Iga Świątek z racji na swoją długoletnią dominację w kobiecym tenisie zawsze będzie w gronie faworytek do zwycięstwa w turnieju wielkoszlemowym, ale przed startem tegorocznego Australian Open niewiadomych w kontekście wiceliderki rankingu WTA było tak dużo, iż trudno było oczekiwać przełomu. Zwłaszcza iż impreza w Melbourne nigdy nie kojarzyła się dobrze Polce. Najdalej docierała tam do półfinału w 2022 roku, gdy przegrała z Danielle Collins.
REKLAMA
Zobacz wideo Konflikt Igi świątek z Danielle Collins? Wesołowicz: To jednostronny beef
Ostatnie dwa tygodnie w Melbourne to był jednak popis polskiej tenisistki, która po raz pierwszy od triumfu w US Open 2022 dotarła do najlepszej czwórki turnieju wielkoszlemowego na twardych kortach. W dodatku dokonała tego w imponującym stylu bez straty seta, choć eksperci zaznaczali, iż Świątek nie została odpowiednio przetestowana przez rywalki. Nie musiała mierzyć się z trudnymi momentami. Takowych spodziewano się w pojedynku z Madison Keys, albowiem Amerykanka prezentuje sposób gry mniej wygodny dla Polki. Obecność tenisistki z Illinois w tak zaawansowanej fazie turnieju to także pewna niespodzianka, ale 14. zawodniczka świata po drodze pokonała m.in. Elenę Rybakinę czy Elinę Switolinę. Wcześniej triumfowała w imprezie w Adelajdzie, co pokazuje jej wysoką dyspozycję na początku sezonu.
Nerwowy początek. Świątek pokazała klasę w kluczowym momencie
Keys to przede wszystkim tenisistka mocno bijąca - tzw. big-hitterka - a z takowymi Świątek w drodze do półfinału w Melbourne się nie mierzyła. Różnica uwidoczniła się natychmiast, albowiem Polka, która nie straciła podania w czterech poprzednich pojedynkach, została przełamana już w pierwszym gemie. Problem serwisowy u naszej tenisistki na początku meczu był ewidentny. Rzadko trafiała "jedynką", a w dodatku, bojąc się agresywnego returnu na drugie podanie, musiała maksymalnie ryzykować, co generowało podwójne błędy. Na szczęście podobne deficyty uwidoczniły się także w grze Madison Keys, przez co gra toczyła się gem za gem.
Świątek zaczęła wchodzić na coraz wyższe obroty. Korzystała ze swojej intensywności oraz szybkości, dobiegając do wielu piłek. Keys nie była przy tym wystarczająco cierpliwa i precyzyjna. Wpadła w serię niewymuszonych błędów, a Polka po przełamaniu na 4:2 zyskiwała coraz większą pewność siebie. Jej reakcja na początkowe kłopoty była bardzo dobra. Wydawało się, iż pewnie domknie pierwszego seta. Przy 5:2 doszła do piłki setowej przy podaniu rywalki, ale Keys dociśnięta do ściany zaczęła trafiać winnery. Wtedy to doszło do zwrotu akcji. 29-latka podbudowana utrzymaniem serwisu, poszła za ciosem. Udało jej się odrobić stratę przełamania w ostatnim momencie. - Trochę się tego obawiałem, bo gdy Keys wchodzi w dynamikę takich zagrań, jest bardzo niebezpieczna. Gra starannie, zdecydowanie - powiedział Dawid Celt po niespodziewanym wyrównaniu na 5:5.
Iga Świątek w decydującym momencie była jednak bardziej konsekwentną zawodniczką. Zatrzymała rywalkę, utrzymując podanie, a później sama ponownie uzyskała przełamanie, co oznaczało zwycięstwo 7:5 w pierwszej partii w 50 minut. Była dużo bliżej finału, w którym już czekała Aryna Sabalenka. Białorusinka wcześniej pokonała Paulę Badosę 6:4, 6:2.
Fatalny drugi set. Trzeba było o nim gwałtownie zapomnieć
Wydawało się, iż może to podciąć skrzydła Keys, ale paradoksalnie zaczęła grać jeszcze lepiej. Loty natomiast znacznie obniżyła Świątek. Polka mogła czuć się zdominowana przez rywalkę. Grała nerwowo, popełniała sporo błędów, a moment robił się coraz trudniejszy, bo Amerykanka gwałtownie odjechała na 4:0. Nasza tenisistka wielokrotnie potrafiła wychodzić z ogromnych opresji, ale tym razem zadanie było zbyt trudne. Po 27 minutach Madison Keys wygrała 6:1 i doprowadziła do trzeciego seta.
- Iga zbyt radykalnie się rozpadła. Strasznie gwałtownie wydarzyło się to w tym drugim secie. Mnóstwo błędów. Madison Keys udało się wprowadzić niepewność w grze Świątek - analizował Dawid Celt.
W krótkim fragmencie zobaczyliśmy dwie twarze Igi Świątek. Najpierw konsekwentnie wytrzymała mocny napór rywalki w końcówce pierwszego seta, ale kilkanaście minut później pękła. Wciąż wiele do życzenia pozostawiał serwis, który nie pomagał przez cały mecz, ale do tego doszło sporo błędów z linii końcowej. W dużej mierze wynikały one z nerwowości.
23-letnia Polka tradycyjnie udała się na przerwę toaletową. Wciąż jednak w jej grze było sporo napięcia. Trzeci set to już była wojna mentalna, obie zawodniczki zdawały sobie sprawę z wagi każdego gema. - Trzeba to wszystko wyważyć, uspokoić. Kluczem w tym wszystkim jest spokój - apelował komentujący to spotkanie Dawid Celt po kolejny nietypowym błędzie Świątek.
Trzeci set pod ogromnym ciśnieniem
Nietypowe dla tego pojedynku w finałowej partii było utrzymywanie serwisów przez obie zawodniczki. Poziom ich gry falował. Efektowne winnery przeplatane były nerwowymi uderzeniami i błędami. Po wygraniu swojego gema na 4:3, Keys głośno krzyknęła z radości. Czuć było coraz większą wagę każdej piłki.
Amerykanka od razu chciała to wykorzystać. Przy stanie 15:30 Iga Świątek zawiązała bardzo dobrą akcję ofensywną, ale smeczując, wyrzuciła piłkę w aut! Przed dwoma szansami breakpointowymi stanęła Keys. Polka przetrwała, z dużą pomocą rywalki, ale wyrównała na 4:4. Sytuacja gwałtownie się odwróciła. Po dwóch niewymuszonych błędach rywalki, to Polka objęła prowadzenie 40:0 i stanęła przed wielką szansą na przełamanie. W pierwszych dwóch okazjach Keys nie pozostawiła pola manewru, ale tylko Iga Świątek wie, jak nie wykorzystała forehandu z połowy kortu w trzeciej szansie. Głośne "Come on!", które wykrzyczała Amerykanka po utrzymaniu serwisu, prawdopodobnie słychać było choćby w jej ojczyźnie.
Ponownie większa presja przerzucona została na barki Igi Świątek. Keys siała spustoszenie swoim forehandem i znów doszła do stanu 30:15. Ekstremalne zagrożenie dla Polki, ale wybrnęła z tego perfekcyjnie. Przeciągnie liny trwało. Teraz to Świątek naciskała i robiła to doskonale. Doszło w końcu do wymarzonego przełamania! Rywalka próbowała zaskoczyć skrótem, ale 23-latka dobiegła na czas! To oznaczało serwis na awans do finału.
Napór Madison Keys jednak nie ustawał. Piłkę meczową przy stanie 30:40 obroniła mocnym returnem w środek kortu, wymuszając błąd. W podobny sposób doprowadziła do break pointa, przy którym Świątek popełniła podwójny błąd serwisowy. Super tie-break (do 10 wygranych punktów) rozstrzygnął ten dramatyczny mecz.
jeżeli cały trzeci set był wojną nerwów, to dodatkowa rozgrywka to starcie przede wszystkim ze swoimi nerwami oraz licznymi demonami. Usztywnione obie tenisistki przerzucały tylko piłkę niczym gorący kartofel na drugą stronę. Minimalną przewagę zyskała Świątek. Prowadziła 4:2 przy pierwszej zmianie stron.
Gra toczyła się punkt za punkt, ale cały czas minimalnie z przodu była polska tenisistka - 7:5 przy kolejnej przerwie, jednakże po niej był już remis. Kibice na trybunach nerwowo obgryzali paznokcie, a Iga Świątek punkt na 8:7 zdobyła "wbrew wszystkiemu, wbrew logice" - jak powiedzieli komentatorzy. Polka instynktownie złapała piłkę przy siatce wolejem. Keys odpowiedziała asem i wygrywającym podaniem! Cóż to były za emocje! Teraz to Amerykanka miała piłkę meczową przy 9:8 i serwisie Świątek. Wiceliderka rankingu wyrzuciła jeszcze jeden forehand. Decydujący.
To Madison Keys po dwóch godzinach oraz 38 minutach wygrała 5:7, 6:1, 7:6(8). Zameldowała się w finale Australian Open 2025. W sobotę zmierzy się z Aryną Sabalenką. Będzie to jej drugi mecz w karierze o wielkoszlemowy tytuł.