Zaraz po zakończeniu meczu na Estadio do Dragao Michał Probierz gwałtownie opuścił swoją ławkę rezerwowych i błyskawicznie ruszył w stronę Roberto Martineza. Selekcjoner reprezentacji Polski podziękował prowadzącemu Portugalczyków Hiszpanowi, po czym wszedł na boisko i przybił piątki ze swoimi zawodnikami.
REKLAMA
Zobacz wideo Polak stał się tu prawdziwą legendą! Największy z największych
Kilkadziesiąt sekund później Probierz był już jednak w szatni. Mimo iż reprezentacja Polski rozegrała najlepszą połowę za jego kadencji, to w Porto zebrała potężne lanie 1:5. Kadra skompromitowała się po przerwie jednak nie tylko na boisku, ale i poza nim. Przez błąd administracyjny na boisko nie mógł wejść siedzący na ławce rezerwowych Karol Świderski.
Dwie twarze reprezentacji Polski
Po pierwszej połowie mogliśmy przecierać oczy ze zdumienia. Zobaczyliśmy w niej reprezentację, odważną, konsekwentną, uważną i nastawioną na grę w piłkę. To była drużyna, o której Probierz mówił od początku kadencji i taka, jakiej oczekiwał.
Pierwsza połowa w Porto była najlepsza w wykonaniu reprezentacji Polski od kiedy prowadzi ją obecny selekcjoner. To my stworzyliśmy więcej sytuacji bramkowych i to my mogliśmy prowadzić przynajmniej jedną bramką. Mogliśmy, a choćby powinniśmy, bo tych okazji było kilka.
Zabrakło nam jednak spokoju i precyzji pod bramką Diogo Costy. Teraz możemy już tylko gdybać, jak potoczyłby się mecz na Estadio do Dragao, gdyby Polacy wykorzystali chociaż jedną ze stworzonych okazji. - Portugalia to jedna z najlepszych drużyn na świecie. A one nie wybaczają choćby najmniejszych błędów - mówił Probierz na przedmeczowej konferencji prasowej. Portugalia nie tylko nam nie wybaczyła, ale też surowo ukarała.
Gospodarze pierwszego gola zdobyli po pierwszym celnym strzale na naszą bramkę. Po rzucie rożnym. Polaków, nie swoim. Portugalczycy wykorzystali stratę Kacpra Urbańskiego i wyszli na prowadzenie po piorunująco szybkim kontrataku. Po golu Rafaela Leao Polacy padli i już się nie podnieśli.
Zrezygnowany był też Probierz. O ile po bramce Leao apelował jeszcze do swojej drużyny o walkę, o tyle po drugim już tylko splunął na boisko. Po kolejnych stał jedynie z założonymi rękami. Bo co więcej mu zostało, kiedy Portugalczycy nakręcali się z każdą sekundą? Gol przewrotką na 5:0 autorstwa Cristiano Ronaldo był najlepszym dowodem tego, jak mocno pękła w przerwie reprezentacja Polski. A szkoda, bo pierwsze, dobre wrażenie, poszło przez to do kosza.
Bułka rozwścieczył Ronaldo
Dobra gra reprezentacji Polski w pierwszej połowie sprawiła, iż Portugalczycy nie tylko nie potrafili zagrozić bramce Marcina Bułki, ale też nie trzymali nerwów na wodzy. Tak jak Ronaldo. Gwiazdor Al-Nassr wściekał się na boisku i jednocześnie starał się pobudzić ospałą, portugalską publiczność.
Tak było w 21. minucie, kiedy Ronaldo rozwścieczył Bułka. Chociaż wtedy to Portugalczycy wznawiali grę od własnej bramki, to wszystko, co najciekawsze, działo się po drugiej stronie boiska. Zaczęło się od tego, iż w polu karnym Bułki przypadkowo znalazła się piłka. Bramkarz reprezentacji Polski odkopnął ją niedbale, na kilkadziesiąt metrów tak, iż została ona na naszej połowie.
To bardzo nie spodobało się Ronaldo. Portugalczyk zaczął wymachiwać rękami w stronę Bułki, po czym sam ruszył do piłki. Ronaldo nie kopnął jej jednak na aut. Zawodnik Al-Nassr z kilkudziesięciu metrów uderzył w stronę naszej bramki i trafił do siatki. Mimo iż wysunięty Bułka choćby nie zareagował na zachowanie Ronaldo, to kibice reprezentacji Portugalii cieszyli się tak, jakby gospodarze rzeczywiście strzelili gola. Sytuacji nie pokazały telewizyjne kamery. Zza bramki nagrał ją jednak portal sport.tvp.pl.
Na tym nerwy Ronaldo się jednak nie skończyły. W doliczonym czasie gry pierwszego połowie Portugalczyk wściekł się na sędziego za to, iż nie podyktował rzutu karnego po interwencji Jana Bednarka. Za swoje zachowanie Ronaldo dostał żółtą kartkę, co tylko zwiększyło jego irytację. Wściekły piłkarz machał rękami nie tylko w kierunku sędziego, ale też trybun, pobudzając kibiców i motywując ich do głośniejszych gwizdów na arbitra. Na powtórkach widać, iż Ronaldo nie miał racji. Co więcej, po jego wejściu Bednarek doznał urazu, przez który nie wyszedł na drugą połowę, a jego miejsce zajął Sebastian Walukiewicz.
Nerwy Probierza
Na Estadio do Dragao denerował się jednak nie tylko Ronaldo. Mimo iż przed przerwą Polacy grali bardzo dobrze, to Probierz kilka razy eksplodował przy naszej ławce rezerwowych. I to nie tylko ze względu na błędy w ustawieniu popełniane przez jego zawodników.
Już w 5. minucie Probierz wyskoczył jak oparzony z ławki rezerwowych do Tarasa Romanczuka i pokazywał mu, jak ma się ustawiać w obronie w kolejnych akcjach gospodarzy. 10 minut później jeszcze większą reprymendę otrzymał Bednarek. Selekcjoner miał pretensje do obrońcy po tym, jak Portugalczycy mieli okazję do zdobycia bramki, jednak wzajemnie przeszkodzili sobie w naszym polu karnym. W doliczonym czasie pierwszej połowy podobne uwagi Probierz miał do Kamila Piątkowskiego.
W żadnej z tych sytuacji selekcjoner reprezentacji Polski nie wściekł się jednak tak, jak w 29. minucie, kiedy na boisku usiadł Bartosz Bereszyński. Obrońca Sampdorii wrócił do podstawowego składu kadry po ponad roku i - mimo iż grał bardzo dobrze - musiał przedwcześnie opuścić boisko, zostając kolejnym kontuzjowanym w ostatnich dniach reprezentantem Polski.
Bereszyński wskazywał i Probierzowi, i lekarzowi kadry na bolące udo. Jeszcze zanim zapadła ostateczna decyzja o zmianie, selekcjoner reprezentacji Polski nie wytrzymał i dał upust swojej irytacji. Probierz odszedł kilka metrów od naszej ławki rezerwowych i ze wściekłością kopnął w stojące obok butelki z wodą. Chwilę później wysłał na rozgrzewkę Jakuba Kamińskiego i Dominika Marczuka, ostatecznie wprowadzając na boisko tego pierwszego.
Niespodziewana zmiana
Urazy Bereszyńskiego i Bednarka nie były jedynymi takim problemem reprezentacji Polski w Porto. W meczu z Portugalią w środku pola reprezentacji Polski mieli zagrać Romanczuk, Piotr Zieliński oraz Sebastian Szymański. Mieli, ale ostatni z nich w ostatniej chwili wypadł ze składu z powodu kontuzji. I to mimo tego, iż był już choćby na rozgrzewce.
W jej trakcie nagle i zupełnie nieoczekiwanie na boisku pojawił się Probierz. Z reguły w trakcie trwania rozgrzewki selekcjoner przebywa w szatni i rzadko pojawia się na murawie. Tym razem jednak Probierz wszedł na boisko, krótko rozmawiał z Szymańskim, który po chwili udał się do szatni.
W jego miejsce z zawodnikami pierwszego składu zaczął się rozgrzewać Mateusz Bogusz. Po kilku minutach portal "Łączy Nas Piłka" poinformował na Twitterze, iż Szymański na rozgrzewce doznał kontuzji, a jego miejsce w wyjściowej jedenastce zajmie właśnie Bogusz.
Przed konferencją prasową Probierza mogliśmy jedynie gdybać, czy Szymański doznał nowej kontuzji, czy odnowił mu się drobny uraz, z którym przyjechał do Porto. To dlatego pomocnik Fenerbahce nie trenował ani w poniedziałek, kiedy ćwiczyło tylko pięciu piłkarzy, ani we wtorek, kiedy na treningu zabrakło aż siedmiu zawodników. Pierwszy trening z kadrą Szymański odbył dopiero w środę i wydawało się, iż będzie zdolny do gry. Ostatecznie zdrowie odmówiło mu jednak posłuszeństwa.
Nieporozumienie w polskiej kadrze
Kadra miała jednak nie tylko problemy ze zdrowiem, ale i organizacją. W trakcie meczu w Porto doszło do kuriozalnej sytuacji, która nie zdarza się często. I nie miała prawa się nam przydarzyć.
Kiedy Ronaldo wykorzystał rzut karny, przy linii bocznej gotowy do zmiany stał już Karol Świderski. Napastnik reprezentacji Polski miał wzmocnić siłę naszego ataku, zmieniając Urbańskiego. Miał, ale ostatecznie nie wszedł na boisko.
Najprawdopodobniej przez błąd administracyjny. Jeszcze przed zasygnalizowaniem zmiany, sędzia techniczny zaczął rozmawiać z polskim sztabem. A ten przy ławce rezerwowych zaczął wertować dokumenty. I wtedy się okazało, iż Polacy się skompromitowali.
Jak się okazało, Świderskiego nie było w kadrze meczowej! W czwartek wieczorem, gdy portal "Łączy Nas Piłka" podawał kadrę na mecz, Świderski był na grafice. Napastnik normalnie przyjechał na stadion, brał udział w rozgrzewce, miał wejść na boisko.
Ale nie wszedł. Na dowód błędu z polskiej strony pozostają oficjalne składy, gdzie Świderskiego nie ma choćby wśród rezerwowych. Kompromitacja na boisku i poza nim. A może i szkoda, iż Świderski nie wszedł na boisko, bo tak przegralibyśmy "jedynie" 0:3.