Tylko cztery mecze dostaliśmy od NBA we wtorkową noc, ale na brak emocji nie można narzekać. Dallas Mavericks ponownie okazali się lepsi od Minnesota Timberwolves, pokonując ich w pierwszym spotkaniu po finałach konferencji sprzed pół roku. Nikola Jokic musiał wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, żeby poprowadzić Nuggets do wygranej z Nets dopiero po dogrywce. Absencja Stepha Curry’ego nie przeszkodziła Warriors w wygranej z Pelicans, a duży udział miał w niej Brandin Podziemski.
Brooklyn Nets (1-3) – Denver Nuggets (2-2) 139:144
- 29 punktów, 18 zbiórek i 16 asyst musiał zanotować Nikola Jokic, żeby mający problemy ze zwyciężaniem na starcie sezonu Denver Nuggets pokonali Brooklyn Nets. Takie statystyki w historii zanotował wcześniej tylko Oscar Robertson, dwukrotnie przebijając je w 1962 roku.
- Serb zaczął ten sezon fenomenalnie pod kątem indywidualnym. Po czterech meczach ma na koncie dwa triple-double, a w dwóch meczach, w których tego nie osiągał, rzucał po 40 lub więcej punktów. Tym razem jednak miał wreszcie większe wsparcie od kolegów. Jamal Murray i Aaron Gordon rzucili po 24 punkty, a najlepsze spotkanie w nowych barwach zagrał Russell Westbrook, autor 22 oczek.
- To także Jokic doprowadził do remisu na 8 sekund przed końcem czwartej kwarty, który dał dogrywkę. Wynik próbował zmienić jeszcze Dorian Finney-Smith, ale nie trafił trójki na zwycięstwo.
- W dodatkowych pięciu minutach Cam Thomas zdobył pierwsze punkty dla gospodarzy, ale Nuggets odpowiedzieli zdobywając kolejne 8 i nie oddali prowadzenia już do końca spotkania.
- Wśród Nets warto wyróżnić kolejny raz Dennisa Schroedera. Niemiecki rozgrywający był liderem punktowym, zdobywając 28, 26 dodał Cam Thomas, a 20 Cameron Johnson.
Minnesota Timberwolves (2-2) – Dallas Mavericks (3-1) 114:120
- Rewanże za serie play-off, szczególnie te niedawno rozgrywane mają to do siebie, iż wywołują spore emocje. Tak było też w rywalizacji Wolves z Mavericks, na szczęście emocje zostały przykryte przez świetną grę liderów. O swoich umiejętnościach pierwszy raz w okresie przypomniał Kyrie Irving, który zanotował najlepszy mecz w nowym sezonie zdobywając 35 punktów, z czego 16 w trzeciej kwarcie, w której goście uzyskali dwucyfrową przewagę.
- Kluczowa akcja należała jednak do Luki Doncica. Wolves gonili w czwartej kwarcie i zeszli do 5 punktów straty. Słoweniec trafił jednak wtedy swoją jedyną trójkę na nieco ponad minutę do końca powiększając przewagę gości do 8 punktów. Spudłował poprzednie siedem prób zza łuku i miał sporo do powiedzenia fanom po tej akcji.
- Nie pomógł świetny występ Anthony’ego Edwardsa, który rozpoczął niezwykle to spotkanie. W samej pierwszej kwarcie rzucił 24 punkty, tylko o dwa mniej od całej drużyny Mavericks. Ale takiego tempa nie utrzymał do końca spotkania. W kolejnych odsłonach gry dołożył już tylko 13 oczek i skończył mecz mając ich 37 na koncie.
- Drużynie z Minneapolis brakowało kontroli nad piłką. Zanotowali aż 20 strat w całym spotkaniu, co goście przełożyli na 25 punktów. Aż 12 z tych strat to były przechwyty, które prowadziły często do łatwych punktów.
Utah Jazz (0-4) – Sacramento Kings (2-2) 96:113
- Dostarczycielem zwycięstw dla wszystkich są póki co Utah Jazz. Gracze z Salt Lake City tym razem pozwolili na drugie zwycięstwo Sacramento Kings, będąc wyraźnie słabszym już od samego początku spotkania. Goście wygrali pierwszą kwartę 12 punktami i co prawda gospodarze parokrotnie zbliżali się z wynikiem, to na dobrą sprawę nie zagrozili swoim rywalom.
- Zagrali bez Taylora Hendricksa, u którego potwierdziła się diagnoza ze złamaniem nogi i stratą całego sezonu. W trakcie gry urazy doznał Lauri Markkanen, który miał narzekać na skórcze mięśni pleców. Najlepszym ich strzelcem był w tej sytuacji Jordan Clarkson, który zdobył 21 punktów, 18 dodał John Collins.
- Ale jest też jedna dobra rzecz z tego spotkania. Pierwszy raz większe minuty dostał debiutant Kyle Filipowski i wykorzystał je, zapisując na swoim koncie 12 punktów.
- Dla wygranych 28 punktów, 11 zbiórek i 4 asysty zapisał na koncie Domantas Sabonis, 20 punktów i 8 asyst dołożył DeMar DeRozan, a 19 i 6 ostatnich podań De’Aaron Fox.
Golden State Warriors (3-1) – New Orleans Pelicans (2-2) 124:106
- W starciu dwóch zespołów grających bez dwóch zawodników z pierwszych piątek lepsi i to zdecydowanie okazali się Golden State Warriors. Po skręceniu kostki Stephena Curry’ego do listy nieobecnych przed meczem z Pelicans dołączył Andrew Wiggins, który narzekał na naciągnięcie mięśni w dolnej części pleców.
- Steve Kerr, który chwalił budowę składu i jego głębię postanowił zamieszać w pierwszej piątce i z poprzednich meczów zostawił w niej tylko Draymonda Greena i Trayce’a Jacksona-Davisa. Miejsce kontuzjowanych zajęli Buddy Hield i Brandin Podziemski, ale na ławkę rezerwowych powędrował słabszy na starcie sezonu Jonathan Kuminga, robiąc miejsce dla Mosesa Moody’ego.
- Efekt był piorunujący, bo Moody trafił 6 z 8 rzutów z gry, Podziemski zagrał najlepszy mecz w sezonie, zdobywając 19 punktów, a choćby Kuminga odnalazł się dobrze w swojej roli i zapisał na koncie 17 punktów, najwięcej w sezonie.
- Kolejny świetny mecz rozegrał Buddy Hield, który świetnie odnajduje się w zespole Warriors. Tym razem trafił 7 trójek w drodze do 28 punktów, a niespodziewanie drugim strzelcem gospodarzy był Lindy Waters, autor 21 oczek, potwierdzając słowa Kerra o szerokiej rotacji.
- Dla Pelicans 31 punktów rzucił Zion Williamson, a 30 Brandon Ingram, ale dwaj gwiazdorzy nie mieli wsparcia od pozostałych kolegów z drużyny. Nikt z drużyny nie rzucił więcej niż 9 punktów, a gdy nie udawało się zatrzymać rozpędzonych rywali, którzy trafili aż 21 trójek, to chociaż atakiem można było probować ich gonić.
Nie przegap najnowszych informacji ze świata NBA – obserwuj PROBASKET na Google News.