Żużel. Chcę klimatycznego żużla, a nie niestrawnej konserwy

4 godzin temu

Przyjrzyjmy się więc pokrótce argumentom popierającym wstępne tezy. Najpierw finał jednodniowy, poprzedzony gęstym sitem eliminacji, rozsianych po świecie. choćby tym żużlowo, trzecim świecie. To szansa dla maluczkich, by się przypomnieć, pokazać i wypromować, a choćby choćby jednego czy dwóch zapaleńców potrafiących nie spaść z motocykla. To ruch, który w zamyśle, miałby poszerzyć zasięg terytorialny, dać motywację owym zapaleńcom, odrdzewić zapomniane kraje i coraz mniej liczne tory, a przy tym, z czasem, zapewnić większe przewietrzenie w czołówce. To z kolei wprost prowadzi do sensacyjnych rozstrzygnięć, tych pamiętanych i wspominanych latami. Przy tym na wskroś… niesprawiedliwych. I o to idzie. Sprawiedliwie to niech sobie jest w SGP. Tu ma się dziać, a kibice kochają niespodzianki. Można w skokach narciarskich, z porównywalną liczbą liczących się nacji, rozgrywać Puchar Świata niezależnie od mistrzostw globu, bo to napędza koniunkturę, to dlaczego nie w speedwayu? Bo FIM postanowiła oddać pole walkowerem? Słaby „argument”.

W kolejnym, równoległym etapie, rezygnujemy z czegoś na kształt świdra czyli SoN, a w to miejsce przywracamy regularne DMŚ. Już teraz, a może słuszniej byłoby napisać, jeszcze teraz, znajdzie się kilka nacji, zdolnych poskładać czterech żywych i jednego rezerwowego, którzy wiedzą jak utrzymać się na motocyklu. Dla tych słabszych, z jednym, dwoma przyzwoitymi grajkami i pozostałymi na poziomie szkółki, byłyby eliminacje, gdzie znowu lokalni matadorzy mogliby się pokazać i promować siebie jak i dyscyplinę. No i mielibyśmy wreszcie pretekst do powoływania kadry narodowej. W końcu to mistrzostwa świata, a nie żaden SoN, czy inne „resztki świata”. No i półfinały z barażem. Nie w jednym miejscu, choć w jednym tygodniu. Na przykładzie Wrocka. Pustki na Olimpico przed ostateczną batalią wyglądały… jak wyglądały. A już taka Piła, Rawicz, Opole, choćby Łódź czy Poznań. Pewnie byłyby przeszczęśliwe goszcząc elitę. choćby bez udziału Orłów.

Żużel. Cook zawieszony przez federację! To się musiało tak skończyć

Jednocześnie z tymi dwoma – trzeci ruch. Wracamy do rozgrywania MŚP. I chętnych więcej, bo obsada reprezentacji praktycznie tylko dwuosobowa i szanse tych niedocenianych relatywnie większe. Tu już tym bardziej pole dla włodarzy by prężyć muskuły i udawać wielkość dyscypliny. I przez cały czas ma być niesprawiedliwie, bo to wbrew pozorom, my kibice kochamy. Przynajmniej będzie się o co spierać przez długie zimowe wieczory. No i ranga mistrzostw globu, a nie jakieś takie nie wiadomo co.

Do kompletu brakuje jeszcze tylko telewizji. Najlepiej otwartego kanału, a nie stacji z dostępem dla Kowalskiego za pieniądze. Dla niego niemałe. Warto zatem rozważyć, czy nie oddać praw za darmo, byle tylko chcieli promować dyscyplinę. Najlepiej na cały świat. Zastanówcie się. Czy gdyby nie relacje w Eurosporcie, wiedzielibyście o mistrzostwach świata drwali, bądź zmaganiach strongmanów, albo takim curlingu? My dziś z żużlem nie jesteśmy choćby na tym poziomie promocji. Dla przeciętnego Kowalczyka w Warszawce speedway, to jak wyścigi wielbłądów. I on nie żartuje. Tak to widzi.

W tym kontekście FIM nie może doić organizatorów na każdym etapie ile tylko można, ale stworzyć sponsorski pakiet promocyjny, na bazie cyklu SGP. A z tych banknocików delikatnie dotować poczynania półamatorów na bardzo wstępnym etapie eliminacyjnym. Żeby nie musieli dokładać do interesu. Warto też przemyśleć powrót do tradycyjnych czwórmeczów reprezentacji narodowych. Nie sztucznych tworów sponsorskich jak w kiedyś np. w Best Pairs, bo z kim tu się identyfikować – no sorry. My mamy lać ich. Na tym to polega. Że niskie pobudki? A kto powiedział, iż to wszystko ma być wyższa kultura bankowości, by zacytować reklamę. Sprawdza się patriotyzm, przy tym lokalny matador jednorazowo w reprezentacji i mamy emocje są więc kibice. Z juniorami można próbować tego samego i także tradycyjnie, nie tylko nad Wisłą, ale w każdym kraju uczestnika zabawy. Wartości szkoleniowe ze starcia w boju na różnych obiektach, w różnych miejscach – nie do przecenienia. Ileż pożytku by to dało w porównaniu chociażby z karaniem za źle ubraną czapeczkę sponsora ligi. Dwa światy.
Skoro zaś wywołujemy bezkrwawą rewolucję, to jeszcze ograniczenie liczby lig dla zawodników. Na dzień dobry żadnych gości jak byśmy ich nie nazwali, w obrębie jednej federacji. Dałeś ciała z kontraktami zimą? Twój problem. Dalej FIM-owska regulacja obwieszczająca ilość obcokrajowców w składach. Radykalna. A jak ktoś boi się rozporządzeń UE w kwestii swobodnego przepływu pracowników, to można odwrotnie. Narzucić ilość krajowych rajderów w zestawieniu meczowym i po herbacie. Polak potrafi. choćby ożenić chłopaka, albo paszport kupić, jeżeli taka potrzeba.

Żużel. Osłabiony Falubaz nie składa broni! Chcą zaskoczyć GKM

Żużel. Detoks od żużla mu… pomógł! Jasiński mówi, iż bawi się jazdą!

No i na koniec ruch najłatwiejszy. Likwidujemy funkcję komisarza toru, bo inaczej oni, pod presją i ciężarem „wytycznych” zlikwidują nam żużel, tak jak już wysłali do archiwum jakiekolwiek próby ścigania. Kto wpadł na idiotyczny pomysł, iż tor na całej długości i szerokości ma być jednakowo przyczepny? Pomijając fakt, iż w praktyce oznacza to wyłącznie skałę uniemożliwiającą ściganie, to przecież logiczne, iż rozpędzając się pod płotem na betonie przejedziemy kilkanaście metrów więcej od rywala przy kredzie, też na betonie. Tylko on ma mniejszy dystans do przejechania, to jak go niby wyprzedzić? Zarysujmy delikatnie przynajmniej szeroką, by było o co koło oprzeć i dajmy choćby teoretyczną szansę pościgania się po minimum dwóch ścieżkach. Tylko imć komisarz zestrachany i zestresowany, więc woli ubijać. Inaczej zawieszenie i dziengi nie wpadną. Teoretycznie już można, a w praktyce? Komisarz woli dla bezpieczeństwa… funkcji własnej, ubić ile fabryka dała. Wówczas nikt się nie „przyczepi”. Zalewanie wodą betonu zaś, przynosi tyle efektu, co wylewanie hektolitrów na szczelną posadzkę.
A kiedy się obudziłem, znowu był normalny, szary dzień, choć nieco upalny. Tylko mrzonki? Nie chcę współczesnej, dobrze opakowanej w sreberko, hermetycznej i niestrawnej jednocześnie konserwy. Siłą rzeczy żywność, choćby ta pakowana próżniowo, traci walory smakowe i estetyczne. A może jest ktoś w FIM, czy PZM, komu zależy na żużlu, a nie tylko na osobistych korzyściach wprost i pośrednio. Pażiwiom, uwidzim, jak mawiają Rosjanie. Wszak kropla, acz niespiesznie, to jednak drąży skałę.

Finał IMP nie odbywa się na torze mistrza Polski. To kolejny wymysł, przepraszam – pomysł marynarek z PZM. Co z tego, iż ludziska przywykli i pokochali tradycję. Co z tego, iż poprzednia próba przeniesienia zawodów do Warszawki spaliła na panewce i została solidarnie potępiona w czambuł przez wszystkich żywych. Skoro nudno, deszczyk gdzieniegdzie popada, to trzeba coś wymyślić, bo się strasznie dłuży, a czas biegnie jakby wolniej.

Żużel. Nie zgadza się z karami dla Falubazu! „Takich kibiców nie ma nikt!”

Żużel. Lider Orła zasypany ofertami. „Nigdy nie byłem w takiej sytuacji”

Zasadnicze pytanie, czy raczej wątpliwość brzmi: na jakich zasadach zostanie wyłoniony organizator? Bądź organizatorzy. W zaciszu gabinetów zapadną ustalenia i zawarte gentlemen’s agreement, a potem dorobi się ideologię do już podjętej decyzji, twierdząc przy tym, iż to wyłącznie efekt, nomen omen, konkursu ofert? Albo może „zwrócimy” Wrocławiowi zabraną przed laty batalię? A może zwyczajny, transparentny przetarg, czyli kto da więcej? Wtedy Leszno polegnie, bo do krezusów nie należy, mimo seryjnie zdobywanych niedawno laurów. A może wreszcie zwyczajnie niepotrzebnie i przedwcześnie się burzę, bo to tylko sondaż w praniu. Centrala sprawdza odzew, reakcje i wtedy albo się rakiem wycofa, argumentując, iż jeszcze nie dojrzeliśmy i iż przecież to był dopiero projekt nie zaś ostateczna i definitywna decyzja, albo pójdzie z pomysłem zburzenia tradycji i nie poszanowania dobrych rozwiązań jak dzik w żołędzie, nie licząc się z nikim i niczym. Wygląda jednak na… to drugie. Gdybyż to jeszcze jakaś zmiana rozwojowa. Spójrzmy jednak na rodzimy speedway. Które z ostatnio tak radośnie wprowadzanych w pocie czoła poprawek, korekt i innych didaskaliów przyniosły cokolwiek obiektywnie spektakularnego, pozytywnego, czytaj adekwatnego i rozwojowego? Pomóżcie, bo nie pomnę. Za to poletko do dworowania i sarkazmu regularnie się rozrasta.

A ja durny postulowałem, by odłączyć się od FIM, założyć własną federację i zacząć naprawiać światowy żużel. Z tymi ludźmi? Obawiam się, iż poprawa nie miałaby szans nastąpić. Czy są więc nowi, doświadczeni, a wciąż młodzi, nie uwikłani w „układy”, z pomysłami, potrafiący przejąć władzę i zaprowadzić porządek w tej swoistej stajni Augiasza? No i tu zaczynają się schody, przy tym podstawowy fundament przekonania o swej nienaruszalności obecnych marynarek. To trochę jak niedawno w Rybniku. „Wszyscy” wiedzieli, iż w klubie nie dzieje się najlepiej. „Wszyscy” domagali się dymisji prezesa. Ten stanął tedy z otwartą przyłbicą przed tłumem i zakończył pohukiwania krótkim: „Pokażcie lepszego, to odejdę”. Nie mam pojęcia na ile wiarygodna była to deklaracja, ale tego już prezes Mrozek nie musiał potwierdzać, bo też żaden kandydat, dodam poważny kandydat, dotąd się nie objawił. I tu identycznie. Członkowie GKSŻ i urzędnicy Ekstraligi SA czują się mocni słabością konkurencji, czy wręcz jej brakiem. A to niestety brutalna, obiektywna prawda. Taką mamy rzeczywistość. Może więc lepiej niech się nasi rządzący nie biorą za światowy speedway, bo gotowi go pogrzebać jak na swoim podwórku. Titanic zbliża się do góry lodowej i tylko najwięksi optymiści nie chcą tego zauważyć.

Cały chyba żużlowy świat, choć teraz to już bardziej światek, czekał z nadzieją na poczynania Discovery. Trochę na zasadzie cudu (do)mniemanego. Wszyscy wiedzą, iż czegoś zrobić się nie da i wtedy przychodzi ten, który o tym nie wie, po czym po prostu dokonuje niemożliwego. Niestety Discovery okazuje się równie skuteczne jak BSI i podobnie kreatywne, a banały, frazesy i okrągłe słówka miały tylko dobrze wybrzmieć na przywitanie nowego dla nich, żużlowego świata. Nic nie stoi na przeszkodzie, by promotor cyklu potraktował speedway jak anegdotyczne wyścigi wielbłądów, czy psich zaprzęgów. Są chętni do zabawy, jest oglądalność, ludzie płacą za pakiety – bierzemy. Nie przyjęło się? Nie chcą bulić dodatkowo? Oddajemy za symbolicznego dolara. Wycisnąć soki i wyrzucić, czy zainwestować i wypromować, przywracając dyscyplinie dawny blask? Tego niestety nie wiem. Pokaże czas. Praktyka nie wygląda przy tym nazbyt radośnie dla szlaki. Niepokoi brak konkretów ze strony promotora. Nie licząc dojenia naiwnych Polaczków. I co? Żadnej kampanii, zero reklamy i promocji. Może być kiepsko z tym oczekiwaniem cudu. Nie każdą „głupotę” da się położyć na karb niszowości dyscypliny.

Żużel. Szczere wyznanie Hansena. Myśli o końcu kariery

Szkoda byłoby żużla. To fascynujący, emocjonujący sport motocyklowy, uprawiany przez szalonych, odważnych facetów, ku euforycznej uciesze gawiedzi. Tylko co poradzić na tak nieuzasadnione, bezsensowne i szkodliwe postępowanie zarządzających nim na co dzień? Nie znam recepty, choć obserwuję, iż niczego dobrego, tym bardziej przełomowego, w najbliższym czasie spodziewać się nie należy. Nie te źródła. Ani w Polsce, za sprawą GKSŻ i Ekstraligi SA, ani na świecie „dzięki” poczynaniom FIM. Przyjdzie więc obśmiewać co genialniejsze wymysły, jako ten Stańczyk – zawoalowany w błazeńską maskę, jednak z rozpaczliwą drwiną i uśmiechem przez łzy.

Nadzieja umiera ostatnia, zatem żyję takową, iż owa „rewolucja” z odebraniem zdobywcy DMP organizacji finału IMP zwyczajnie nie będzie na siłę kontynuowana. Czy to zasadne przypuszczenie? Oby. Zbyt wiele tradycji zdeptano w żużlu. Szczytem, ograniczenie zawodów międzynarodowych o globalne tytuły do SGP i wprowadzenie kuchennymi drzwiami dziwnego SoN. A w domu? Porównajcie liczbę licencjonowanych żużlowców na przestrzeni ostatnich kilku dekad i średnią wieku aktywnych ścigantów. Trzeba jeszcze kogoś przekonywać, czy Sierak to defetysta, którego nie warto brać poważnie, bo tylko histeryzuje na pokaz dla poklasku? Chciałbym być w tej sytuacji jedynie histerykiem.

Przemysław Sierakowski

Idź do oryginalnego materiału