We wtorek po długiej walce z chorobą Alzheimera zmarł Jan Furtok. Były napastnik GKS Katowice, Hamburgera SV i Eintrachtu Frankfurt miał 62 lat. Furtok był 37-krotnym reprezentantem Polski. W kadrze zdobył 10 bramek.
REKLAMA
Zobacz wideo Klub z 50-tys. polskiego miasteczka robi furorę! Niebywałe. "Przepaść" [Reportaż Sport.pl]
"W 299 spotkaniach zdobył 122 gole i jest dzięki temu najlepszym strzelcem w dziejach GieKSy. Zdobył z GKS-em Puchar Polski, wicemistrzostwo Polski oraz brąz mistrzostw Polski. Po zakończeniu kariery pracował z sukcesami jako trener młodzieży w GieKSie" - czytaliśmy na oficjalnej stronie internetowej klubu z Katowic.
"Pomagał Klubowi jako dyrektor sportowy i trener pierwszej drużyny. Po odbudowie GKS-u w IV lidze stanął na czele Klubu jako jego prezes. Numer, z którym występował w GKS-ie Katowice, czyli '9' został oficjalnie zastrzeżony. Dzięki swojemu talentowi, zaangażowaniu oraz niepowtarzalności zyskał specjalne miejsce w sercach kibiców. To właśnie przez nich został wybrany do 'Złotej 11' 50-lecia klubu" - dodano.
Znamy termin pożegnania Furtoka
Wieczorem GKS podał szczegóły dotyczące pożegnania Furtoka. "Informujemy, iż uroczystości pogrzebowe ŚP. Jana Furtoka odbędą się w piątek 29 listopada o godzinie 9:00 w Parafii Trójcy Przenajświętszej przy ul. Żeleńskiego 34 w Katowicach-Kostuchnie" - przekazał GKS w mediach społecznościowych.
Kostuchna to południowa dzielnica Katowic. To w niej urodził się i wychował Furtok. - Było nas dziewięcioro. Dwie dziewczyny zmarły dość szybko, miałem pięciu braci, ja najmłodszy. Mieszkaliśmy w jednym pokoiku, obok była kuchnia. Byłem wyrzutkiem, spałem w nogach. Ale fajnie było. Lepiej jak teraz. Swoboda była. Mama nie wiedziała, gdzie kto jest, bracia się nie interesowali. Wszystko to było wtedy totalna pomyłka. Wszyscy bracia grali na Kostuchnie, kariery nie zrobił żaden, tylko ja. Piłka to było jedyne zajęcie - mówił Furtok w 2017 r. w rozmowie z portalem weszlo.com.
- Po prostu grałem. Samo wszystko przyszło. Kadra Śląska, kadra Polski juniorów, wszystkie szczeble przeszedłem. W międzyczasie pomagałem rodzicom, zbierając złom i węgiel na hałdach. Niebezpiecznie było, ale się kradło. A bo to raz nas by złapali? Byle czego nie braliśmy. Stałeś i musiałeś ocenić, czy to jest dobry węgiel czy to tylko taka łata. "Łatów nie bieremy, ciężkie, a się nie poli!". Musiałeś czekać i wyszukiwać dobre kawałki. Kradło się też jakieś żelastwa, ciągnęło się to domu kilka kilometrów. A to ciężkie jak diabli. Raz pod domem nam ukradli wszystko, co dociągnęliśmy. Ludzi trochę było na tych hałdach, cały region z tego żył - dodał.