WEC: 6H of Spa

9 godzin temu

6H of Spa to wyścig – legenda nie tylko ze względu na tor i zmienne warunki pogodowe, które zapewnia jego położenie. To także ostateczny test przed Le Mans 24h dla większości załóg tam startujących. Czego dowiedzieliśmy się po ostatnim weekendzie rywalizacji w Ardenach?

Postarajmy się podsumować to co wiemy, w kilku punktach:

1. Ferrari nowym McLarenem

Wiele osób psioczy na BoP, który ma w tym sezonie faworyzować Ferrari, bo… wygrywają. Cóż, w ten sam sposób można powiedzieć o Astonie Martinie, który ciągle jest ostatni, więc pewnie celowo spowalnia go BoP? Tak? Nie? jeżeli nie czepiamy się nowych, iż są wolni i nie widzimy w tym spisku, to czemu czepiamy się topowych i doświadczonych, iż są szybcy i na pewno to „dzięki FIA”? Nieco to absurdalne.

No ale do rzeczy – Ferrari jest w tym sezonie szybkie i nie ulega to wątpliwości. Czerwoni w minionych latach mieli problem z wygraniem czegokolwiek poza Le Mans, za to w tym sezonie idą jak burza. Co będzie na Le Mans i skąd tegoroczne zwycięstwa? Ano tu zaczyna się rzecz najciekawsza.

Owszem, Ferrari jest bardzo szybkie, ale reszcie stawki odjeżdża wraz ze zużyciem opon. Model 499P od samego początku był tym, który bardzo delikatnie obchodzi się z ogumieniem. Kierowcy Ferrari nie mogli wręcz go dogrzać, podczas gdy inni robili to bez problemu i na krótszym dystansie. McLaren w F1 także jest szybki, ale jego gigantyczna przewaga wynika z innowacyjnego podejścia do utrzymania temperatury opon. Przewaga Ferrari w WEC także zdaje się wynikać ze sposobu, w jaki auto traktuje opony. Tego z kolei nie da się łatwo ująć w BoP. No bo jak ukarać kierowcę lub inżynierów, za to iż ustawili / prowadzili auto tak, iż zadbało o opony? Czerwoni nie mieli możliwości McLarena, bo auto jest homologowane i dopuszczone są jedynie niewielkie zmiany w konstrukcji. Na pewno jednak zmienili coś lub znaleźli jakieś ustawienie, które w zarządzaniu oponami w tym sezonie znacznie im pomaga.

Konsekwencje ich sukcesu są jeszcze ciekawsze. Dobrze było je widać na Spa – prędkość maksymalna Ferrari jest mocno obcięta przez BoP, ale nadrabiają na krętych sekcjach. Z kolei Alpine i Peugeot zostały nagle wywindowane do góry, właśnie dzięki dużej prędkości maksymalnej. Na Spa była ona ważna, natomiast na Le Mans będzie kluczowa.

Także konsekwencją sukcesu 499P w tym sezonie oraz zmian w BoP może być ich słabe tempo na Circuit de la Sarthe oraz duża szansa na zwycięstwo francuskiego auta w tym roku (spisek!!!). Za miesiąc zweryfikuję swoje przypuszczenia :).

2. Żółci mają nieco żółci

No właśnie – gdzie w tym wszystkim jest żółte Ferrari AF Corse i Robert Kubica? Cóż, Polak i jego koledzy dysponują w tym roku topowym autem, co nie ulega wątpliwości. Skład jest słabszy, bo być musi, tak stanowią przepisy prywaciarzy. Mamy więc jednego brązowego kierowcę, czyli Phila Hansona. Phil spisuje się zaskakująco dobrze. Dość powiedzieć, iż w swojej pierwszej zmianie za kierownicą hypercara musiał prowadzić wyścig i wywiązał się z tego całkiem dobrze! Wciąż jednak jest brązowym kierowcą, a zatem nikt nie wymaga i nie spodziewa się, iż utrzyma tempo np. Giovinazziego.

Jeśli zaś chodzi o Kubicę, to jego wkład w wyniki w tym roku pozostało większy. Wszystko za sprawą nowej wagi minimalnej kierowcy, co likwiduje przewagę niższych zawodników. Kubica przez swój wzrost i idącą za nim wagę, często w kwalifikacjach był zastępowany np. przez Yifey Ye, który przez drobną budowę ciała oszczędzał kilka kilo, co wystarczało dla urwania czasu w jednym okrążeniu. Od tego sezonu to się skończyło, to zaś oznacza, iż za kierownicą siada po prostu najszybszy kierowca i w tym sezonie… zawsze był to Robert Kubica, który z resztą zdobywał świetne pola startowe. Nie poszło w Katarze, pozostałe dwa wyścigi to zawsze pierwszy rząd.

Co jest więc problemem? W Imoli był to pech, jeżeli chodzi o wydarzenia na torze i ich czas. Katar był maksymalnym możliwym wynikiem. Spa – zawiódł sprzęt. Z resztą nie pierwszy raz w tym sezonie. Robert mówił, iż choćby ostrzegał przed potencjalną usterką, gdy wyczuł „coś” podczas kwalifikacji. Niestety się speniło. Oby zespół się pozbierał, wykorzystał limit pecha i na Le Mans 24h 2025 pojechał przynajmniej po podium.

3. Na Spa dowiozło

Wiem, zawsze to powtarzam, ale nie dajcie sobie wmówić, oglądając pewną bardzo popularną serię, iż te typowe i klasyczne tory, to są do pupy. To nie wina torów. Spa, takie Nordschleife w miniaturze, dowozi zawsze. Czy to zmiennymi warunkami pogodowymi, czy ilością miejsc do wyprzedzania, czy zróżnicowaniem zakrętów. Mamy tu przecież długie proste, słynne Eau Rouge – Raidillon, szybkie łuki i ostrą, wolną szykanę plus nawrót.

Dodatkowo zarządcy toru nie dali się wciagnąć w nowoczesny trend i zamiast asfaltować wszystkie pobocza, zrobili coś zupełnie odwrotnego: dodali pułapek żwirowych. Na Spa-Francorchamps nie ma zatem problemu z wyjazdami poza tor, bo otoczenie świetnie reguluje zapędy kierowców. Reguluje i bardzo gwałtownie oraz mocno kara. Takie powinny być tory wyścigowe.

4. Ciasno, ciaśniej, WEC!

Owszem, Ferrari ma tym sezonie przewagę, przynajmniej tak to wygląda. Niemniej rywalizacja jest najbardziej wyrównana od lat, a odstępy znikome. Dlatego też atmosfera coraz częściej robi się nerwowa, bo jest coraz większa presja o każdy ułamek sekundy. Tak agresywnie jak w tym roku, kierowcy najszybszej klasy jeszcze nigdy nie atakowali aut GT. Ileż to było ataków poza torem, choćby po trawie (!!!) podczas rywalizacji na Spa. Ileż to było mijanek z obu stron, gdzie kierowca GT3 najchętniej by wyparował, bo fizycznie nie miał gdzie się podziać.

To nie tylko to. Każdy wyjazd samochodu bezpieczeństwa, każdy pomysł strategiczny waży na końcowym wyniku, jak nigdy wcześniej. To co zrobiło Ferrari, czyli zamiana miejsc w pitlane podczas jechania przez aleję, to coś czego świat motorsportów jeszcze nie widział, a co musieli zrobić, by bronić przewagi liderów. Dlaczego nie dostali za to kary, a tylko upomnienie? Bo nikt nigdy w przepisach nie przewidział, iż coś takiego może mieć miejsce!

5. Otwarta gra

Wszystko to co powyżej zapowiada interesujące Le Mans 24h. Przewaga Ferrari z oponami może zostać zniwelowana przez brak prędkości maksymalnej lub… warunki pogodowe. Le Mans to jednak tylko wisienka na torcie. Ten sezon jest dowodem na coś zupełnie innego: formuła WEC po prostu działa. Kolejne marki już potwierdziły dołączenie do stawki. Będziemy mieć zatem genialną śmietankę koncernów z całego świata! Do Ferrari, BMW, Toyoty, Cadillaca, Alpine, Peugeota, Astona Martina i Porsche dołączą jeszcze McLaren, Ford i Hyundai! Nie ma żadnej innej serii wyścigowej o statusie Mistrzostw Świata, z takim zróżnicowaniem firm, biorących w niej udział. Ilość producentów zbliża się do tej, którą pochwalić się może GT3, a przecież w Stanach pozostało Acura. Robi się pięknie!

Warto dodać, iż w GT też się dzieje i działo się na Spa. Jednak tam rywalizacja jest zawsze tak wyrównana, iż aż niestosowne byłoby o tym wspominać. Po dobrym rozpoczęciu Lexusa, niezłej jeździe BMW, świetnej nowych Mustangów, ostatecznie wygrało… Ferrari. Tak! Tutaj jednak dominacji na pewno nie było .

Idź do oryginalnego materiału