Tak Niemcy pożegnali Jana Furtoka. "Nigdy cię nie zapomnimy"

2 godzin temu
Zdjęcie: screen YT/GKS Katowice


Nie tylko Polacy wspominają i opłakują stratę Jana Furtoka. W mediach społecznościowych naszego napastnika wspominały też niemieckie kluby, w których grał i strzelał gole.
Nie żyje Jan Furtok. 37-krotny reprezentant Polski w piłce nożnej zmarł we wtorek po ciężkiej chorobie Alzheimera, którą zdiagnozowano u niego w 2015 r. - Choroba przyspiesza, różnego rodzaju ćwiczenia nie przynoszą efektu. Pamięć Janka się skraca. (...) Ludzie patrzą na niego trochę jak na małpę w zoo, co zrobi, jak się zachowuje - mówiła przed rokiem jego żona Anna w rozmowie z portalem sportowefakty.wp.pl.

REKLAMA







Zobacz wideo Klub z 50-tys. polskiego miasteczka robi furorę! Niebywałe. "Przepaść" [Reportaż Sport.pl]



Furtok to przede wszystkim legenda GKS Katowice. W 299 meczach zdobył 122 bramki i został najlepszym strzelcem klubu w historii. Z GKS zdobył m.in. Puchar Polski. Po zakończeniu kariery pracował w klubie jako trener młodzieży, a po upadku klubu i degradacji do IV ligi został jego prezesem.


Ale Furtok z powodzeniem grał nie tylko w Polsce. W 1988 r. został zawodnikiem Hamburgera SV, w którym spędził pięć lat. W 1993 r. Furtok przeniósł się do Eintrachtu Frankfurt, gdzie grał przez kolejne dwa lata.
Niemcy wspominają Furtoka
W obu klubach Furtok pokazał się z bardzo dobrej strony i strzelał gole w Bundeslidze. W Hamburgerze SV zagrał 156 razy, zdobył 58 bramek, miał 27 asyst. W Eintrachcie Furtok dołożył 71 występów, 21 goli oraz osiem asyst.
Oba kluby oddały Polakowi cześć w mediach społecznościowych. "Spoczywaj w pokoju. Nasz były zawodnik Jan Furtok zmarł w wieku 62 lat. Furtok dołączył do HSV w 1988 r. z polskiego klubu GKS Katowice i rozegrał 156 meczów dla 'Rothosen', strzelając łącznie 58 goli. Nasze myśli są z jego rodziną i bliskimi" - napisano na oficjalnym koncie HSV na Facebooku.



"Eintracht Frankfurt opłakuje stratę Jana Furtoka, który zmarł w wieku 62 lat. Spoczywaj w pokoju, nigdy Cię nie zapomnimy" - dodano na koncie Eintrachtu na Twitterze.
Idź do oryginalnego materiału