Włoszki zagrają w środę w Maladze ze Słowaczkami w finale turnieju Billie Jean King Cup. W półfinale pokonały polskie tenisistki 2:1. Punkt na wagę sukcesu zdobyła para deblowa Jasmine Paolini - Sara Errani, która pokonała Igę Świątek i Katarzynę Kawę 7:5, 7:5.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek wybrała nowego trenera. "Jestem bardzo podekscytowana"
Włosi są zachwyceni postawą swoich zawodniczek. Cieszą się, iż o awansie do finału zadecydowała postawa debla. - Bo w deblu byliśmy najmocniejsi, nasza para jest bardzo zgrana, widać między nimi świetną chemię. W trakcie meczu z Polkami Jasmine i Sara podnosiły poziom swojej gry, wygrywały bardzo długie wymiany, nakręcały się wzajemnie kolejnym punktami. To u nich typowe - mówi Sport.pl Diego Barbiani z portalu OKtennis.it.
Siła Errani i Paolini
Paolini i Errani wygrały w tym roku turnieje WTA w Linzu, Rzymie oraz Pekinie. Ponadto zdobyły złoty medal olimpijski w Paryżu, a wcześniej na kortach Roland Garros doszły do finału imprezy wielkoszlemowej.
- Największe wrażenie zrobiła na mnie jakość wolejów Errani. To zaawansowana wiekowo tenisistka (37 lat - przyp. red.), a stała bardzo mocno przy siatce, miała świetną wizję gry, świetny refleks. W grze na woleju jest dziś najlepsza na świecie - opisuje Marco Mazzoni z serwisu Livetennis.it.
Polki walczyły ambitnie. W pierwszym secie miały trzy piłki setowe przy stanie 5:4. W drugiej partii prowadziły 5:1. Niestety rywalki potrafiły odrobić straty, wyszło ich doświadczenie w grzej podwójnej.
Niemniej nasi rozmówcy uważają, iż losy polsko-włoskiej rywalizacji zostały niejako rozstrzygnięte wcześniej niż w deblu. - Dla mnie zwycięstwo Włoszek jest zaskoczeniem, nie sądziłem, iż wygramy pierwszy mecz singlowy. To było decydujące, ponieważ w deblu wiedzieliśmy, iż włoska para jest silna, mogliśmy zakładać punkt dla reprezentacji - mówi Mazzoni.
To nie debel był najważniejszy?
Na otwarcie pojedynku Magda Linette okazała się słabsza od Lucii Bronzetti 4:6, 6:7. Polka walczyła zaciekle - wyszła ze stanu 1:4 w drugiej partii i doprowadziła do tie-breaka, ale nie był to jej najlepszy dzień. Niespodzianką był też występ Bronzetti (78. WTA), trzeciej rakiety Włoch, kosztem Elizabeth Cocciaretto (53.).
- Nasza kapitan Tatiana Garbin dokonała innego wyboru na pierwszy mecz, a nie łatwo było postawić na Bronzetti. Nigdy wcześniej nie grała w finałach BJKC, a musiała wygrać to spotkanie - mówi Diego Barbiani. On również uważa, iż już wcześniej można było przewidywać, iż w drugim meczu singlowym Świątek pokona Paolini, a w deblu Włoszki ograją Polki. Tak nasi rozmówcy tłumaczą, dlaczego spotkanie Linette- Bronzetti było najważniejsze.
- Lucia zagrała idealnie. Trochę mnie zaskoczyło, iż zachowała taki spokój, choćby gdy Magda zaczęła ją doganiać w drugim secie. Uważam, iż Garbin wybrała Bronzetti, aby utrzymywać wymiany na średnio-wysokiej intensywności. Przy 5:4 30-15 mogliśmy zobaczyć statystykę, która pokazała, iż Włoszka wygrała do tamtej chwili każdą wymianę, która trwała dłużej niż osiem uderzeń. Linette grała w piątek przez cztery godziny, mogła nie czuć się w pełni sił (miała plastry na ramieniu - przyp. red.), a nasza kapitan chciała to wykorzystać i stąd wybór Bronzetti. Miałem wrażenie, iż Linette trochę wolno poruszała się w lewą stronę - dodaje Barbiani.
Mimo wygranej Włoch nasi rozmówcy doceniają także postawę Igi Świątek w finałach w Maladze. Druga rakieta świata wygrała wszystkie trzy mecze singlowe: bardzo trudne pojedynki z Paulą Badosą, Lindą Noskovą i Jasmine Paolini. Z Włoszką była bliska porażki, ale zdołała się obronić mimo nieoptymalnej dyspozycji.
Zachwyty nad Świątek
- Dla mnie to występ liderki w najlepszym wydaniu. W pełni poświęciła się sprawie i przekroczyła fizyczne granice, aby utrzymać Polskę w turnieju, nie okazując oznak zmęczenia i próbując za każdym razem dać sobie szansę na wygranie piłki, gema, meczu. Myślałem, iż Iga nie da rady z Jasmine, bo przez długi czas poruszała się jak zawodniczka o bardzo niskim poziomie energii, uderzając piłkę trochę wolniej niż zwykle. Nie była sobą, ale zwyciężyła determinacją i koncentracją - kończy Barbiani.
Faktem jest, iż podania naszej tenisistki w meczu singlowym z Paolini pozostawały wolniejsze w porównaniu do jej normy, a Polka miała mnóstwo kłopotów we własnym gemach serwisowych. To Włoszka łatwiej zdobyła kolejne punkty, ale ostatecznie siła mentalna pozwoliła Świątek na zwycięstwo. - Jestem tak zmęczona, iż w ogóle nie jestem w stanie ogarnąć, co się dzieje - mówiła po meczu. Od piątku w Maladze w trakcie pięciu spotkań spędziła na korcie prawie 11 godzin.