To, co zrobiła Legia, przeszło ludzkie pojęcie. Granice przekroczone

1 dzień temu
Wydawało się, iż Legia Warszawa nie ma prawa przegrać tego meczu. A jednak piłkarze Inakiego Astiza kolejny raz przekroczyli granice absurdu. Legioniści zrobili wszystko, co w ich mocy, by przegrać z Noah w Lidze Konferencji i ostatecznie im się to udało. Porażka 1:2 sprawiła, iż warszawiacy na wiosnę będą mogli skupić się jedynie na utrzymaniu w ekstraklasie.
Wydawało się, iż to będzie mecz na przełamanie. Mecz, którego Legia nie ma prawa nie wygrać. W końcu już w 3. minucie po koszmarnym błędzie gospodarzy w końcu przełamał się Mileta Rajović, który strzelił pierwszego gola od końcówki września i ligowego spotkania z Pogonią (1:0).


REKLAMA


Zobacz wideo Kosecki szczerze o kapitanie Legii: Był niesamowity, miał jaja ze stali


Napastnik, który latem kosztował Legię trzy miliony euro, mógł się uśmiechnąć, bo po serii beznadziejnych meczów i niewytłumaczalnych pudeł w końcu wykorzystał pierwszą okazję bramkową. Ale uśmiechnąć się też mogła cała drużyna. W końcu Legia wyszła na prowadzenie pierwszy raz od 35 dni. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w meczu Ligi Konferencji przeciwko Celje.
Niestety jednak tak samo jak w Słowenii, tak i w czwartek w Armenii Legia zrobiła wszystko, żeby znów nie wygrać. Mimo doskonałego początku i sporej dozy szczęścia warszawiacy sami sobie nie pomogli. Gdyby mecz oglądał ktoś zupełnie nieobeznany w temacie, naprawdę mógłby pomyśleć, iż piłkarze Inakiego Astiza po prostu nie chcą wygrać.
Już po stracie gola Legia głęboko się cofnęła i tylko prosiła się o bramkę wyrównującą. Oczywiście legioniści mogą mieć pretensje do sędziego za to, iż nie uznał im drugiego gola, ale niech was to nie zmyli. Ostatecznie Legia nie zasłużyła choćby na punkt.
To, co zrobiła Legia, przeszło ludzkie pojęcie
To, co zrobili piłkarze Astiza po przerwie, przeszło ludzkie pojęcie. Legia nie wyciągnęła żadnych wniosków z pierwszej połowy, kiedy cudem dowiozła prowadzenie do przerwy. Warszawiacy nie atakowali, jakby licząc tylko na to, iż zwycięstwo odniesie się już samo. Nic bardziej mylnego.


Mimo ofensywnej indolencji legioniści musieli sporo się "napracować", by mecz z Noah przegrać. Gospodarze na potęgę marnowali dogodne okazje i wykorzystali dopiero indywidualne, koszmarne błędy warszawiaków. Najpierw - kolejny raz w tym sezonie - babola popełnił Ruben Vinagre, chwilę później równie beznadziejnie zachował się Steve Kapuadi.
Legia nie wygrała już 10. meczu z rzędu! Od wyszarpanej wygranej z Szachtarem w Krakowie minęło już 49 dni! Astiz, który w roli pierwszego trenera zastąpił zwolnionego Edwarda Iordanescu, jeszcze nie wygrał spotkania. Skala kryzysu, zapaści Legii jest potężna i - mimo wszystko - wciąż szokuje.
Czwartkowa porażka jest dla Legii wyjątkowo bolesna. O ile o szansach na mistrzostwo i Puchar Polski warszawiacy już dawno zapomnieli, o tyle wciąż mieli nadzieję na grę w Lidze Konferencji na wiosnę. Porażka z Noah sprawiła, iż szanse na to są już tylko iluzoryczne i graniczą z cudem.
Pozytywy? Tych w zasadzie brak. Gdyby na siłę doszukiwać się jakiegokolwiek, należałoby sięgnąć do statystyk. Wydawało się bowiem, iż w brak zwycięstwa w czwartek będzie oznaczało wyrównanie historycznej serii stołecznego klubu. Jak słusznie zauważył jednak portal sportowefakty.wp.pl seria meczów bez zwycięstwa Legii z sezonu 1966/67 wynosi 11, a nie jak wcześniej informowano 10 spotkań.


W związku z tym szansę na "wyrównanie" tego rekordu Legia będzie miała w niedzielnym, zaległym ligowym meczu z Piastem Gliwice. A z taką grą jest to więcej niż prawdopodobne. Brak kolejnego zwycięstwa oznaczać też będzie, iż pierwszy raz od sezonu 1991/92 warszawiacy spędzą zimę w strefie spadkowej. I to będzie najlepszym podsumowaniem tegorocznej degrengolady w stołecznym klubie. Degrengolady, która postępuje od kilku lat rządów Dariusza Mioduskiego.
Idź do oryginalnego materiału