"Sensacji nie było! Aryna Sabalenka pewnie awansowała do trzeciej rundy WTA 1000 w Miami. Choć jej również zdarzały się błędy, to potrafiła zachować spokój, zdominować Wiktoriję Tomową i pewnie wygrać 6:3, 6:0. Było widać dość sporą różnicę klas zawodniczek, co zaowocowało jedynie 59-minutowym meczem" - relacjonowała dziennikarka Sport.pl Agnieszka Piskorz.
REKLAMA
Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"
Sabalenka przyznała szczerze. Nie jest pierwsza
Liderka rankingu WTA pozostaje w grze o triumf w prestiżowym turnieju na Florydzie. W 1/16 finału zmierzy się ze sklasyfikowaną na początku drugiej setki światowych list Rumunką Eleną Gabrielą Ruse. Cieszą się sympatycy Sabalenki, bowiem będą mogli obejrzeć jej kolejny mecz. Czy obejrzy je sama Sabalenka?
Czytaj także:
Litwini przyjechali do Polski i nie mogli uwierzyć. Aż przecierali oczy
Białorusinka przyznała się, iż nie lubi oglądać spotkań, w których bierze udział. "Kocham siebie, ale nie aż tak bardzo. Nie, nie mogę na siebie patrzeć, szczerze mówiąc. Kiedy widzę siebie chrząkającą, krzyczącą, piszczącą, rzucającą rakietkami, myślę: „O mój Boże, czy to naprawdę ja?" - powiedziała, cytowana przez WTA.
Oficjalnie! Jest komunikat PZPN ws. Superpucharu Polski
Sabalenka nie jest pierwszym przykładem sportowca, który nie ogląda meczów ze swoim udziałem. Mało tego - są zawodnicy lub zawodniczki w ogóle nie śledzący zmagań sportowych. Obrońca Arsenalu Ben White przyznawał niegdyś, iż w ogóle nie ogląda piłki nożnej, a były reprezentant Kamerunu Benoit Assou-Ekotto, który podczas kariery grał chociażby w Tottenhamie, z rozbrajającą szczerością przyznawał, iż futbol w ogóle nie jest jego pasją i gra w niego jedynie dla pieniędzy.
Aryna Sabalenka jest liderką światowego rankingu i trzykrotną mistrzynią wielkoszlemową.