Takich scen w Poznaniu dawno nie było. Oto sensacyjny bohater Lecha

3 tygodni temu
Lech Poznań z mistrzostwem Polski witał się i żegnał na zmianę. Raz po tytuł pędził, a po chwili mylił kierunek. Zachwycał i rozczarowywał na przemian. I choćby w ostatnim meczu - już w doliczonym czasie - stanął nad przepaścią. Nie spadł, wygrał z Piastem Gliwice 1:0 i zaczął świętować.
- To będzie dla nas niewiarygodnie nudny dzień - mówił w piątek Niels Frederiksen. - Będzie tak, jak zawsze w dniu meczu. Spotkamy się, pójdziemy na spacer do lasu, później pojedziemy do hotelu na obiad, odpoczniemy i zrobimy odprawę taktyczną. Następnie pojedziemy na stadion. Tam się rozgrzejemy, zaczniemy mecz, strzelimy gola, zejdziemy na przerwę, a po niej strzelimy drugiego i skończymy mecz - opisywał szczegółowo z szerokim uśmiechem.


REKLAMA


Zobacz wideo Czy w ostatniej kolejce Ekstraklasy możemy spodziewać się nieczystej gry? Żelazny: Myślimy, iż Polska piłka jest tak zepsuta


Ale nie wszystko w tym zacnym planie się sprawdziło. Lech Poznań faktycznie prowadził do przerwy 1:0 po golu Afonso Sousy. I faktycznie strzelił drugiego gola po zmianie stron, ale sędziowie VAR po chwili dostrzegli, iż w bramkowej akcji był spalony. Duński trener w najważniejszym jednak miał rację: Lech faktycznie skończył ten sezon zwycięstwem i mistrzostwem Polski. Nudy nie było, absolutnie. Emocje w ostatnim meczu kotłowały się jak przez cały sezon. Była euforia po wyjściu na prowadzenie, rozczarowanie po nieuznaniu gola na 2:0, niepewność, gdy niewalczący już o nic Piast Gliwice ruszył do ataku, aż wreszcie ulga, gdy Lechowi udało się przetrwać bez straty bramki. No i ekstaza, gdy stało się jasne, iż mistrzostwo już się nie wymknie.


Emocjonalna huśtawka. Lech Poznań mistrzem Polski
Cały ten sezon był emocjonalną huśtawką. Najpierw na mistrzostwo nikt się w Poznaniu nie szykował. Kibice byli jeszcze rozczarowani po poprzednim sezonie, który kończyli bojkotem. Nie przekonywały ich transfery, za grosz nie ufali władzom. Ale później wielu kibiców i ekspertów brało zdobycie tytułu niemal za pewnik, gdy Lech przekonująco rozprawiał się z kolejnymi rywalami. Mijało jednak kilka tygodni, a kibice tę wiarę tracili i klęli pod nosem, bo Lech wyłożył się w meczu z ostatnim w tabeli Śląskiem Wrocław.
Kluczowa była końcówka sezonu. W 32. kolejce Lech wygrał z Legią w Warszawie i cieszył się z porażki Rakowa Częstochowa z Jagiellonią Białystok. Tydzień później w Katowicach zremisował mecz, który jeszcze niedawno by przegrał - jak stwierdził Antoni Kozubal, podkreślając psychologiczną zmianę, która zaszła w zespole. Tym samym utrzymał jednobramkową przewagę nad Rakowem.
Ten wyścig o mistrzostwo doprawiły jeszcze oskarżenia Lecha o to, iż Raków motywował piłkarzy GKS-u do lepszej gry dodatkowymi pieniędzmi. Trenerzy obu klubów wzajemnie oskarżali się o niegodne zachowanie na konferencjach prasowych, a temperatura przed ostatnią kolejką rosła. Sytuacja była jasna: Lech miał punkt przewagi i grał z Piastem Gliwice, a Raków mierzył się z Widzewem Łódź. Zwrotu akcji nie było - i Raków, i Lech wygrali swoje mecze.


Lech Poznań ma wielu bohaterów. choćby on!
Ten "majster" – jak mówią w Wielkopolsce na mistrzowski tytuł – ma wiele twarzy. Tę rozpromienioną Afonso Sousy, który wreszcie dorósł do roli lidera, przez cały sezon regularnie strzelał gole (13) i strzelił też tego na wagę mistrzostwa. Tę dobrze znaną i uwielbianą Mikaela Ishaka, który w końcówce sezonu zdobywał bramki w sześciu meczach z rzędu. Tę chłodną Nielsa Frederiksena, który scalił całkowicie rozbity zespół po fatalnym poprzednim sezonie, a później zagonił go do pressingu i obudował taktycznymi schematami, których wcześniej brakowało. Ma też twarz młodych piłkarzy – Antoniego Kozubala, Michała Gurgula i reszty, którzy przez większość sezonu grali bez kompleksów. Ma też uśmiechniętą twarz Aliego Golizadeha, który w ostatnich miesiącach wreszcie zaczął grać na miarę oczekiwań i ceny. No i to on strzelił kluczowego gola w meczu z Legią.
Ma też twarz Bartosza Mrozka, na której malowała się ulga, gdy Jorge Felix w 89. minucie ostatniego meczu w okresie trafił w słupek. Ale ma też to mistrzostwo twarz zupełnie niespodziewaną – Mario Gonzaleza, który odkąd w lutym dołączył do Lecha ogrywał rolę zupełnie marginalną, zagrał tylko w sześciu meczach, w sumie uzbierał tylko 93 minuty, ale na sam koniec wyszedł na pierwszy plan. W Katowicach strzelił gola, który zapewnił remis i utrzymanie pierwszego miejsca, a w doliczonym czasie gry do ostatniego meczu sezonu, gdy Piast był bliski trafienia na 1:1, wybił piłkę tuż sprzed bramki. To był ostatni moment, w którym to mistrzostwo mogło jeszcze Lechowi uciec. Ten triumf ma też twarz władz Lecha, na których wreszcie dało się dostrzec odwagę - choćby wtedy, gdy zimą zdecydowali się wykupić Patrika Walemarka za prawie 2 mln euro, wyrównując swój transferowy rekord.
Bohaterów znaleźlibyśmy jeszcze kilku. Kibice pewnie nie zapomną o nich na mistrzowskiej fecie.
Idź do oryginalnego materiału