
Czym było spowodowane wykonanie sprintu przez Mateusza Gamrota tuż przed walką z Charlesem Oliveirą? Czy inspirował się Khamzatem Chimaevem?
Już blisko tydzień mija od ostatniej batalii z udziałem Mateusza Gamrota. Przypomnijmy, iż nasz rodak w swoim 12. pojedynku, który miał miejsce w zeszły weekend, stanął w szranki z Charlesem Oliveirą. Polak stanął przed wielkim wyzwaniem nie tylko w postaci tak niebezpiecznego rywala, ale również stanięcia z nim w szranki z bardzo krótkim okresem przygotowawczym.
Przypomnijmy, iż „Gamer” planowo miał walczyć kiedy indziej i z kim innym. Mowa jest oczywiście o niepokonanym jak dotąd w UFC Nazimie Sadykhovie, który nie był szczególnie atrakcyjnym rywalem dla Polaka. Ten za to świetnie wykorzystał okazję, aby wziąć udział w wielkim pojedynku z „Do Bronxem” i dzięki swojej grze medialnej zastąpił kontuzjowanego Rafaela Fizieva – pierwotnego oponenta Oliveiry.
ZOBACZ TAKŻE: Artur Szpilka o swoim najbliższym rywalu. „On nigdy męskiej wymiany ciosów nie robił w swoich walkach”
Ich pojedynek niestety nie trwał zbyt długo, bowiem niecałe 8 minut z 25 możliwych. gwałtownie też były mistrz KSW zameldował się w klatce, a to za sprawą sprintu, którym pokonał drogę do oktagonu. Kilka chwil po tym, jak z głośników rozbrzmiała piosenka „My Songs Know What You Did in the Dark„, rzucił się on biegiem do areny walk niczym swego czasu Khamzat Chimaev.
Mateusz wyjaśnił ostatnio tę kwestię w trakcie programu „Oktagon Live” na Kanale Sportowym. Poniżej fragment jego wypowiedzi na ten temat:
Chodziło ogólnie o to, żeby nie konfrontować się z tą brazylijską publiką. Pierwsze zderzenie z nimi miałem na treningu medialnym. To było w środę. Byłeś Patryk, to widziałeś, co się działo. Krzyczeli po brazylijsku, iż mnie zabiją, mnóstwo tych „fakerów”, dostawałem gdzieś tam miny na ryju. (…) Później sobie pomyślałem, iż wychodząc do walki, już nie mam czasu w to, żeby się z nimi ścierać, przekrzykiwać czy coś, więc obrałem strategię, iż wybiegnę do tego oktagonu. Tylko nie przeliczyłem, iż ta ścieżka będzie tak krótka i na tym zakręcie prawie nie wyrobiłem. Za gwałtownie się rozpędziłem do tego. Ale to chodziło o to, żeby się nie ścierać z tą publiką, tylko jak najszybciej znaleźć się pod oktagonem. Minąć tę okazję, żeby oni mogli się wyżyć na mnie.
Niewątpliwie była to dobra taktyka dla Mateusza, który starał się jak najbardziej kontrolować swoje emocje związane z tak wielkim pojedynkiem. Niestety, finalnie przegrał, jednakże jak sam zapowiada – wróci ze zdwojoną siłą.