Zero i jeszcze jedno zero. Pożeraczka marzeń Iga Świątek

3 godzin temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Kim Kyung-hoon


0:6, zero uderzeń kończących i zero szans - taki bilans po pierwszym secie meczu z Igą Świątek miała Rebecca Sramkova w drugiej rundzie Australian Open. Słowaczka gra ostatnio tenis życia, ale w Melbourne zderzyła się z kimś z innej ligi. Polka wygrała 6:0, 6:2, a mecz trwał zaledwie 60 minut. - Czy spieszyłaś się, bo miałaś zarezerwowany lunch? - pytała dowcipnie Igę Jelena Dokić tuż po spotkaniu.
- Taka gra w żaden sposób nie może Idze zaszkodzić – mówił Dawid Celt pod koniec pierwszego seta. – Z inną tenisistką na pewno ugrałaby dużo więcej, ale na Idze jej gra zupełnie nie robi wrażenia. Ona nie ma narzędzi do zagrożenia Idze – dodawał na początku drugiego seta.


REKLAMA


Zobacz wideo Zamieszanie wokół Igi Świątek. "To zostało bardzo dziwnie zakomunikowane"


Kapitan reprezentacji Polski w Billie Jean King Cup pamięta, jak świetnie w ubiegłym roku w tych rozgrywkach występowała Sramkova. Ale Celt dobrze wie, na ile stać Igę. A Słowaczka przeżywająca najlepszy czas w swojej karierze właśnie się o tym boleśnie przekonała.
Sramkovej dawano aż 15% szans na pokonanie Świątek
Bolało przede wszystkim w secie otwarcia. Słowaczka przegrała błyskawicznie i bezdyskusyjnie – w 26 minut i do zera. Wymowne było zero winnerów po jej stronie. Tak, przez całą partię Sramkova nie zdołała posłać ani jednego uderzenia kończącego. A do tego popełniła aż 14 niewymuszonych błędów. Świątek grała dobrze, pewnie, spokojnie (dziewięć winnerów i pięć niewymuszonych pomyłek), a rywalka jeszcze ułatwiała jej zadanie. W drugim secie Sramkova trochę się otrząsnęła. Dostała choćby głośne oklaski od australijskiej publiki, gdy wyrównała na 1:1, wygrywając swojego pierwszego gema w meczu. Ale trudno było nie mieć wrażenie, iż stało się tak dlatego, iż Świątek zdjęła trochę nogę z gazu. A gdy było trzeba, Iga znów włączyła swój firmowy tryb „Jazda" i od stanu 6:0, 2:2 dojechała wygrywając już wszystkie gemy do końca.


Oglądając ten mecz można było się zdziwić, iż tu przed nim szanse na zwycięstwo Sramkovej sztuczna inteligencja oceniała aż na 15 procent. „Aż", bo mimo wszystko bardzo, bardzo trudno było uwierzyć w sensację. Widzom, którzy nie śledzą tenisa na co dzień, wszystko mówiło już proste porównanie statystyczne obu zawodniczek prezentowane podczas rozgrzewki. Na naszych ekranach zobaczyliśmy, iż urodzona w 1996 roku Słowaczka w swojej karierze wygrała w cyklu WTA 28 meczów, a przegrała 23, natomiast o pięć lat młodsza Polka zdążyła wygrać już 264 takie spotkanie (przegrała 62). Widzieliśmy też, iż Sramkova zarobiła na korcie odrobinę ponad milion dolarów, a Świątek – już prawie 34 miliony. Dodajmy do tego jeszcze kilka liczb. Otóż Na koniec roku 2023 Sramkova była 130. w światowym rankingu, a na koniec roku 2024 była już 46. W minionym sezonie pierwszy raz w życiu doszła do finału turnieju WTA. A choćby do aż trzech finałów. I zdobyła tytuł w Hua Hin w Tajlandii, w imprezie rangi 250. A teraz rok zaczęła od pierwszego w karierze wygranego meczu w turnieju wielkoszlemowym. Widać, iż tenis naprawdę jest dla Słowaczki terapią. choćby bardziej dla duszy (o jej dużych problemach rodzinnych pisał na Sport.pl Aleksander Bernard) niż dla poważnie chorego oka.


Możliwość zagrania z najlepszą zawodniczką świata w ostatnich latach to z pewnością była dla Sramkovej nagroda. I dowód, iż Słowaczka wypracowała sobie coś godnego uwagi. Ale teraz przejdźmy do pewnych liczb Igi. Otóż tak się składa, iż od początku 2023 roku - czyli od czasu, który analizujemy w kontekście Słowaczki – Polka wygrała aż 111 ze 120 meczów z rywalkami spoza top 10! Świątek to po prostu pożeraczka marzeń. Te wszystkie tenisistki nie z absolutnego topu mogą próbować ograć najlepszą zawodniczkę świata ostatnich lat, ale odbijają się od Polki jak od ściany.


Teraz Świątek będzie miała trudniej
Licząc od początku 2023 roku Świątek wygrała właśnie 138. mecz. A przegrała zaledwie 21. Iga nie jest robotem, tylko człowiekiem, ale tak wyszkolonym i skoncentrowanym, iż czasami musi jawić się rywalkom jako tenisowa maszyna nie do pokonania. Owszem, w ostatnich miesiącach miała swoje problemy – przez pechowo pozytywny test dopingowy straciła jesienią możliwość gry na trzech turniejach w Azji i przez to straciła pierwsze miejsce w światowym rankingu. Dziś Świątek nie jest wymieniana jako główna faworytka do wygrania Australian Open – ustępuje tu miejsca Arynie Sabalence i Coco Gauff. Ale tak pewnymi meczami jak ten ze Sramkovą Iga buduje swoją pewność w turnieju, w którym nie była jeszcze dalej niż w półfinale. Gdyby go wygrała, byłby to wymarzony początek roku i współpracy z nowym trenerem, Wimem Fissettem.
Ale do tego jeszcze zbyt daleka droga. Na razie Świątek po prostu odhaczyła kolejną rundę. I teraz na pewno sama nie patrzy dalej niż na kolejne zadanie. Zwłaszcza iż to w trzeciej rundzie zapowiada się na o wiele trudniejsze od tego z rundy drugiej. W kolejnym meczu nasza pięciokrotna mistrzyni wielkoszlemowa zmierzy się z mistrzynią US Open 2021 Emmą Raducanu albo z Amandą Anisimovą.
Idź do oryginalnego materiału