W czwartkowym, zremisowanym meczu z Betisem (1:1) Jagiellonia Białystok pokazała, iż w ćwierćfinale Ligi Konferencji znalazła się nie bez przyczyny. Po porażce 0:2 w pierwszym meczu z rozgrywek odpadła, ale remis z mocną i dobrze radzącą sobie ostatnio w La Liga marką może być cenny dla drużyny, pomóc w końcówce walki o mistrzostwo Polski i podbudować ją mentalnie. Czego zabrakło do euforii i odrobienia strat z pierwszego meczu? Może większych umiejętności, może szczęścia, a może najlepszego wydania Afimico Pululu, który sezon w Europie chciałby prawdopodobnie zakończyć inaczej.
REKLAMA
Zobacz wideo Żelazny: Jagiellonia zagrała lepszy mecz niż Legia, ale wciąż to była przepaść
Jagiellonia - Betis. Król zgubił koronę
Na początek podkreślmy bardzo mocno: Jagiellonia w tym sezonie w Europie zrobiła więcej, niż ktokolwiek by się spodziewał, Pululu też miał w tym swój istotny udział. Z tym, iż w jego przypadku, o tym co najlepsze, mówimy już w czasie lekko przeszłym. Król strzelców Ligi Konferencji w starciu z Betisem jakby zgubił gdzieś swoją koronę. Zresztą to zaczyna być trochę niepokojące, bo jakby spojrzeć w statystyki, zapodział ją już na początku marca, kiedy w domowym starciu z Cercle Brugge wbił rywalom dwa ważne gole. Potem jego licznik się zatrzymał. To i tak nie tak odległa przeszłość jak ta w Ekstraklasie, bo w niej Pululu nie trafił do siatki rywali od początku lutego.
jeżeli to chwilowa zadyszka, to przyszła w najmniej stosownym momencie. Pochodzący z Angoli napastnik do tej pory wbijał gole niemal wszystkim rywalom w Lidze Konferencji. Do ćwierćfinału był jej najlepszym strzelcem z ośmioma bramkami, możliwe, iż pozycję lidera utrzyma. I możliwe, iż będzie to dla niego przepustką do lepszej ligi - po znakomitej jesieni niektórzy już widzieli 6-8 milionów euro, które dobry klub z lepszej ligi na bramkostrzelnego Pululu wyda. Bo skoro zainteresowane nim miało być walczące o wicemistrzostwo Francji AS Monaco, to 26-latek naprawdę profilowany jest do europejskiej czołówki. - Poniżej 4-5 milionów euro Jagiellonia nie powinna schodzić - skomentował ostatnio w rozmowie z Goal.pl sam napastnik białostockiego klubu.
Pululu szykujący się na Europę też poniżej pewnego poziomu schodzić nie powinien. Tymczasem w meczu z Betisem był najmniej rzucającym się w oczy piłkarzem, jakby na boisku go brakowało. Rzadko wchodził w pojedynki, a jeżeli już, to większość z nich przegrywał. Ani razu nie strzelił na bramkę gości, a przecież uderzyć potrafi. Co gorsze, w ogóle mało go było przy piłce. Scenariusz, z którego jest znany, czyli przytrzymanie piłki, pociągnięcie z nią kilkadziesiąt metrów, zdarzył się w tym meczu adekwatnie tylko raz. W drugiej połowie, kiedy popędził lewą stroną niewzruszony asystą dwóch graczy Betisu. Nie dał się przewrócić, ale do partnera z drużyny zagrywał już na pozycję spaloną.
Nie tylko Pululu, robota drużynowa
Przy dyskretnym Pululu tym bardziej po czwartkowym meczu warto docenić tych, którzy w Jagiellonii wykonują ciężką i znakomitą robotę. Ostatnio w Białymstoku nie zawodzi cała linia obrony z Enzo Ebosse na czele, który został sprowadzony zimą i błyskawicznie stał się jednym z najlepszych obrońców Ekstraklasy. Obok niego mrówczą pracę wykonuje Mateusz Skrzypczak - obrońca, któremu kiedyś jeden z trenerów powiedział, iż nie ma czego szukać w Ekstraklasie, teraz w Lidze Konferencji w starciu z mocnym rywalem punktował wyprowadzeniem piłki, przeszywającymi linie rywali podaniami, czy też odpowiednimi przerzutami. Jego wciąż wysoką formę na pewno widzi selekcjoner kadry Michał Probierz, który już przecież obrońcą Jagi się interesował.
Skrzypczak stworzył zresztą świetnie uzupełniający się duet z 23-letnim Norbertem Wojtuszkiem. Tym większe brawa dla prawego obrońcy Jagi, iż przeszkolenie w europejskich pucharach młodzian przechodził w trybie przyspieszonym. Do zespołu dołączył zimą, a z Betisem zagrał swoje drugie 90 minut w Lidze Konferencji. Jednak bohaterem meczu z Betisem był Darko Czurlinow. To on był najbardziej aktywnym graczem w ofensywie. To on najwięcej razy z gospodarzy strzelał na bramkę Hiszpanów, to on zdobył w końcu wypracowanego przez siebie gola. Zaatakował rywali w polu karnym, spowodował błąd Marco Bartry, minął go i mocnym strzałem umieścił piłkę w siatce.
Tych pochwał w stronę graczy Adriana Siemieńca można posłać by jeszcze kilka, na dobre słowo zasłużył też równo grający kapitan Taras Romanczuk. To wszystko dobrze wróży na przyszłość, choćby jeżeli Jaga miałaby latem Pululu sprzedać, by na nim zarobić. To na polskie warunki znakomity piłkarz, ale nie jest też tak, iż Jagiellonia bez niego nie istnieje. choćby z Betisem.