To miał być zwykły, spokojny konkurs drużyn mieszanych w ramach rywalizacji w Pucharze Świata. Takie zawody zwykle nie budzą zbyt dużych emocji, zwłaszcza z polskiej perspektywy. Już po pierwszej serii Pola Bełtowska, Aleksander Zniszczoł, Anna Twardosz i Paweł Wąsek odpadli z rywalizacji i zajęli rozczarowujące dziewiąte miejsce. Konkurs wygrała Norwegia przed Austrią i Niemcami. Ale po konkursie wszyscy skupili się na tym, co działo się ze Słowenią, a konkretniej z Timim Zajcem.
REKLAMA
Zobacz wideo
Zajc został zdyskwalifikowany i poszedł na całość. Jawnie oszukiwał i przeszedł kontrolę
Zajc został zdyskwalifikowany po pierwszej serii piątkowego konkursu w Willingen. FIS nie podał jednak dokładnej przyczyny wykluczenia - zwykle tłumaczy się, iż chodzi o rozmiar albo przepuszczalność kombinezonu, czy długość lub szerokość nart. Tym razem wpisano tam słowo "inne", sugerujące, iż dyskwalifikacja nie ma żadnej ze zwyczajnych, najczęstszych przyczyn.
Później okazało się, iż - przynajmniej tak podał nam skoczek - Zajc miał zostać zdyskwalifikowany za pomiar kombinezonu w kroczu i to jak wyglądał tam materiał, który przekroczył dozwolone limity długości o centymetr. Do zrozumienia, o co dokładnie chodzi, należy odróżnić dyskwalifikację za obwód kombinezonu i długość krocza. Jedna dotyczy tego, jak został uszyty i przygotowany kombinezon, a druga tego jak leży na ciele zawodnika. W tej sytuacji Kathol musiał wykluczyć z wyników zawodów Słoweńca tak samo, jak wcześniej zrobił z Finem Paavo Romppainenem, zdyskwalifikowanym za rozmiar stroju. Ale w całej sprawie najbardziej liczy się to, co stało się później.
Bo sam fakt, iż Zajc został zdyskwalifikowany w pierwszej serii to jeszcze nic. Słoweniec mógł rywalizować w finałowej rundzie, bo jego kadra pomimo tylko trzech zaliczonych skoków pokonała Polskę i Francję, które oddały po cztery próby. Zajc założył na drugi skok ten sam kombinezon i po oddaniu skoku, na odjeździe, mocno się cieszył. A raczej udawał, iż się cieszy i jawnie oszukiwał, podnosząc materiał kombinezonu w górę barkami i ramionami. Szokuje to, iż zrobił to w trakcie odjazdu po skoku, ze wszystkimi kamerami zwróconymi w jego kierunku, na wizji. Powtarzał to zresztą, gdy podążały za nim kamery. A później został zaproszony przez Christiana Kathola na kontrolę jeszcze raz. I ją przeszedł.
Podkreślmy jeszcze raz: mając ten sam kombinezon, za który został zdyskwalifikowany w pierwszej rundzie, przeszedł kontrolę w drugiej. Po prostu inaczej ułożył go na ciele, ingerując w to jeszcze na skoczni przed sprawdzeniem przez Christiana Kathola. W ten sposób Zajc absolutnie skompromitował panujące w tym momencie zasady kontroli sprzętu. To, co zaprezentował sam zawodnik, było cyrkiem, ale chyba jeszcze większym jest fakt, iż dzięki temu rzeczywiście nie został zdyskwalifikowany po raz drugi.
Zajc zarzuca FIS, iż "wciągnęli Niemców na podium". Zdradza, co powiedział mu kontroler
- W pierwszej serii byłem na kontroli i byłem mierzony w kroczu, to była przyczyna dyskwalifikacji. W drugiej skoczyłem dobrze i się ucieszyłem, podnosząc materiał w kombinezonie w górę. I wtedy pomiar był już w porządku. Strój był ten sam, wszystko to samo, ale przeszedłem kontrolę - mówi Sport.pl Timi Zajc. Christian zauważył mój gest uniesienia ramion po drugim skoku i rozmawialiśmy o nim po wszystkim. Mamy naprawdę małe kombinezony, a niektórzy z innych kadr naprawdę spore, za duże. I teraz po lotach narciarskich, gdy zaczęliśmy skakać dobrze, potrzebowali coś zrobić. Myślę, iż to główna przyczyna tego, co się dzieje - wskazuje jasno Słoweniec.
- Christian mówił mi, iż mierzy wszystkich zawodników tak samo. Więc wychodzi na to, iż tylko słoweńscy zawodnicy mają za duże kombinezony - dodaje Zajc. Zapytany o to, czy ten przypadek nie pokazuje, iż w takim razie jest duży problem z kontrolą sprzętu, rzuca jeszcze mocnym oskarżeniem. - Zaczęliśmy konkurs bardzo dobrze, więc musieli nas zatrzymać. Wciągnęli Niemców na podium i dziś wygrali - twierdzi, najwyraźniej, o działaczach FIS. Naprawdę puściły mu hamulce, kto wie, czy za to, co zrobił w piątek w Willingen i swoje wypowiedzi nie zostanie później ukarany.
Kathol odmówił rozmowy i uciekł. Pertile długo dyskutował z Hrgotą i go odciągał
Starałem się skontaktować z Christianem Katholem po zawodach przez rzecznika PŚ w skokach Horsta Nilgena, ale powiadomił mnie, iż kontroler "nie ma ochoty ze mną rozmawiać". Później, choć rzecznik twierdził, iż będę mógł go jeszcze próbować zatrzymać w strefie mieszanej, Kathol przeszedł tylko przez część dla telewizji, a potem opuścił skocznię innym wyjściem, przy kontenerze, w którym sprawdza zawodników.
- Ta sytuacja najprawdopodobniej wynika z zachowania zawodnika. Mamy zasady i jeżeli przeczytasz dokładnie te dotyczące kombinezonów, znajdziesz tam, iż nie można manipulować przy strojach, czy się rozciągać od kontroli przed startem aż do tej na dole skoczni. Oczywiście nie został zdyskwalifikowany za rozmiar kombinezonu (obwód - przyp.), tylko za jego długość, ułożenie na wysokości krocza. (...) Nie chodziło o to, jak duży był strój, o jego wymiary, a o to, jak leżał na ciele - powiedział w rozmowie z Eurosportem.
Kathol został dopytany przez Kacpra Merka o to, czy nie sądzi, iż taka sytuacja jest śmieszna - iż to, czy ktoś jest dyskwalifikowany lub nie, zależy od tego, co zrobi po skoku. - Śmieszne jest to, iż niektóre kadry manipulują z długością krocza i to jak nisko je mają, tak bardzo, iż muszą się dopuszczać takich ruchów. Przeciwko temu teraz walczę. Dalej będziemy to robić - zapowiedział kontroler sprzętu FIS.
Rozmawiać nie chciał także dyrektor Pucharu Świata Sandro Pertile. Włoch najpierw długo czekał na trenera Słoweńców Roberta Hrgotę, który udzielał wywiadów słoweńskiej telewizji i radiu, a następnie długo i intensywnie z nim dyskutował. Zaczęło się agresywnie, panowie wyraźnie sobie coś zarzucali i się kłócili, a następnie przeszło to już w spokojniejszą wymianę argumentów. Pertile najpierw przeszedł z Hrgotą przez część strefy mieszanej dla telewizji, potem minął tę dla fotografów i dziennikarzy piszących, a na prośbę o rozmowę odpowiedział mi wściekle: "Nie, odejdź!". Później obaj stanęli pod sceną, gdzie odbywa się program muzyczny zawodów w Willingen.
Rozmawiali jeszcze dobre kilka minut, po czym się rozeszli. Pertile zrobił kilka zdjęć z kibicami, potem wszedł po coś do biura prasowego i je opuścił, nie odpowiadając choćby na słowa pożegnania. Hrgota, który w trakcie przejścia przez mixed zonę był wyraźnie odciągany przez szefa PŚ, poprosił o rozmowę w sobotę, bo na razie ma w sobie jeszcze zbyt dużo emocji i chciałby się uspokoić.
Niemka odpowiada na słowa Zajca. A Lanisek rozkłada ręce ws. kontroli sprzętu
Jak na słowa Zajca o tym, iż FIS podarował podium Niemcom reaguje Anze Lanisek? - Mogę tylko powiedzieć, iż oddaliśmy dzisiaj naprawdę dobre skoki. Niestety, pojawiła się dyskwalifikacja w pierwszej serii. Tak już jest w skokach. Musimy spróbować się po tym zebrać i pójść naprzód. Dzisiaj straciliśmy okazję, ale mamy jeszcze dwa konkursy - mówi skoczek. Na pytanie o to, jak to możliwe, iż ten sam kombinezon miał tego samego dnia dwa różne wyniki kontroli, odpowiedział tylko rozłożeniem rąk.
- Rozumiem, iż Timiemu nie jest łatwo i robił, czy mówił dziś wszystko w ogromnych emocjach. Jednak sama byłam w kontroli sprzętu dziś dwa razy i u nas wszystko było w porządku. To część tego sportu i rozgrywki - odpowiada na słowa Zajca w rozmowie ze Sport.pl niemiecka skoczkini, Katharina Schmid.
Thurnbichler nie wytrzymał po tym, co zrobił Zajc. "Czy my jesteśmy w cyrku?"
- Będąc szczerym, to nie jest dobre zachowanie - mówił o sprawie tego, co Zajc zrobił po skoku w drugiej serii Thomas Thurnbichler. Trener Polaków akurat pojawił się w mixed zonie, gdy Słoweniec robił swój gest i oglądając powtórkę, zdębiał. - Czy my jesteśmy w cyrku? - wydusił w końcu z siebie Austriak.
- To nie jest dobre zachowanie ze strony skoczka. To robienie sobie żartów z naszego sportu i nie działa na korzyść skoków - dodał Thurnbichler.
Cała sytuacja z Zajcem i Słoweńcami ma drugie dno: już w Oberstdorfie zdyskwalifikowani w drugim konkursie lotów zostali Lovro Kos i Anze Lanisek. Wtedy cały słoweński team mówił o wykluczeniach ze względu na nową metodę kontroli, która nie jest uwzględniona w zasadach. Sprawę szeroko opisywaliśmy tutaj.
- Rzeczywiście jest nowa metoda kontroli, ale nam to zakomunikowano. Ustalono i ogłoszono, iż ma nie być żadnego naciągania kombinezonów, czy podnoszenia krocza w górę po skoku. Nie mieliśmy z tym problemu, nasi zawodnicy byli kontrolowani i nie dostali dyskwalifikacji. Nasz sprzęt jest w porządku i tyle - wyjaśnia Thomas Thurnbichler. - Ta sprawa (naciągania kombinezonów i iż to zabronione - przyp.) jest z nami od samego początku. Czy jest zapisana i formalna? To trudne do oceny, subiektywne. Tyle mogę powiedzieć - kończy szkoleniowiec.
Kilkadziesiąt minut po zakończeniu konkursu drużyn mieszanych w Willingen Słoweński Związek Narciarski w oświadczeniu zapowiedział podjęcie kroków prawnych przeciwko FIS.
O sprawie sprzętowego konfliktu pomiędzy Słoweńcami i FIS będziemy dalej opisywać w trakcie weekendu zawodów PŚ w Willingen. W sobotę rozegrane zostaną konkursy indywidualne skoczków i skoczkiń, a w niedzielę jeszcze jeden dla skoczków. Relacje na żywo na Sport.pl, a transmisje w Eurosporcie, TVN i na platformie Max.