W sobotę, tuż przed konkursem na dużej skoczni podczas mistrzostw świata w Trondheim, Jakub Balcerski opublikował na Sport.pl tekst o tym, jak Norwegowie oszukują przeszywając kombinezony. Artykuł podparł nagraniami, zdjęciami i własną zakulisową wiedzą. Tym samym zdetonował bombę, informacja rozprzestrzeniła się błyskawicznie. Do tego stopnia, iż cztery federacje złożyły protest, który sprawił, iż FIS zdyskwalifikował dwóch Norwegów. Ale to nie był koniec, tylko początek afery. Już wiadomo, iż norweska federacja zawiesiła trenera Magnusa Breviga, a jeden ze sponsorów zakończył z nią współpracę. Jakie będą kolejne ruchy w środowisku skoków narciarskich? Swoją wiedzą i przewidywaniami Balcerski dzieli się w specjalnej rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem.
REKLAMA
Zobacz wideo To może być największe oszustwo w historii skoków. Mamy dowody
Łukasz Jachimiak: W grudniu w Wiśle byłem świadkiem, jak umawiasz się na piwo z trenerem Norwegów Magnusem Brevigiem i pamiętam, iż ostatecznie się nie spotkaliście. Proponowałeś mu spotkanie teraz? Za kilka dni będziesz w Oslo, byłaby okazja.
Jakub Balcerski: Zmieniły się chyba trochę okoliczności, więc nie wiem, czy Magnus będzie z kimkolwiek w najbliższych dniach pił piwo. Może tak – to którego sobie sam naważył.
Sam? Wyłącznie on? Nikt poza nim i sprzętowcem norweskiej kadry nie wiedział, iż w kombinezony zawodników są wszywane niedozwolone ulepszenia?
- To są bzdury! Nie wierzę w to, nie wierzy w to duża część środowiska i myślę, iż ma spore powody, żeby nie wierzyć. Nie wiem, czy dowody, ale wszyscy na pewno mamy powody. Na twoje pytanie, czy zaproponuję mu spotkanie, odpowiem szczerze, iż nie mam ochoty. I oczywiście nie wierzę, iż dostałbym odpowiedź, bo Brevig wyjechał gwałtownie z MŚ w Trondheim i został schowany. Nawiasem mówiąc, przypominam sobie, jak rozmawialiśmy w Wiśle latem – wtedy to piwo udało nam się razem wypić. I – kurczę – trener Norwegów wydawał mi się takim człowiekiem, którego w życiu nie posądzałbym o takie rzeczy. To dla mnie szok, mimo iż jestem w tym środowisku, mimo iż od lat słyszę te wszystkie oskarżenia, doniesienia o manipulacjach, które nie kończą się protestami i dyskwalifikacjami, tylko pozostają doniesieniami i tak naprawdę spekulacjami. Teraz pierwszy raz udało się to doprowadzić do końca. Myślę, iż tu ważne jest, żebym podkreślił, iż okej, ja tę sprawę nagłośniłem, opublikowałem to wideo jako pierwszy i pewnie mocny argument dałem wielu kadrom w rozmowach z FIS-em, bo FIS nie mógł powiedzieć, iż tam niczego nie ma, iż tam nic nie widać...
Zaraz, zaraz – Christian Kathol, czyli kontroler sprzętu z ramienia FIS, właśnie tak mówił w pierwszych reakcjach na opublikowane przez ciebie nagrania.
- Tak, tak było. Ale publikacja na Sport.pl tekstu wyjaśniającego, co według rywali Norwegów pokazują nagrania, już obcięła mu tę możliwość. Mam wrażenie, iż kiedy udzielał pierwszych wywiadów, to jeszcze nie wiedział do końca, co jest w sieci. Tak naprawdę sam nie mam pojęcia czy opublikowane zostały wszystkie dowody, które istnieją w tej sprawie, czy nie ma więcej filmików, więcej zdjęć. Moim zdaniem zdjęć na pewno jest więcej i one były gromadzone.
Sam dzień później pokazałeś zdjęcie, które dowiodło, iż Norwegowie kłamali, twierdząc, iż na nagraniach widać ich prace nad kombinezonami na Raw Air [turniej ruszy w czwartek w Oslo]. Ty opublikowałeś fotografię pokazującą, iż przerabiany był strój z oznakowaniem "WM2", co znaczyło, iż to drugi kombinezon na MŚ któregoś z norweskich skoczków.
- Tak, to było bardzo duże kłamstwo Norwegów. Ale do czego zmierzałem? Że warto podkreślić to, jak dużą odwagą się wykazały kadry i jak dużo też ryzykowały. Bo cóż, mogło być odwrotnie, można było odrzucić wszystkie protesty [składali je Polacy, Austriacy i Słoweńcy wspólnie oraz Niemcy oddzielnie] i nie dowieść tego, iż Norwegowie oszukują. Znamy FIS z różnych sytuacji i z różnych rozwiązań, dlatego myślę, iż próbowano to zamieść pod dywan jeszcze przed startem konkursu na dużej skoczni. Ale dzięki determinacji protestujących Christian Kathol gwałtownie zdał sobie sprawę z tego, iż czeka go bardzo długi i bardzo trudny dzień na skoczni. FIS zbyt długi czas działa tak, iż pewne sprawy ukrywa. Czasem wygląda to tak, jakby działał dla pozoru, iż coś robi, a nie żeby coś realnie zrobić. Widzimy, jak działa kontroler sprzętu, jak dyskwalifikuje zawodników, którzy nie mają szans w konkursach. Działa dla pozoru.
Zatrzymajmy się i podkreślmy, iż w tym konkursie Kathol pierwotnie zdyskwalifikował tylko Norwega Sundala, który nie liczył się w walce o medale. Lindvika i Forfanga mających szanse na podium najpierw oszczędził. Wyglądało na to, iż znalazł sobie norweskiego kozła ofiarnego i liczył, iż to będzie koniec sprawy. Ale rywale Norwegów nie odpuścili, składali kolejne protesty, więc nie miał wyjścia, musiał działać.
- Nie mam dowodu, iż tak było, więc nie mogę powiedzieć wprost, iż Sundal to był kozioł ofiarny i tyle, ale wiemy jak Kathol pracował do tej pory, wiemy, kogo wykluczał, po czym, za co itd. Zresztą jeżeli bardzo chcemy w coś wierzyć Norwegom, to Norwegowie mówią, iż Sundal nie skakał w takim kombinezonie, co Forfang i Lindwig, iż tylko ich kombinezony zostały przerobione w niedozwolony sposób. Prawda jest taka, iż jedynym Norwegiem, który w tamtych zawodach nie został zdyskwalifikowany, był Robert Johansson. Czy to znaczy, iż on sam przygotowywał swoje kombinezony? Nie wiemy, czy on trafił do kontroli, a na pewno powinien, skoro wszyscy pozostali Norwegowie zostali zdyskwalifikowani. Być może ją przeszedł i żadnych nieprawidłowości nie wykryto. Ale dlaczego słyszymy, iż rozpruto kombinezony tylko Lindvika i Forfanga, a Sundala [on został zdyskwalifikowany za nieregulaminowy rozmiar stroju, a nie za wykrycie niedozwolonych manipulacji w sprzęcie] i Johannsona nie?
Może Norwegowie liczyli, iż Kathol nie weźmie do kontroli ich liderów, tylko sprawdzi tych słabszych i jeżeli będzie musiał ich kadrze zaszkodzić, to zaszkodzi, ale w niewielkim stopniu? Ale może zostawmy ten wątek, bo mam wrażenie, iż jest dużo ciekawszych kwestii do poruszenia.
- Myślę, iż są dwie najciekawsze rzeczy, które interesują Norwegów. Mówię na podstawie pytań, jakie mi najczęściej zadają. Pierwsza sprawa – kiedy zostało nagrane to wideo i druga: kto je nagrał. Oni chcieliby znaleźć sprawcę całego zamieszania i wytknąć go palcem.
Zacytuję ci fragment artykułu z "Verdens Gang". Mnie to rozbawiło i jednocześnie zszokowało. "Jan Erik Aalbu powiedział w wywiadzie dla TV 2, iż nie podoba mu się fakt, iż ludzie potajemnie filmowali norweską reprezentację w hotelu". Nie rozumiem, jak szef norweskich skoków może całą aferę sprowadzać do takiego problemu, iż ktoś nagrał oszustwo Norwegów z ukrycia. Ten ktoś miał zapukać i zapytać, czy może nagrywać?
- To faktycznie kuriozalne. Brevig i jego sprzętowiec zostali nagrani w hotelu, w którym całe skrzydło zostało zamknięte dla uczestników mistrzostw świata. I jeszcze w tym pokoju była kotara, którą ktoś sforsował, nagrywając norweskie manipulacje. A kto to zrobił? Pewnego dnia próbowałem wejść do tego skrzydła, ale postawiłem jeden krok w tym kierunku, a już dogoniła mnie ochroniarka i powiedziała, iż nie wolno.
Czyli albo w norweskiej ekipie był kret, albo nagranie zrobił ktoś z ich rywali, o ile inne reprezentacje też mieszkały w tym skrzydle, albo trzeba postawić na trzecią opcję – iż oszustwo nagrał jakiś pracownik hotelu na zlecenie któregoś z rywali Norwegów.
- W tym samym miejscu mieszkali Austriacy, Niemcy, Włosi, Finowie i już nie pamiętam kto jeszcze. W każdym razie wszystkie kadry miały dostęp do tego miejsca, mogły przy tym pomieszczeniu przechodzić. Mieszkało tam też sporo działaczy.
Polacy mieszkali gdzie indziej.
- Zgadza się.
Szef norweskich skoków w dniu ujawnienia afery mówił, iż na 100 procent oni nie oszukują, a dzień później przyznawał, iż doszło do oszustwa i z kolei mówił, iż jest na 100 procent pewny, iż oszustwo miało miejsce dopiero przed ostatnim konkursem MŚ. Na ile procent mu wierzysz?
- To jest próba ratunku samego siebie. Po prostu. To ratowanie tego, co się da. Albo tego, co się myśli, iż jeszcze się da uratować. Moim zdaniem Aalbu czuje, iż to są jego ostatnie dni na stanowisku. Jak wielu innych osób w norweskich skokach.
Widać, iż Norwegowie chcieliby całą winę zrzucić na trenera i jego sztab, a najmocniej grają na wybielenie zawodników. Czy twoim zdaniem to może się im udać?
- Jestem bardzo ciekaw, czy Lindvik i Forfang znajdą się na liście startowej czwartkowych zawodów Pucharu Świata w Oslo. FIS nie poinformował jeszcze, czy ci skoczkowie będą mogli dalej startować.
Wróćmy do szefa norweskich skoków, a o Lindviku i Forfangu porozmawiamy, gdy zamkniemy temat pana Aalbu. Ja bym go chciał zapytać, dlaczego trener Brevig wpadł na pomysł oszukiwania przed ostatnim konkursem mistrzostw, skoro wcześniejsze poszły jego kadrze bardzo dobrze. Po co Lindvikowi wszywano ulepszenia do stroju, skoro bez nich – czego pan Aalbu jest pewny na 100 procent – zdobył złoty medal w pierwszym konkursie?
- To było pytanie, które norwescy dziennikarze zadali mu jako jedno z pierwszych na niedzielnej konferencji prasowej. Brzmiało mniej więcej tak: "Skoro szło tak dobrze, to dlaczego jeszcze chcieliście aż tak ulepszyć sprzęt, iż zaczęliście oszukiwać?".
I co odpowiedział Aalbu?
- Powiedział, iż to jest świetne pytanie.
Ale on nie ma odpowiedzi, tak?
- Tak. I dodał, iż jego zdaniem to, co zrobiono, było po prostu głupie.
Najgłupsze jest to, iż Aalbu w takich okolicznościach zapewnia, iż na 100 procent jest pewny, iż oszustwo to sprawa jednorazowa, a nie systemowa, stosowana już od jakiegoś czasu.
- Zgadzam się. Nie wierzę, iż Aalbu o kombinacjach ekipy nie wiedział. Nie mówię, iż tu sprawa jest czarno-biała, ale sądzę, iż jakieś odcienie jej szarości znał. A w ogóle to myślę sobie, iż skoro Norwegowie byli przekonani, iż dadzą radę przepchnąć coś takiego, to mamy poważną wskazówkę, iż w skokach od dłuższego czasu nie grało bardzo wiele rzeczy, które powinny być uporządkowane. I ciągle dźwięczą mi w głowie słowa Thomasa Thurnbichlera, który powiedział mi, iż tydzień po tygodniu nasz sztab dostarczał FIS-owi materiały dotyczące sprzętu Norwegów i w ten sposób próbował doprowadzić do sprawdzenia ich sprzętu pod względem manipulacji. Twierdzono, iż te materiały niczego nie udowadniają, iż to nie dowody. A tylko one pozwoliłyby na bardziej restrykcyjną kontrolę, taką jak na MŚ po konkursie na dużej skoczni. Jednocześnie z moich informacji wynika, iż to nie musiały być niepodważalne dowody. Jednak w obliczu tego skandalu do sprawy należałoby wrócić.
Myślę, iż w tej naszej rozmowie możemy ujawnić, iż po zawodach na skoczni normalnej przyszedł do ciebie jeden z trenerów i powiedział, iż na tych mistrzostwach będzie większa afera niż workowaty kombinezon Karla Geigera, który nas oburzał.
- Tak było, można domniemywać, iż w światku skoków powszechna była wiedza o tym, co robią Norwegowie. Aż w końcu postanowiono zdobyć dowody. Może w ogóle ustalmy chronologię. W dniu konkursu na normalnej skoczni pytaliśmy różne osoby o kombinezon Niemca Karla Geigera i jeden z trenerów po wszystkim, gdy już zostałem sam w mixed zonie [strefa, w której dziennikarze spotykają się z uczestnikami zawodów], przyszedł i zaproponował, żebyśmy byli w kontakcie, bo może się wydarzyć coś naprawdę dużego, a wydarzy się, jeżeli on znajdzie wsparcie innych ekip, bo sam nie będzie protestował, ponieważ tak nie wygra. Oczywiście zawężam teraz grono, bo wiadomo, które ekipy protestowały. Ale okej, więcej nie powiem, nazwiska mojego informatora nie ujawnię. Później wysłałem wiele wiadomości do różnych ludzi, wykonałem wiele telefonów i miałem wiele spotkań twarzą w twarz, a z tych wszystkich rozmów wyłaniał się taki obraz, iż sprawa się wycisza.
Dobrze pamiętam, jak któregoś dnia zadzwoniłeś do mnie i przybity opowiadałeś, iż coś złego się dzieje, ale chyba nie będzie odważnego, żeby to ujawnić. choćby twój informator stwierdził wtedy, iż ludziom w świecie skoków brakuje jaj. Odczytywaliśmy to tak, iż chodzi o Niemców, iż Stefan Horngacher wszystkich ograł.
- Sprawa Niemców jest bardzo ciekawa, ich też podejrzewano i o nich się ostro wypowiadano, ale na Niemców nie było żadnych dowodów. Na Norwegów pojawiły się dowody i dla znawców tematu one były oczywiste, czego Christian Kathol początkowo nie chciał potwierdzić, ale w końcu nie miał wyjścia. FIS nie mógł tego ukryć.
Byłbyś za tym, żeby rozprute zostały kombinezony wszystkich zawodników, a nie tylko Forfanga i Lindvika? Pewnie nie można było tego zrobić, bo nie było dowodów na manipulacje w innych ekipach niż norweska.
- Jasne, iż byłbym za takim rozwiązaniem. Bardzo! To by była jedyna szansa, żeby zobaczyć, kto kombinuje, oszukuje, a kto nie. interesujące byłyby zachowania kadr w takiej sytuacji. interesujące czy ktoś próbowałby w ostatniej chwili podmienić kombinezony tak, jak Jørgen Graabak, który w kombinacji norweskiej został przyłapany na oszustwie, gdy podmienił nartę i próbował pokazać nie swoją, z normalnymi wiązaniami. Jednak tak jak mówisz, chyba nie było podstaw prawnych, żeby rozpruwać wszystkie kombinezony. Natomiast chciałbym, żeby istniało takie idylliczne rozwiązanie, żeby FIS mógł powiedzieć, iż skoro jedna reprezentacja oszukiwała, to nie mamy pewności, iż nie oszukują inne, dlatego rozpruwamy wszystkie kombinezony i sprawdzamy przede wszystkim Niemców, Polaków, Austriaków i Słoweńców, którzy składali protesty na Norwegów. Prawda jest taka, iż przestaliśmy wierzyć wszystkim w skokach. Polskiej ekipie też. Ci, którzy złożyli protest, mają ogromne jaja, iż to zrobili, są bardzo odważni i należy ich za to szanować, ale jednocześnie im też nie można ufać.
Wszyscy powinni dostać teraz jasny komunikat, iż nie warto oszukiwać. A zatem potrzebna jest surowa kara dla Norwegów. Twoim zdaniem jest realne, iż FIS taką na nich nałoży?
- FIS jest w trudnej sytuacji, bo nie wypracował sobie żadnego postępowania w takiej sytuacji. Opowiem, co zauważyłem na spotkaniu podkomitetów w Pradze w ubiegłym roku. Christian Kathol miał tam prezentację. Taką w PowerPoincie, która swoją drogą wyglądała bardzo amatorsko, i wygłaszał przemówienie oraz zapraszał do dyskusji na tematy, które niby są warte dyskusji. Tych tematów nikt nie podejmował. A jednym z nich było zagadnienie kar za poważniejszą dyskwalifikację. Był pomysł wprowadzenia taryfikatora kar w przypadkach, kiedy zwykła dyskwalifikacja z wyników w jednym konkursie nie wystarczy. Kathol napisał, iż kontroler sprzętu nie powinien mieć odpowiedzialności za to, jakie dodatkowe kary poza dyskwalifikacją dać zawodnikom. Czyli dziś Christian Kathol nie powinien po prostu być tym organem, który będzie decydował czy Norwegowie wezmą udział w kolejnych zawodach, czy nie wezmą.
Zgoda, to zadanie raczej dla szefa światowych skoków, którym jest Sandro Pertile.
- Według dokumentu Kathola powinna zostać utworzona komisja z członków zarządu FIS, a on czy dyrektor Pertile może wejść w jej skład, ale nie może być jednoosobowo odpowiedzialny. Tylko iż tej komisji nie ma. Nie została powołana. Był pomysł, ale komisji nie ma, taryfikatora kar za większe przewinienia nie ma.
Jest komisja śledcza. Powołana specjalnie do zbadania norweskiego oszustwa.
- To jest taka komisja, której składu na razie nie znamy, której obszaru działania nie znamy, o której tak naprawdę nic nie wiadomo. Jest tylko komunikat, iż ona będzie działała. Ale to jest śmieszne. To tak, jakby po jakiejś aferze w polskiej polityce, ktoś ogłosił, iż powstaje komisja, ale nie podałby jej składu, nie powiedziałby, co konkretnie ta komisja zrobi, jak zbada sprawę. Moim zdaniem powinna być od razu zwołana konferencja prasowa, na której przedstawiono by tę komisję. FIS powinien ogłosić, iż ten, ten i ten człowiek w tym momencie zajmują się sprawą, iż do tego i tego momentu będą sprawę badać, iż wtedy i wtedy jest deadline i decyzja, jak ukarać Norwegów. Ale zamiast jawnego działania FIS zrobił sobie furtkę w regulaminie, iż jakieś surowe kary może nakładać, ale kompletnie nie wiadomo jakie. A przecież był czas i była przestrzeń do przedyskutowania sprawy i do wprowadzenia jasnych rozwiązań. Działacze mogli to zrobić w Pradze, później w Portorożu, jeszcze później w Reykjaviku, gdzie też się spotykali. A teraz co zrobią? Wiosną, po sezonie, na kolejnym spotkaniu ustalą, czy do unieważnienia i do pozmieniania są wyniki z całego sezonu? Wtedy na przykład Paweł Wąsek dowie się, iż ma pierwsze podium w karierze w Pucharze Świata, bo gdy był czwarty na lotach w Oberstdorfie, to przed nim znalazł się Forfang? Działając wstecz FIS będzie odbierał medale, zwycięstwa? jeżeli tak, to panowie Pertile i Kathol powinni za to zapłacić stanowiskami.
Trochę znam FIS, więc spodziewam się, iż ich jedynym pomysłem jest teraz granie na zwłokę. Obawiam się, iż komisja śledcza ma się nie spieszyć, ma spokojnie badać sprawę, a w międzyczasie odbędzie się Raw Air, Forfang i Lindvik wystartują, choć rywale będą na nich patrzeć wilkiem, ale generalnie jakoś to wszystko się rozejdzie po kościach, jakoś sprawa sama przycichnie i będzie można ją zakończyć na tych karach, które na Norwegów nałożono od razu po zawodach w Trondheim.
- Myślę, iż jeżeli teraz, w Oslo, nic się nie wydarzy, to rzeczywiście już się nie wydarzy wcale. Uważam, iż teraz jest moment, żeby ci, którzy pokazali jaja w Trondheim, pokazali je jeszcze raz w Oslo. Moim zdaniem rywale Norwegów powinni powiedzieć, iż o ile Lindvik i Forfang mają startować w Raw Air, to niech sobie startują sami, niech sobie gospodarze zrobią mistrzostwa kraju w ramach Pucharu Świata. Ciekaw jestem, jak FIS by zareagował na informację, iż Austriacy, Niemcy, Polacy i Słoweńcy się wycofają, jeżeli Lindvik i Forfang zostaną dopuszczeni do zawodów.
Powiedziałem, iż trochę znam FIS, a ty możesz powiedzieć, iż świetnie znasz tę instytucję. Jej szefostwo pękłoby w takiej sytuacji?
- Na to bym liczył. Ale naprawdę potrzebne są zdecydowane działania, żeby FIS zmusić do zdecydowanej reakcji. Bo widać, iż generalnie FIS idzie w taką samą narrację jak Norwegowie. Gdy oni mówili, iż to nie było oszustwo, tylko naruszenie zasad, to Pertile mówił dokładnie to samo. Wygląda to tak, jakby norweski zespół spotkał się z szefem Pucharu Świata i jakby została ustalona wspólna wersja. Jak posłuchasz wywiadów z tego feralnego dnia, to zauważysz, iż kiedy padało słowo "oszustwo", to Sandro Pertile mówił: "Hola, hola! Ja bym tego nie nazywał w taki sposób". Dzień później Aalbu przeprosił, przyznając, iż to było oszustwo, więc teraz czekam z nadzieją, iż Pertile też przeprosi za to, co się wydarzyło w jego dyscyplinie, pod jego rządami. Na razie "przepraszam" od niego nie słyszałem.
A w "przepraszam" od Aalbu nie uwierzyłeś. I ostentacyjnie wyszedłeś z konferencji Norwegów przed końcem.
- Pewnie, iż to były nieszczere przeprosiny, ale mimo wszystko był to jakiś gest skruchy.
A dlaczego wyszedłeś? Dlaczego metaforycznie trzasnąłeś drzwiami?
- Bo Jan Erik Aalbu mówił bzdury. Podawał wersję, która choćby częściowo pozwoli mu oczyścić swój wizerunek i dać mu jakąkolwiek szansę na zachowanie pracy. Ale on chociaż wymusił to "przepraszam". Oczywiście Pertile nie szył tych kombinezonów, nie łamał zasad, nie jest przełożonym tych, którzy to robili, ale to on tak zarządza dyscypliną, iż jej uczestnicy ośmielają się robić coraz gorsze rzeczy. On ma kontrolę nad tym sportem. Powinien mieć. Powinien też umieć się zdobyć na to, na co potrafili się zdobywać poprzedni szefowie, gdy wybuchały afery.
Aż takiej w skokach chyba jeszcze nie było. Była burza, gdy Anders Jacobsen stosował specjalną bieliznę pomagającą naciągać kombinezon, była burza, gdy Simon Ammann wprowadził całkiem nowe wiązania, ale to nie było łamanie regulaminu, tylko bardziej znajdowanie jakichś kruczków.
- Tak, to jest sprawa taka sama, jak afery dopingowe. Tu chodzi o doping technologiczny, jest ewidentnie złamanie przepisów. W wielu komentarzach w norweskich mediach widzę takie skojarzenia. Choćby z aferą dopingową w na MŚ w Seefeld w 2019 roku, którą niedawno przypominałeś na Sport.pl. Tam policja nagrała zawodnika, który siedział z igłą w żyle i przetaczał sobie krew. Tu jest nagranie Norwegów, którzy z zimną krwią wszywają do kombinezonów coś niedozwolonego. NRK zgrabnie komentuje, iż to jest taki sam doping, tylko podany inną igłą.
No tak, krawiecką – faktycznie zgrabne. Wróćmy do tych, którzy rzekomo o żadnych igłach nie wiedzieli. Forfang i Lindvik mówią, iż sztab zrobił im świństwo, iż oni nigdy by nie wzięli takich kombinezonów. Ty jak jednego dnia zakładasz dres, a drugiego jeansy to czujesz różnicę?
- Wyobraź sobie, iż czuję! Trener Grzegorz Sobczyk mówił w niedzielę w "Trzeciej serii" w TVP, iż to jest niemożliwe, żeby oni nie czuli różnicy między normalnym kombinezonem, a tym z usztywnionym kroczem. Zresztą, za manipulacje w sprzęcie nie do końca odpowiedzialność spada na tego, kto dokonywał tych manipulacji. Według zasad ona spada na zawodników. Tak samo jest z dopingiem. I teraz musimy sobie zadać pytanie, jakie byłyby reakcje, gdyby na przykład któryś z kolarskich mistrzów złapanych na dopingu został ukarany tylko odebraniem sukcesu w tym wyścigu, na którym go złapano. Czy to by wszystkim wystarczyło? Czy peleton chciałby z nimi rywalizować już w następnym wyścigu? Czytałem wypowiedź Jana Hoerla [po dyskwalifikacji Lindvika zmieniono mu medal z brązowego na srebrny], iż jest bardzo ciekaw, dlaczego oni to zrobili i iż chętnie z nimi porozmawia. No dobra, nie ma problemu, tylko czy on będzie chciał z nimi rywalizować po tym, co od nich słyszy? Czy będzie tego chciał Andreas Wellinger, który na Instagramie pisał, iż wraca z mistrzostw do domu i myśli, w ilu konkursach mógł być pierwszy, drugi, trzeci, piąty, gdyby nie Norwegowie.
Myślę, iż przede wszystkim może mieć podejrzenia, iż na skoczni normalnej w Trondheim Lindvik wygrał w sposób nieuczciwy, a jeżeli tak, to Wellinger może czuć, iż należało mu się złoto, a nie srebro.
- Myślę, iż o to mu głównie chodziło.
Kończąc: wierzysz, iż Forfanga i Lindvika nie zobaczymy na skoczniach przez jakiś czas?
- jeżeli zobaczymy ich w Oslo, to na pewno wystartują już do końca sezonu i sprawa zostanie zamieciona pod dywan. Ale mam wiarę w to, iż skoro były tak mocne protesty, to po prostu teraz trenerzy i działacze nie zachowają się głupio i doprowadzą sprawę do końca. Z tego, co słyszę, chcą doprowadzić. A najmocniejszy wydaje mi się głos Niemców, którzy osobno złożyli protest i o których FIS wie, iż głównym sponsorem światowych skoków jest firma z ich kraju.
Ale chciałbym, żeby doszło nie tylko do dyskwalifikacji Norwegów, ale też do odejścia tego szefostwa Pucharu Świata. Już na inauguracji sezonu w Lillehammer byłem świadkiem czegoś, co mi się nie mieściło w głowie. Wtedy długo byłem w hotelu, w którym przebywał FIS, i w którym były wszystkie kadry. Odbywało się pierwsze czipowanie kombinezonów. I przyszedł jeden ze sprzętowców do recepcji hotelu, żeby powiedzieć "No, my to potrzebujemy na kombinezony wiele pokoi, najlepiej rozliczanych godzinowo. Na ich szycie, na przechowywanie". Słysząc takie słowa można pomyśleć: "No dobra, po prostu dużo robią", ale mi się otworzył nóż w kieszeni, bo przecież FIS ogłaszał, iż po to wprowadza czipowanie, żeby ograniczyć liczbę kombinezonów i wyrównać szanse bogatych i biednych. Tymczasem od początku coś tu nie gra, coś się nie klei, a ludzie z FIS-u mają to gdzieś i chcą po prostu dalej rządzić Pucharem Świata. Boję się, iż pod ich rządami ta piękna dyscyplina sportu umrze. A ja skoki kocham, chcę przy nich dalej żyć i wcale nie chcę pisać takich materiałów, jakie piszę od kilku dni. Nie chodzi o to, iż nie jestem odważny, iż się przestraszyłem, choć gdy dostałem nagrania, to miałem taką reakcję, iż podskoczyłem razem ze stolikiem w biurze prasowym, zamknąłem laptopa i wybiegłem działać. Nie jestem za tym, żeby nie ujawniać skandali. Przeciwnie, to trzeba robić, dlatego to robię. Ale bardzo chciałbym móc się skupić na sporcie. A po ostatnim konkursie nie napisałem o nim ani jednego tekstu, nie miałem czasu choćby napisać o tym, jak wypadli Polacy. Inna sprawa, iż gdybym to zrobił, to chyba musiałbym zacytować Adama Małysza mówiącego, iż kooperacja Polski z innymi nacjami w celu odkrycia norweskiego oszustwa to nasz jedyny sukces na tych mistrzostwach.
To na koniec ja zacytuję internety – najlepszy polski występ na tych mistrzostwach należał do Jakuba Balcerskiego.
- Okej, jasne, iż pomogłem, nie będę sobie tego odbierał. Ale to by się nie wydarzyło, gdyby wreszcie nie odważyły się na to poszczególne kadry. Teraz bardzo liczę, iż na tym nie poprzestaną.