Wszyscy widzieli, co polski mistrz zrobił na czwartym płotku. "Spadł mi"

4 godzin temu
Wyszedł ze startu świetnie, prowadził, ale na czwartym płotku się potknął. Jakub Szymański, czyli mistrz Europy w sprincie przez płotki w hali, zajął dopiero piąte miejsce w biegu na 110 m przez płotki w Drużynowych Mistrzostwach Europy w Madrycie. Zaraz po biegu Szymański zdradził, iż mogło się skończyć dużo, dużo gorzej.
W marcu Jakub Szymański został mistrzem Europy w hali i zapowiadał walkę o złoto na MŚ. Ale tam potknął się na ostatnim płotku w półfinale i do rywalizacji o medale nie stanął. W każdym razie w halowym bieganiu na 60 m przez płotki Szymański jest świetny. A czy świetny będzie też na 110 m przez płotki, na stadionie?


REKLAMA


Zobacz wideo Maria Andrejczyk: Sport jest kojarzony z rozrywką męską, brutalnością


W Madrycie zdobył dla Polski 12 punktów. Nieźle, ale chciałoby się od niego choćby kompletu punktów, 16. Ze startu wyszedł idealnie, prowadził, ale uderzył w czwarty płotek. - Trochę go to wybiło, to samo zrobił na ostatnim płotku i stracił trochę na kratach [na finiszu] – analizował Sebastiana Chmara, prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, który komentuje zawody w TVP Sport.pl.
Chwilę później przed kamerą TVP stanął Szymański. I zdradził, iż jego zderzenie z czwartym płotkiem mogło się skończyć dużo gorzej. - Na szczęście wiążę tak mocno buty, iż spadł mi tylko ze ścięgna Achillesa, z pięty. Na szczęście nie spadł mi całkiem, bo nie wiem, co bym na boso zrobił – mówił.
Pech? Tak. Ale nie tylko. Trudno nie zgodzić się z Chmarą, który stwierdził, iż Szymański potrzebuje jeszcze czasu, żeby wypracować wytrzymałość szybkościową w drugiej części dystansu. Na 60 m jest świetny, na więcej trzeba poczekać.
Idź do oryginalnego materiału