Wrocławska Sparta nie powalczy o najcenniejsze trofeum w najlepszej lidze świata. Jej kibice mieli w głowach inny scenariusz. Rzeczywistość była dla nich brutalna. Najpierw PRES Toruń pokonał podopiecznych Dariusza Śledzia 52:38, a w rewanżu na Stadionie Olimpijskim wrocławianie zdołali odrobić tylko cztery punkty. Liderzy „Aniołów” od początku byli świetnie dopasowani do wrocławskiego toru, czego nie można było powiedzieć o gwiazdach Sparty. Co za tym idzie – odrabianie strat urosło do miana mission impossible.
– Na początku sezonu nasz tor był bardzo przyczepny, teraz jest bardzo twardy. Lublin jeździ na powtarzalnym torze, Toruń też. A u nas? Trudno powiedzieć, może pogoda ma duży wpływ na takie zmiany – zastanawiał się Artiom Łaguta.
Tor na Olimpijskim pod gości? Sparta miała poważny problem
Mistrz świata z 2021 roku długo nie mógł wygrać wyścigu w rewanżowym półfinale. Ta sztuka udała mu się dopiero w czwartej serii. Swoje problemy miał również Bartłomiej Kowalski. Zawodnik do lat 24 również poruszył kwestię toru, na którym ścigały się drużyny z Wrocławia i Torunia.
– Dziwię się, iż w tej części sezonu, na własnym torze nikt z naszej drużyny nie ma prędkości od pierwszego biegu – powiedział rozgoryczony Kowalski i natychmiast dodał, iż nie chce się tłumaczyć torem.
Po ośmiu wyścigach Sparta prowadziła 26:22, ale później para Robert Lambert – Patryk Dudek przywiozła za plecami duet Brady Kurtz – Maciej Janowski. Czy to był klucz do sukcesu torunian?
– To właśnie zaważyło. Później ciężko było wymagać, iż na tym etapie sezonu, w dwóch wyścigach nagle odrobimy straty z obu spotkań. Tu jest Ekstraliga, tu są play-offy, nie ma zmiłuj. Powinniśmy zrobić wszystko, by nie zostawiać tego na ostatni moment – podsumował Bartłomiej Kowalski.
Na pocieszenie Sparcie zostanie dwumecz o brązowy medal. Rywalem podopiecznych Dariusza Śledzia będzie Bayersystem GKM Grudziądz. Wydaje się, iż to właśnie wrocławianie będą faworytem tej konfrontacji. W fazie zasadniczej dwukrotnie wygrywali z „Gołębiami” Roberta Kościechy.

