjami.
Na ligową przystawkę byliśmy w Lublinie. Tu Motor miał przyklepać awans do finału. Wygrali przy H4, więc u siebie tylko kataklizm mógł pozbawić Koziołki promocji. Bardziej większość obserwatorów zastanawiała się przed zawodami jak srogie będzie lanie grudziądzan. Mecz z kategorii „do zaliczenia” dostarczył jednak nieco emocji. I tych sportowych i tych z pogranicza. Lindgren bez dwucyfrówki (tradycyjnie), Cierniak z piekła do nieba, słabszy dzień bohatera grudziądzkiego starcia – Jaworskiego, wtopa na 1-5 Zmarzlika w pakiecie z wykluczeniem (słusznym), do tego prezent w postaci defektu przy 5-1 – to złożyło się na 40 oczek przyjezdnych, którzy bardzo długo dzielnie trzymali się lubelskiego ogona. Po stronie gości niezły, acz nie wybitny MJJ, zankomity Wadim, bojowy Lidsey – to plusy. Minusy? Kolejny mecz na który nie dojechał Fricke, słaby występ Małkiewicza, „tradycyjnie” nierówny Miśkowiak.
Żużel. Były zawodnik wbija szpilkę po dymisji prezesa! „Trzeba było wcześniej”
Najciekawsze miało jednak miejsce tuż przed zakończeniem ścigania. Oto bowiem Jarosław Hampel wybrał Lublin jako miejsce oficjalnego ogłoszenia rozbratu z motocyklem. Łezka się zakręciła. „Mały” to żywa legenda szlaki. Dorobek medalowy w imprezach rangi MŚ – zacny. Okraszony srebrem IMŚ, „przemilczanym” medialnie po triumfie Tomasza Golloba w tym samym sezonie. Po nim było jeszcze kolejne srebro i brąz tych rozgrywek. Gość z kategorii jak ś.p Boguś Nowak, o którym nikt nie potrafi powiedzieć złego słowa. Wzór sportowca. Zawsze rozważny. Ważący słowa. Dlaczego wybrał Lublin? Może dlatego, iż kiedy zabrakło dlań miejsca w Lesznie, gdy wracał po ciężkiej kontuzji, właśnie w Motorze potrafił się odbudować, zostając filarem zespołu? Takie gesty się pamięta.
Tak a propos odbudowy i Motoru. Tym złorzeczącym, iż wynik Koziołków to wyłącznie kwestia kasy ze SSP. Gdyby miernikiem miały być wyłącznie finanse, to już dziś WTS (szczególnie) kolekcjonowałby tytuły. Bliziutko byłby Toruń, a temu deptałby po piętach Falubaz. Kasa nie jeździ. Mądre transfery i odpowiednie budowanie drużyny – już tak. Holder trafił do Lublina wyrzucony z Torunia. Lindgren niechciany w Częstochowie. Przyjemski wskakiwał piętro wyżej mając status „jedynie” rokującego żółtodzioba. A Zmarzlik? Gdyby każdy, kto miał Bartka w składzie wygrywał DMP, to ile tytułów miałby dziś Gorzów? Tu nic „samo się” nie wydarza. Hampela też potrafili przywrócić z zaświatów i za to im chwała. Przedłużyli Jarkowi karierę o parę sezonów. Pewnie stąd wdzięczność „Małego” i wybór miejsca tak ogłoszenia, jak też rozegrania turnieju pożegnalnego.
Żużel. Obudził się w kluczowym momencie i znów błyszczy formą! Tungate: Ekstraliga to mój priorytet (WYWIAD)
Przy Gliwickiej natomiast „skichana” ze strachu Stal Gorzów, dręczona demonami nieodległej przeszłości, postanowiła kontuzjować Fajfera, by stosować w Rybniku ZZ. Jadąc trójką liderów i wspierająć się wracającym do zwykłej (czytaj-dobrej) dyspozycji Paluchem zamierzali uniknąć klęski. A propos. Wobec kreatywnej księgowości niektórych ośrodków (vide:Tarnów, czy Gorzów), a to zrzutki, dodatkowe środki samorządowe, przelewy „z województwa”, przepychanie i odraczanie zobowiązań nie zmieniające de facto niczego w sytuacji spółki – pojęcie „licencja nadzorowana” nabiera nowego, prześmiewczego wyłącznie brzmienia. Co niby i przez kogo jest tam nadzorowane? Moim zdaniem nic i przez nikogo. Tyle.
A Rybnik? Opromieniony wygraną przy Gliwickiej ze Stelmetem Falubazem miał podstawy do optymizmu. Co się zatem wydarzyło? Otóż gorzowianie na rybnickim owalu byli niczym częstochowianie niedawno na Jancarzu. Liderzy generalnie nie przegrywali. Dorzucał młody Oskar, „coś tam” uklepał Jabłoński i… wystarczyło z nawiązką. ROW przegrał tym razem z własną nawierzchnią. Nie było delikatnie „pod koło”. Start jakiś inny, nie pasujący miejscowym. Ja wiem. Najłatwiej tłumaczyć się torem. Tor nie odpowie. Jednak brak dwucyfrówki u lidera Drabika, pozostaje najbardziej charakterystycznym obrazkiem meczu. Rybnik poległ tak, jak większość się tego spodziewała. Rewanź będzie już tylko formalnością. A Gorzów? Niczego jeszcze nie może być pewny. Dwumecz barażowy z wicemistrzem drugiego frontu (ktokolwiek by nim nie był), to nie będzie w tym sezonie spacerek.
Niedziela przywitała nas w Bydgoszczy starciem drugoligowych gigantów. To ważne z perspektywy Gorzowa i… Pitera Pawlickiego. Zapowiadało się na pogrom Byków. Dopóki było mokro. choćby liderzy Leszna nie potrafili się dopasować. Bydgoszczanie za to hasali po płocie ocierając się o dmuchawce i budowali przewagę. W szczytowym momencie ta wynosiła 14 oczek. Aż 14 oczek. Niestety. Brzemienną w skutki okazała się błędna decyzja sztabu Polonii, by zaniechać polewania toru po trzeciej serii. Wysychało, twardniało, a leszczynianie poczuli krew. Dokleili się liderzy, Mania trzymał fason po porażce 1-5 w młodzieżowym i wystarczyło do… zwycięskiego remisu w spotkaniu. Wygląda na to, iż to Bydgoszcz będzie rywalem Gorzowa w barażach. Naturalnie przed nami rewanż, ale Gryfy adekwatnie oprócz starcia w Krośnie – nie imponowały dotąd na wyjazdach. Wiktor Przyjemski ligę niżej? Do tego jeszcze daleko, ale jeżeli, byłaby to błędna decyzja bydgoskiego młokosa.
Na deser Betard Sparta vs Pres Grupa Deweloperska. Faworytami goście ze sporą przewagą, zbudowaną na Motoarenie. Jednak wrocławianie pod hasłem „Wszystkie ręce na pokład”. Mają kim straszyć gospodarze. Pytanie jaki będzie, a ściślej – komu bardziej będzie odpowiadał tor na Olimpijskim. Ostatnio skończyło się sporym laniem dla Aniołów. Powtórka jak najbardziej możliwa i realna. Oby tylko ściganie było jak w Toruniu.
Początek zwiastował wyrównany mecz. Trochę twardo jak na Wrocław. Płot nie jedzie. Po dwóch seriach obraz spotkania bez zmian. kilka tym razem mijanek. Owszem ściganci jadą blisko siebie, ale z grubsza to co po starcie – to na mecie. Meczycha póko ci nie uwidzisz. Kurtz kładzie gospodarzom wyścig IX, przegrywając podwójnie z Dudkiem holującym cały wyścig Lamberta. Remis w meczu. Toruń coraz bliżej. Aż 7 trójek gości. Wrocławskie strzelby zawodzą. No i ten płot. Na okrągło nie ujedziesz.
W czwartej odsłonie gospodarze ewidentnie się przebudzili. Zaczęli (wreszcie) wygrywać wyścigi drużynowo (2 x po 4-2 i raz 5-1). Dwumecz otwarty do nominowanych. Pozostało 6 oczek w bilansie, ale Toruń ma otwartą furtkę z taktycznymi. To sprzyja, bowiem ani Kvech, ani Lambert nie imponują we Wrocławiu. Stary lis Piotr Baron puści w XIV Dudka z pierwszego jako taktyczną? Brzmi rozsądnie. Tak się stało. Próbował mieszać Kowalski (nie ściga się nazbyt fair), ale nic nie wskórał. Michelsen zaatakował, odprowadził rywala, z czego skorzystał Dudek. Podwójnie Toruń i to Anioły w wielkim finale. WTS ponownie z poważnym niedosytem. Ostatni wyścig już tylko o warzywo. Temperatura taka… najwyżej letnia. Spod linek podwójnie Toruń. Na kresce wygrana Patryka i śliwka Emila. Duzers kolejny raz bohaterem Aniołów w fazie finałowej.
Tym razem nie działo się „aż tyle” i na takim poziomie adrenaliny jak w poprzednich spotkaniach. Nie było gorąco. I nie myślę o temperaturze powietrza. To na podstawie której kolejki oceniamy rundę finałową
PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI