Tak Nawrocki pozatrudniał znajomych w IPN-ie. "Gangi bokserskie" zamiast historyków

8 godzin temu
Kolega z klasy, kolega z ringu, z klubu, z boiska. Karol Nawrocki zbudował swoją świtę przyjaciół i znajomych, dając im wygodne i dobrze płatne posady i zlecenia za pieniądze IPN. Ich historie opisuje "Gazeta Wyborcza".


"Karol Nawrocki zbudował kariery koledze z klasy, przyjaciołom z ringu, siłowni i boiska. Teraz idzie z nimi po Pałac Prezydencki" – pisze dziś "Gazeta Wyborcza". Dziennik opisuje, jak wąska grupa przybocznych Karola Nawrockiego zajęła dyrektorskie stanowiska po historykach zwalnianych z Instytutu Pamięci Narodowej.



"Wyłonieni z niebytu politycznego i naukowego ludzie dostali pieniądze, władzę i możliwość rozwijania karier" – czytamy. Wyborcza sypie przykładami. Jednym z nich jest Marcin Marczak. To zawodowy bokser o pseudonimie Polish Express, który został wicedyrektorem IPN we Wrocławiu.

Sieć zależności jest osobliwa. Waldemar Nawrocki, wuj Karola był trenerem w prowadzonym przez Marczaka klubie w Gdańsku. Muzeum II Wojny Światowej za czasów Nawrockiego płaciło klubowi Marczaka za organizowanie "patriotycznych" imprez. Już jako prezes IPN Nawrocki najpierw zatrudnił Marczaka na stanowisku głównego specjalisty IPN w Warszawie, potem oddelegował go na fotel wicedyrektora oddziału we Wrocławiu, następnie na szefa delegatury w Opolu.

Dyrektorem biura kadr w IPN jest Mateusz Kotecki, "kolega Nawrockiego z klasy w IV LO w Gdańsku i działacz PiS". Wyborcza pisze, iż jeździ ze swoim szefem po Polsce podczas kampanii. Był z nim na przykład u powodzian w Lądku-Zdroju.

Wyborcza opisuje też przypadek Łukasza Witka, trenera piłkarskiego. Dziś jest dyrektorem Biura Przystanków Historia IPN.

Friszke o polityce kadrowej Nawrockiego w IPN


Wyborcza przypomina, iż budżet IPN w tej chwili wynosi ponad 600 mln zł.

– Cele, do których miał służyć IPN, czyli m.in. ściganie i dokumentowanie zbrodni z okresu PRL czy dyktatury komunistycznej, dziś nie mają już znaczenia. Mieli zajmować się tym ludzie z wykształceniem historycznym, wiedzą o epoce, a nie bokserzy czy pseudosportowcy – mówi gazecie prof. Andrzej Friszke.

Zwraca uwagę na to, iż problem z IPN pojawił się w 2016 roku, gdy PiS po wybranych wyborach zmienił ustawę o Instytucie.

– PiS obsadził wtedy stanowiska swoimi działaczami i stworzył kolegium złożone wyłącznie z zaufanych ludzi. Nie licząc się z niczym wybrał też prezesa oddanego partii – mówi prof. Friszke.

– Następne lata to przejmowanie IPN na wszystkich możliwych poziomach przez ludzi PiS i wprowadzanie do niego gangów bokserskich, bo trudno inaczej nazwać to towarzystwo. Dziś w IPN znaczenie ma tylko lansowanie narodowo-radykalnej ideologii partii PiS – dodaje historyk.

Tak Nawrocki rządził IPN-em


Informacje, które od jakiegoś czasu wypływają z IPN-u, nie są dla kandydata PiS laurką. Zacznijmy od nowej siedziby Centralnego Przystanku Historia. Jak wykazał raport Najwyższej Izby Kontroli w sprawie wyposażenia tej nowoczesnej w założeniu placówki, nie zgadza się wiele rzeczy. IPN zapłacił grube miliony za sprzęt elektroniczny, który do CPH nie dotarł. Ale w dokumentach widnieje, iż jest i działa.

"Kiedy w marcu 2024 r. NIK kontrolowała wykonanie budżetu instytutu kierowanego przez Nawrockiego, w CPH wciąż trwały prace montażowe i budowlane, choć w dokumentach IPN stoi jak byk, iż Przystanek był gotowy od grudnia 2023 r." – czytamy w Newsweeku.

Zarzutów jest więcej. "Działanie na szkodę interesu publicznego, przez co spowodował niegospodarne wydatkowanie środków publicznych w łącznej kwocie co najmniej 15 364 369,68 zł" – piszą kontrolerzy NIK, a sprawą zajmuje się prokuratura.

Do Instytutu wprowadził też starych znajomych z Muzeum II Wojny Światowej. Zastępcą Nawrockiego jest dr Karol Polejowski. "Zdaniem nieprzychylnych już nieukłonienie mu się na korytarzu może skończyć się nieprzyjemnościami" – pisze Newsweek.

Inny z jego faworytów "funkcjonariuszom SOP kazał otwierać sobie drzwi, rozpętał też awanturę o zupę w bufecie kancelarii premiera (miała być za słona)".

Idź do oryginalnego materiału