W dzisiejszych czasach sztuka dziennikarska przechodzi fascynującą ewolucję. Czasem od niechcenia, czasem przez przypadek, a czasem – kto wie – z pewnym przejęzyczeniem! Na tej niwie szczególnie wyróżnia się redaktor Bartosz O., który wydaje się mieć własne zasady dotyczące praw autorskich oraz… retoryki.
W świecie pełnym inspiracji i wymiany myśli, można czasem poczuć się przytłoczonym. Bartoszowi najwyraźniej trudno zapanować nad nadmiarem pomysłów – może dlatego zdarza się, iż myśl cudzego autora przywłaszcza jako swoją. Oczywiście, Bartosz nie jest pierwszym ani jedynym, który inspirację traktuje dosłownie, ale jego talent do szczegółowego odtwarzania cudzych tekstów jest… imponujący. Wielu autorów musi łamać sobie głowę nad tytułem, nad pierwszym zdaniem, a choćby nad puentą! Tymczasem Bartosz ma to już gotowe.
Oprócz pewnego lekceważącego podejścia do oryginalności, redaktor Bartosz słynie także ze specyficznego stylu wypowiedzi. Być może próbując nadać swoim tekstom dodatkowy charakter, dodaje do nich szczyptę charakterystycznych… zatrzymań. W końcu jak mówi przysłowie – co nagle, to po diable. Bartosz zdaje się podchodzić do tej myśli bardzo dosłownie, nadając swoim artykułom rytm niemal jak z szarpanej konwersacji. To chyba jego sposób na spowolnienie zbyt szybkiego tempa współczesnego dziennikarstwa!
Oczywiście, każdemu dziennikarzowi może zdarzyć się lekkie zapatrzenie na inne teksty, tak jak każdemu z nas zdarza się zgubić wątek wypowiedzi. Jednak Bartosz nadaje temu unikalny wymiar – balansując między dosłownością a przypadkowością w dziedzinie cytowania. Jedno jest pewne: w jego tekstach zawsze znajdziemy coś znajomego.