Żużel. Oskar Polis w GP, Pippi Langstrump i cuda na morzu, czyli Malilla 2025 (REPORTAŻ)

6 godzin temu

W sobotę w szwedzkiej Malilli odbyła się już siódma runda tegorocznego cyklu Grand Prix. My, tradycyjnie i subiektywnie, zaglądamy za jej kulisy. Oto, co nas podczas krótkiego pobytu w Szwecji spotkało i zaskoczyło.

Naszą „redakcyjną” wyprawę zaczęliśmy w czwartek wieczorem z Gdyni, skąd promem udaliśmy się do szwedzkiej Karlskrony. Żużlowo zaczęło się jeszcze przed wypłynięciem promu dłuższą rozmową z trenerem kadry, Rafałem Dobruckim. Odnośnie samego nocnego rejsu napiszemy krótko i żartobliwie. Co działo się na promie, to zostaje na promie. Znamy jednak takich, którzy po żużlowych rozmowach do kajut wracali boso po czwartej nad ranem, krokiem chwiejnym nie tylko ze względu na morskie „bujanie”.

– Wie Pan co, na tym promie, to niektórzy nie znają niekiedy umiaru. Jako kierowca ciężarówki pływam często i faktycznie w barze jest zawsze wesoło. Niektórzy mają taki „spust”, iż sam Jezus uznałby to za cud – mówił nam ze śmiechem jeden z pasażerów.

Żużel. Kurtz wciąż w grze! Kangur królem Malilli! (RELACJA) – PoBandzie – Portal Sportowy

Po dopłynięciu do Szwecji kolejne 160 kilometrów podążaliśmy już samochodem do miejscowości Virsersum, gdzie zrobiliśmy sobie bazę wypadową. Krajobrazy wspaniałe a kierunkowskazy były natchnieniem do żużlowej zgaduj- zgaduli, kto gdzie jeździł czy kto gdzie wygrywał.

A tutaj zagadka. Które miasto jest nieżużlowe?

Jako, iż prognozy pogody wskazywały, iż sobota nie będzie raczej czasem na zwiedzanie, postanowiliśmy już w piątek „eksplorować” okolicę. Na „pierwszy rzut” poszło słynne wśród kibiców muzeum MX World Collection, które znajduje się w Vimmerby. Kustosz obiektu, Magnus Frodig, zgromadził pod dachem naprawdę sporo ciekawych żużlowych „okazów”. Nie brak tam starych żużlowych motocykli, wyjątkowych kevlarów jak choćby „ubiory” Eriką Gundersena czy Egona Mullera czy choćby pustych już – niestety – butelek po szampanie, które były otwierane na podium turniejów Grand Prix. Największe żużlowe kolekcje należą w motoryzacyjnym muzeum do Tony’ego Rickardssona oraz Grega Hancocka. jeżeli będziecie kiedyś w okolicy, odwiedzenie muzeum polecamy. Koszt to 185 koron szwedzkich.


A jak już się jest w Vimmerby, to nie sposób nie przenieść się do czasów dzieciństwa i nie odwiedzić okazałego miasteczka poświęconego twórczości Astrid Lindgren. To tu odtworzony jest, dom rudej Pippi Langstrump, domki bohaterów Dzieci z Bullerbyn czy drewutnia niepokornego Emila z Lönnebergi. To miejsce również serdecznie polecamy, choć jeżeli chodzi o sam wstęp, to nie są to tanie „rzeczy”. Cena biletu wynosi ponad 500 koron.

– Jak widzicie, jest dopiero 11 rano, a nasz parking jest już cały pełen. Miasteczko jest naprawdę dużą atrakcją nie tylko w okolicy ale w całej Szwecji i nie tylko.Serdecznie zapraszamy Was do środka. W Polsce przecież też pewnie wychowywaliście się na twórczości Astrid Lindgren. O związkach rodzinnych pomiędzy Astrid, a Fredrikiem, którego oczywiście kojarzę, jako szwedzkiego żużlowca, nic nam jednak nie wiadomo – mówił nam ze śmiechem jeden z pracowników miasteczka.

Piątek wieczór to już pora na pierwsze weekendowe ściganie, czyli pierwszą w tym sezonie rywalizację juniorów o prymat najlepszego na świecie w okresie 2025. Swojego przyszłego-starego zawodnika dopingował osobiście Jerzy Kanclerz z synem. Zgodnie z prezesem bydgoskiego klubu stwierdziliśmy, iż w wypadku awansu to właśnie bydgoska Polonia będzie miała w teorii najlepszą parę juniorów w lidze.

– Panie Łukaszu, na kogo stawiać jutro? Powiem tak, czuję oczywiście, iż po raz piąty będzie triumf Bartosza Zmarzlika. Do podium dodam też Jacka Holdera i Dominika Kuberę – typował w piątek wieczorem sobotni finał prezes bydgoskiej Polonii. My tym razem postawiliśmy na TOP10 w wykonaniu Jana Kvecha i Kaia Huckenbecka. Kursy oscylowały w granicach 2,5 do 1. Weszło.

Po zawodach był wyjazd ze stadionu i tutaj nastąpiło bardzo mocne zdziwienie. Przy wyjeździe z obiektu kolejka samochodów, a kibiców na zawodach było przecież niewielu. Jak się okazuje, wszyscy kierowcy zostają skontrolowani na obecność alkoholu we krwi. Jako, iż wyjeżdżaliśmy i później na stadion jeszcze byliśmy zmuszeni dwukrotnie powrócić, niżej podpisany w ciągu niespełna jakichś czterdziestu minut dmuchał trzy razy.

– Dmuchał Pan redaktor już dwa razy, proszę dmuchać trzeci. Ja dam Panu na pamiątkę ustnik – mówił ze śmiechem Oskar, szwedzki policjant. Policja to po szwedzku „Polis”. Nic dziwnego, iż łącząc te fakty, mieliśmy niezły ubaw iż zawodnik opolskiego Kolejarza dba o bezpieczeństwo szwedzkich kierowców

Piątkowa kontrola trzeźwości

– Dla Was to może dziwne, ale dla nas nie. Często przeprowadzamy takie akcje, kiedy to na imprezach, choćby takich jak dziś, na stadionie Dackarny leje się alkohol. My, jako Szwedzi, za kołnierz też nie wylewamy, ale bezpieczeństwo jest najważniejsze. Mam nadzieję, iż zgadzacie się ze mną. Kontrolujemy wszystkich bez wyjątków. Obojętne czy za kierownicą samochodu siedzi kobieta, czy mężczyzna — dodawał policjant. Oczywiście, iż zgadzamy się, tym bardziej, iż w strefie VIP w piątek mało kogo widzieliśmy bez piwa.

Sobota zaczęła się dla nas zgodnie z prognozami, czyli opadami deszczu. Jako, iż Szwecja nie Polska i nie musi być na torze „stół” o zawody byliśmy spokojni choćby jakieś dwie godziny przed ich rozpoczęciem, kiedy to nad stadionem naprawdę mocno padało. My czas przed zawodami wykorzystaliśmy na spotkanie z legendą wrocławskiej Sparty, Jerzym Trzeszkowskim, który zaprosił nas do swojego „campera” którym przybył na zawody z okolic Goeteborga.

Spotkanie z Jerzym Trzeszkowskim

– Miło iż w końcu udało nam się spotkać. Żużel się kocha podczas kariery i po jej zakończeniu. Póki jeszcze mogę, to oczywiście na żużel jeżdżę. Bardzo się cieszę ze jesteście i mamy możliwośc powspominania żużla z moich czasów. Speedway w latach sześćdziesiątych i obecnych to dwa inne światy. Nie zmienił się na pewno kierunek jazdy, zawsze w lewo – mówił nam ze śmiechem znajdujący się w doskonałej kondycji były dwukrotny finalista indywidualnych mistrzostw świata. Cała rozmowę niżej podpisanego oraz Henryka Grzonki z Jerzym Trzeszkowskim możecie obejrzeć tutaj. Wracamy na stadion.


– Przyjechaliśmy z Małopolski i oczywiście dla Bartka Zmarzlika. Jesteśmy pewni, iż dzisiaj wygra, a nasza Unia utrzyma się w lidze – mówili nam fani Bartosza Zmarzlika.

– Kto może dzisiaj wygrać, jak nie nasz Fredrik Lindgren? W końcu jest u siebie, zna ten tor i na nim poszaleje. On jest w stanie pokonać znajdujących się w doskonałej dyspozycji Zmarzlika i Kurtza – dodawali szwedzcy fani, którzy na zawody przyjechali z Vaxjo. Fredrik Lindgren faktycznie na torze – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – szalał, ale zawody, jak wszyscy doskonale wiemy, wygrał Brady Kurtz przed Bartoszem Zmarzlikiem.

Żużel. Kurtz mówi jak znów ograł Zmarzlika! „Nie boję się walczyć z Bartkiem!” (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Kurtz goni, ale Zmarzlik się broni. Czekają nas emocje do końca (KLASYFIKACJA SGP) – PoBandzie – Portal Sportowy

– Dla mnie to były dzisiaj takie zawody słodko-gorzkie. Zaczęło się fajnie, ale później nie było już tak, jak sobie tego życzyłem. Szkoda – dodawał po zawodach Andrzej Lebiediew który na co dzień reprezentuje barwy Dackarna Mallila.

– A ja się cieszę, bo robię kolejne kroki w tym Grand Prix. Dzikiej karty się nie spodziewałem, ale chcę pokazywać, ze w Grand Prix jest moje miejsce. Liczę, iż będzie jeszcze lepiej i będę częściej jeździł w finałach – mówił z kolei stojący tuż obok Łotysza Jan Kvech.

Makieta toru Dackarna Mallila w budynku klubowym

Szwedzka gastronomia? Tym razem podzielimy ją aż na trzy „sekcje”. Pierwsza to gastronomia w samej Malilli. Przez dwa dni pobytu natknęliśmy się na dwa lokale. Jeden to większa „budka” serwująca potrawy z grilla oraz kebaba. Drugi stanowiła pizzeria. O ile lokal pierwszy nie wzbudził u nas jakichkolwiek „kontrowersji” a choćby do smakowego gustu przypadł, o tyle pizzeria, którą odwiedziliśmy w sobotę, w skali jeden do dziesięciu uzyskała w naszym wyjazdowym rankingu ocenę najniższą z możliwych. To, co dostaliśmy na talerzu, owszem, pizzę kształtem przypominało, smakiem zdecydowanie mniej.

Gastronomia z obecności turnieju w ich miejscowości była oczywiście zadowolona.

– Wiemy, iż jest dzisiaj sporo kibiców żużla i odczuwamy to jeżeli chodzi o odwiedziny w naszej pizzerii. Ruch jak widać jest – mówił nam kelner. Warto dodać, iż w tej małej miejscowości na wielu domach można było dojrzeć oprócz powiewającej flagi Szwecji, flagę Dackarny. Co łączy małą szwedzką miejscowość z ekstraligowym Rybnikiem? Mallila ma też swoje rondo z żużlowym motocyklem, które znajduje się przy wjeździe do miejscowości.

Sekcja druga – gastronomia stadionowa. Tradycyjnie nie zabrakło burgerów czy „żużlowych” kiełbasek. Co ciekawe, istniało specjalne „stoisko” z menu Dackarny czyli Dackemeny, a w nim żużlowa kiełbaska z grilla z coca colą za 70 koron. Smakowała. Hamburger wyceniony został na dwadzieścia koron mniej.

Najbogatsza i najlepsza była jednak sekcja trzecia, czyli gastronomia VIP. My, dzięki zaproszeniu organizatorów, mieliśmy okazję z niej skorzystać i napiszemy krótko. Goście specjalni organizatorów sobotnich zawodów nie mieli w sobotę na co narzekać. Wybór dań oraz napojów był naprawdę spory, a w strefie VIP można było spotkać, oprócz lokalnych notabli, szwedzkie legendy żużla, oczywiście z Ove Fundinem na czele.

– Liczę dzisiaj na dobre zawody i chciałbym, aby to był dobry wieczór dla szwedzkich kibiców – mówił nam pięciokrotny indywidualny mistrz świata.

Goście VIP zawody mogli oglądać z „klimatycznych” miejsc VIP, czyli stolików z ławkami umieszczonymi poniżej budynku. Co ciekawe, na strefę VIP próbował dostać się jeden z polskich prezesów żużlowych. Nie udało się. Czujni porządkowi odesłali go na swoje miejsce.

Punkty sprzedaży gadżetów? Oczywiście nie zabrakło tradycyjnego punktu organizatora Grand Prix. Na koronie stadionu był również fan shop Dackarny Mallila. Zakupić w nim można było nie tylko koszulki, czy czapki Dackarny, ale co interesujące i węgiel na grilla.

– Nasze gadżety cieszą się największym zainteresowaniem oczywiście lokalnych kibiców, którzy przybyli na zawody. Najlepiej sprzedają się dziś koszulki – opowiadał jeden ze sprzedawców.

Atrakcje pozostałe? Dla kibiców, jak zwykle, ustawiona była strefa kibica, która oprócz położenia nie różniła się absolutnie niczym od tej, jaka była obecna choćby podczas ostatnich zawodów w Gorzowie. Tłumów, być może ze względu na pogodę, nie było.

– Ci, którzy regularnie jeżdżą na zawody wiedzą, iż nic nowego w strefie się nie dzieje i być może pora, aby organizatorzy postarali się wprowadzić nowe elementy. Myślę, iż większość kibiców przychodzi po autografy i po darmowego Monstera – mówił nam jeden z duńskich kibiców.

Po zawodach nie pozostało nam nic innego jak konferencja prasowa i ocena zawodów przez najlepszych „lewoskrętnych” sobotniego wieczoru. Jeden ze szwedzkich kolegów zwrócił nam uwagę na zachowanie Bartosza Zmarzlika.

– Niefajnie to wygląda, jak podczas konferencji Bartek „siedzi” w swoim telefonie. Uważam, iż powinien odłożyć go na bok, pomimo faktu, iż w danym momencie nie jest bohaterem konferencji – zwrócił nam uwagę Szwed. Po konferencji jeszcze parę „ciekawych” rozmów z innymi uczestnikami zawodów.

– Macie swoje zdanie, to słuchaj, weź pod lupę ten temat, o którym ci zaraz powiem, bo Wy, dziennikarze, widzicie tylko jedną stronę medalu. Warto zaznaczyć i pokazać drugą. Narzekają niektórzy z Was, iż z Wami nie rozmawiamy, ale jak ja widzę to, co wyprawia jeden z Was który „żyje” transferami i zarobkami to powiem krótko, większego „debila” nie widziałem – mówił nam jeden z uczestników sobotniego turnieju. Dane osobowe szczerego do bólu zawodnika zostawiamy dla siebie.

Po powrocie do swojej „bazy wypadowej” około pierwszej w nocy nie pozostało nam już nic innego, jak położyć się na trzy godziny, wstać i ruszyć do Karlskrony na prom powrotny, z którego niżej podpisany ów subiektywny reportaż pisał. Artykuł po turnieju Grand Prix kompletny by jednak nie był bez oczywiście wątku prasowego. Tradycyjnie została ona przewertowana pod kątem żużla. Podobnie jak w Manchesterze wzmianki zapowiadającej zawody nie znaleźliśmy żadnej. Na sportowych szpaltach „królował” pogrzeb tragicznie zmarłego Diogo Joty.

– Sama Szwecja bardzo fajna. Czysto, piękne lasy i jeziora. Zawody nie były najgorsze, ale też nie takie jak w Manchesterze. Byłem na żużlu w Szwecji po raz pierwszy, ale na pewno wrócę nie tylko na żużel, ale i na urlop – ocenił nam wizytę u północnych sąsiadów jeden ze współpasażerów promu płynącego w dniu wczorajszym z Karlskrony do Gdyni.

Bartosz Rabenda w rozmowie z Brady Kurtzem
Terminal promowy w Karlskronie
Widok na Karlskrone
Idź do oryginalnego materiału