Szalona historia tatuażu Kawulskiego. Przez Różala doszło do błędu! [WIDEO]

1 dzień temu
Zdjęcie: Fot. KSW


Oficjalnie ruszyła sprzedaż książki „Różal – Instrukcja samodestrukcji”. Z tej okazji historie o żywej legendzie polskich sportów walki opowiadają dobrze znane go postaci.

Wreszcie powstała historia Marcina Różalskiego, na którą czekali kibice. Były mistrz KSW, weteran kickboxingu i wagi ciężkiej to postać, która nigdy nie gryzła się w język. Takiego też stylu wszyscy spodziewają się po jego książce… I się nie zawiodą! „Różal” mówi to, co ma na myśli i nie przejmuje się odbiorem.

Do sprzedaży trafiła już książka „Różal. Instrukcja samodestrukcji”! Przedstawiono w niej niesamowite historie z życia zawodnika, barwne niczym jego tatuaże. Książkę kupisz wyłącznie na stronie ksiazkarozala.pl. Kupując wspierasz fundację “Pomagaj Pomagać”, czyli stowarzyszenia prowadzonego przez “Różala” oraz jego partnerkę, Martę Kwiatkowską.

Szalona historia tatuażu Kawulskiego z „Różalem” w roli głównej

Marcin Różalski to jedna z najbarwniejszych postaci w polskich sportach walki. „Różal” bez żadnego filtra i zgodnie ze swoimi przekonaniami odpowiadał na pytania, co nie zmieniło się do dnia dzisiejszego. Przy okazji premiery książki „Instrukcja Samodestrukcji” możemy też usłyszeć wiele historii z nim w roli głównej.

Jedną z nich opowiedział Maciej Kawulski. Współwłaściciel KSW przyznał, iż mógłby wiele opowiedzieć o byłym mistrzu wagi ciężkiej. Przed kamerą zdecydował się podzielić jednak tą, którą po dziś dzień może oglądać na swym ciele. Tyczy się ona bowiem tatuażu, który przez intensywną rozmowę z „Różalem” kompletnie odbiegł od pierwotnego zamysłu.

– Marcin jest najbardziej kolorowym ptakiem naszej lokalnej ornitologii. Mógłbym opowiedzieć wiele historii, ale taka, która przychodzi na szybko, to gdy wydarzyła się ważna rzecz w moim życiu. Chciałem przypieczętować ją tatuażem i Marcin zadzwonił do mnie, prezent ode mnie, zrobimy u mojego tatuatora i pojechałem. Wszystko w tej anegdocie chodzi o anegdotę, którą opowiedział mi Marcin.

– Opowiedział szaloną historię o wyjazdowej walki, iż sala chciała go wynieść i nie był w stanie dostać się do szatni. Ja się tak zagadałem, a tatuaż składał się z wyrazu i daty. No i w ferworze podałem złą datę. Siedząc z Marcinem, musiałem to rozwiązać, ale data, którą podałem, też nie była bez znaczenia. Wspólnie postanowiliśmy, iż dodamy datę, która nie została umieszczona. Do dziś tatuaż nie wygląda najlepiej, ale postanowiłem, iż ją zostawię, bo jest pamiątką wesołych czasów, kiedy ta dyscyplina się formowała.

Idź do oryginalnego materiału