Wszyscy widzieli to, co zrobił Stoch. Ruszyła lawina spekulacji. Trener nazwał to wprost

2 godzin temu
Zdjęcie: Screen YouTube @SkiFanSzef


Coś takiego wydarzyło się w karierze Kamila Stocha po raz pierwszy. Zauważyły to media nie tylko z Polski. W 2014 roku w Willingen na kilka dni przed startem igrzysk olimpijskich nasz najbardziej utytułowany skoczek wywalczył pierwszy dublet w historii swoich startów w Pucharze Świata. A w Soczi to powtórzył, zdobywając dwa złote medale.
Puchar Świata w Willingen w okresie 2024/2025 zaczął się dla nas koszmarnym konkursem drużyn mieszanych. W piątek Polska w składzie Pola Bełtowska, Aleksander Zniszczoł, Anna Twardosz i Paweł Wąsek, zajęła przedostatnie, dziewiąte miejsce.


REKLAMA


Zobacz wideo Coming out polskiego skoczka! Kosecki: Mega szanuję taką postawę


Na sobotę i niedzielę zaplanowano zawody indywidualne. Ale nie łudzimy się, iż i tym razem w Willingen przeżyjemy tak radosne chwile, jakie przed laty dawali nam tam Adam Małysz czy Kamil Stoch.


Małysz poleciał 151,5 metra, a Stoch jeszcze to przebił
Jednym z najlepszych momentów dla polskich skoków na Mühlenkopfschanze bez wątpienia był pamiętny lot Małysza na 151,5 metra z 2001 roku. Wtedy nasz legendarny mistrz zajął drugie miejsce, a dzień później wygrał. Natomiast Stoch jeszcze to przebił w 2014 roku.
Wtedy - dokładnie tak, jak w tym roku - konkursy odbyły się 1 i 2 lutego. Pierwsze zawody Stoch wygrał minimalnie, o punkt wyprzedzając Severina Freunda. Dzień później Niemiec też był drugi, ale do Polaka stracił już aż 13,5 pkt.
- Można powiedzieć, iż ta przewaga, którą miał Kamil, to po prostu nokaut – cieszył się prowadzący wówczas polską kadrę Łukasz Kruczek. Dla Stocha to było dziesiąte i jedenaste zwycięstwo w Pucharze Świata w karierze. W niedzielę lider naszej reprezentacji odebrał Peterovi Prevcowi (Słoweniec był trzeci) prowadzenie w klasyfikacji generalnej. I jako lider pojechał niedługo na igrzyska olimpijskie do Soczi. W Rosji Stoch znów wywalczył dublet – 9 i 15 lutego zdobył złote medale, wygrywając konkursy igrzysk najpierw na skoczni normalnej, a następnie na dużej. Cały sezon Polak skończył jako najlepszy skoczek świata. Zdobył wówczas swoją pierwszą z dwóch Kryształowych Kul.


Stoch raz dla taty i raz dla żony. "Z wisienką na torcie"
- Nie myśleliśmy przed weekendem o tym, czy Kamil odzyska koszulkę lidera Pucharu Świata ["odzyska", bo tydzień wcześniej stracił ją na rzecz Prevca przez nieobecność w Sapporo]. Chcieliśmy przyjechać i po prostu zdobywać punkty, cały czas realizować to, na czym się najbardziej koncentrujemy, czyli przysłowiowe dwa dobre skoki. A kwestia walki o Puchar Świata będzie rozgrywać się w dalszej części sezonu – tłumaczył w Willingen Kruczek, w rozmowie ze Skijumping.pl.


Jeszcze większy spokój zachowywał Stoch. - Dla mnie weekend był fantastyczny i cieszę się, iż mogłem tutaj stanąć dwa razy na najwyższym stopniu podium. Chciałbym zadedykować te dwa zwycięstwa: pierwsze mojemu tacie, który miał niedawno urodziny a drugie mojej żonie, która urodziny będzie miała jutro. Życzę wszystkiego najlepszego z wisienką na torcie na górze, to dla was – mówił w rozmowie ze Skijumping.pl.
Wszyscy mówiliśmy już o igrzyskach. Ale Stoch i Kruczek najmniej
- Nie ukrywam, iż łatwiej do tej pory skakało mi się jak jechałem jako przedostatni albo gdzieś trzeci czy czwarty od końca, ale już byłem liderem, nauczyłem się czegoś, ponieważ już skakałem jako ostatni, także mam nadzieję, iż to doświadczenie pomoże mi w Soczi. Pierwszy raz w karierze wyskakałem dublet, czyli dwa zwycięstwa w jeden weekend. Jest to bardzo przyjemne i motywujące. Dało mi to dużo energii i upewniło mnie w tym, iż moja dyspozycja jest dobra i iż moje skoki są bardzo dobre i iż wystarczy robić swoje, skakać normalnie i przede wszystkim cieszyć się z tego co się robi – mówił jeszcze Stoch.
Ani on, ani Kruczek oczywiście nie chcieli zapowiadać nie wiadomo czego przed igrzyskami, które ruszały już za chwilę. Ale my wszyscy – eksperci, dziennikarze i kibice – mieliśmy wielkie apetyty i nadzieje. Ruszyła lawina spekulacji, co mogą oznaczać tak dobre skoki Polaka tuż przed najważniejszą imprezą czterolecia.


Spokojny i opanowany zwykle Jan Szturc, czyli szkoleniowiec, który odkrył talenty m.in. Małysza i Piotra Żyły, wypowiadał się wtedy na Sport.pl tak: – Ostatnie skoki Stocha nadają się do filmowania i pokazywania jako materiał szkoleniowy. W tej chwili Kamil jest w życiowej formie i w ciągu tygodnia nic nie może mu się stać.
Trenerski autorytet mówił wprost, iż Stoch to główny kandydat do olimpijskich triumfów. To samo widziały zagraniczne media. "Stoch jest w wielkim uderzeniu" – alarmował norweski "Verdens Gang", bojąc się, iż skoczkowie z tego kraju na igrzyskach nie będą w stanie nawiązać walki z Polakiem.


Dziś Norwegowie cieszą się z wygranej w Willingen swojego miksta. I liczą, iż indywidualne konkursy wygra Johann Andre Forfang, którego forma idzie coraz bardziej w górę przed MŚ, które w norweskim Trondheim odbędą się już za miesiąc. A my liczymy chyba tylko na Pawła Wąska. Bo tylko on z Polaków skacze tej zimy dobrze. Stoch jest w takim kryzysie, iż do kadry na PŚ w Willingen choćby się nie załapał.
Poza Wąskiem w sobotę zobaczymy jeszcze czterech naszych reprezentantów – Aleksandra Zniszczoła, Jakuba Wolnego, Dawida Kubackiego i Piotra Żyłę. Na godzinę 14.30 zaplanowano kwalifikacje, a na 16.00 konkurs. Transmisje w Eurosporcie, TVN-ie i na platformie MAX, relacja na żywo na Sport.pl.
Idź do oryginalnego materiału