Jakub Krawczyk mimo tego, iż z powodu kontuzji opuścił część spotkań, to ma sobą udany sezon na torach PGE Ekstraligi. Ostrowianin postanowił jednak wrócić do macierzystej Moonfin Malesy, mimo iż miał na stole oferty z elity. Przyznał, iż wpływ na to miała sytuacja, w jakiej znajdują się w tej chwili kluby.
– W momencie, kiedy miałem oferty z PGE Ekstraligi, pojawiły się znaki zapytania. To żadna tajemnica, iż kontaktowały się ze mną: Gorzów, Grudziądz i Częstochowa. W tych klubach sytuacja była jaka była, a ja nie chciałem za wszelką cenę rzucać wszystkiego, żeby tylko być w Ekstralidze – przyznał zawodnik w rozmowie z „Tygodnikiem Żużlowym”.
Żużel. Kraków zbuduje skład na finał KLŻ? Mają jasny cel!
Żużel. To będzie rywal Castagni? Mówi o polskim kandydacie!
Dlaczego nie GKM?
W pewnym momencie wydawało się, iż trafi ostatecznie do Grudziądza. Sportowo, jak i finansowo GKM jest zdecydowanie wyżej niż zespoły z Częstochowy i Gorzowa. Działacze nalegali jednak na dwuletni kontrakt, a gdy Krawczyk się nie zgodził, to zaczęli zmieniać proponowane warunki.
– GKM Grudziądz mocno nalegał na kontrakt dwuletni, a ja nie chciałem za bardzo od razu wiązać się na dwa sezony. W momencie, kiedy dałem klubowi taką odpowiedź i przekazałem, iż ewentualnie roczny kontrakt, to zaczęły się jakieś dziwne sytuacje, zmiany warunków, obniżki stawek i uznałem, iż jednak nie. Nie wyglądało to zbyt fajnie, dlatego podjąłem decyzję, iż grzecznie dziękuję – opowiedział Jakub Krawczyk.
Żużel. Zaskakujące słowa wiceprezesa! Motor nie był najbogatszy?
21-latek wyszedł jednak na tych negocjacjach całkiem nieźle. Jako „dorosły” zawodnik nabierze doświadczenia na drugim poziomie, a następnie zastąpi Bartłomieja Kowalskiego w Betard Sparcie Wrocław. Wskazał, iż jego wybór był dokładnie przemyślany.
– Czasami przychodzi taki moment, iż trzeba wybrać choćby nie do końca to, co się chce i o czym się marzy. Trzeba wybrać to, co jest bezpieczne i na dany moment najlepsze. I tak właśnie zrobiłem – skomentował Jakub Krawczyk.