Pod koniec pierwszego seta na całym korcie było słychać, jak poddenerwowaną Igę Świątek próbowała uspokoić siedząca w jej boksie Daria Abramowicz. W drugiej partii realizator znów zrobił zbliżenie na psycholożkę sportową - ta aż wstała z miejsca po ważnym przełamaniu, które zapisała na swoim koncie już dużo bardziej opanowana wiceliderka światowego rankingu. Na koniec tego emocjonalnego rollercoastera Abramowicz, polska tenisistka i cały jej sztab szkoleniowy znów mieli powody do radości. Ale Linda Noskova zadbała o to, by długo czekali w niepewności.
REKLAMA
Zobacz wideo Iga Świątek zawiodła? "Nie było czego zbierać"
"Palce lizać", "Nie było się czego złapać" - to tylko dwa z wielu komplementów, które na temat środowego występu 33. w rankingu WTA Lindy Noskovej w pierwszym secie wypowiedział komentujący ten mecz w Canal+ Maciej Zaręba. W drugim niespełna 21-letnia tenisistka nieco obniżyła loty, ale w decydującej partii znów weszła na wyżyny i do końca tego meczu polscy kibice ze sporą dawką niepokoju obserwowali wydarzenia na korcie w Dosze.
Czeszka - mimo iż wciąż jest na początku seniorskiej kariery - to już kilka razy pokazała, iż potrafi być bardzo groźna dla wyżej notowanych rywalek. Zwłaszcza na korcie twardym, który sprzyja grze wysokiej i potężnie zbudowanej zawodniczki. Przekonała się o tym już także już Świątek, która ma kłopot, gdy po drugiej stronie siatki stają przeciwniczki bardzo mocno uderzające piłkę.
Wielu kibiców zwróciło na Noskovą po raz pierwszy uwagę, gdy sensacyjnie wyeliminowała Polkę w trzeciej rundzie ubiegłorocznego Australian Open. Choć we wszystkich trzech kolejnych pojedynkach górą była Świątek, to w dwóch z nich Czeszka zmusiła faworytkę do naprawdę dużego wysiłku. Zarówno w Miami, jak i w ćwierćfinale Pucharu Billie Jean King rozegrały po trzy sety, a Noskova w każdym z nich zdobyła co najmniej cztery gemy.
Zupełnie inaczej zaś wyglądał początek obecnego sezonu obu zawodniczek. Świątek na koniec stycznia opuszczała antypody z bilansem meczowym 10-2 (w United Cup dotarła - z polską drużyną - do finału, a w Australian Open do półfinału), a Noskova 1-3 (w trzech startach). Dodatkowo druga z nich ubiegłoroczne występy zakończyła dwoma porażkami z rzędu (w US Open i ćwierćfinale Pucharu BJK).
Od niespełna dwóch tygodni oglądamy jednak zupełnie inną wersję 20-letniej Czeszki. W Abu Zabi dotarła do półfinału, pokonując wcześniej gwałtownie trzy wyżej notowane rywalki. Dwiema z nich były Magdalena Fręch i Magda Linette. Dopiero w grze o finał Noskova nie sprostała świetnie spisującej się jak na razie w tym sezonie Amerykance Ashlyn Krueger (wówczas 51. WTA). W Dosze znów od początku weszła na najwyższe obroty, o czym boleśnie przekonały się Chorwatka Donna Vekic i Julia Putincewa z Kazachstanu.
Świątek była w pełni świadoma trudności czekającego ją zadania, co pokazał też jej gest po pierwszym gemie. Serwująca wówczas wiceliderka światowego rankingu zacisnęła mocno pięść po utrzymaniu podania. Dalszy przebieg rywalizacji pokazał w pełni, iż się nie pomyliła, nastawiając się na wielką batalię.
Partnerująca Zarębie Joanna Sakowicz-Kostecka chwaliła Polkę, gdy ta dobiegła sprintem do dobrego skrótu Noskovej. Ale potem - przy ciągłej presji wytwarzanej przez rywalkę - zaczęły się nerwy. Zaczęło się jeszcze dość niewinnie. W piątym gemie Świątek po przegranym punkcie rozłożyła poddenerwowana bezradnie ręce i spojrzała wymownie na trybuny. Dała tym do zrozumienia, iż reakcja jednego z widzów przeszkodziła jej w ostatniej wymianie. Potem doszły emocjonalne reakcje po własnych błędach, wymowne spojrzenia oraz gesty w stronę sztabu szkoleniowego. Aż pod koniec seta krzyk będący wyrazem dużej frustracji. A Noskova ryzykowała maksymalnie i trafiała.
Świątek - na szczęście dla siebie i swoich fanów - w drugiej partii opanowała lepiej nerwy. Wciąż zdarzały jej się pewne emocjonalne reakcje, ale były już tylko epizodami. Noskova zaś chwilowo złapała zastój i zaczęła się mylić. Już nieraz jej gra mocno falowała na przestrzeni całego meczu i tak było też teraz. W decydującej partii znów weszła na wyższy poziom i złapała znów do ręki tenisową żyletkę. Ale tym razem po drugiej stronie była już znacznie bardziej opanowana Polka i to opanowanie dało jej bardzo cenne zwycięstwo.
Świątek tym samym nie dołączyła do grona ofiar czarnego wtorku, jaki był udziałem faworytek w Dosze. Tego dnia z turniejem pożegnały się aż cztery tenisistki z Top10 - Aryna Sabalenka (1.), Coco Gauff (3.), Qinwen Zheng (8.) i Paula Badosa (10.). Jak tego było mało, to w meczu z niżej notowaną rywalką przepadła wówczas także 15. na świecie Mirra Andriejewa.
W środę do tego grona dołączyła Jasmine Paolini (4.). Dzięki przetrwaniu naporu Noskovej Polka uniknęła podzielenia losu sympatycznej Włoszki. Do tego nie tylko awansowała do ćwierćfinału, ale też zapewniła prezent wszystkim fanom tenisa na wysokim poziomie. Ci już powinni sobie zarezerwować w czwartek czas na obejrzenie jej hitowego pojedynku z siódmą w rankingu WTA Jeleną Rybakiną. Reprezentantka Kazachstanu należy do bardzo elitarnego grona tenisistek w tourze, które mogą pochwalić się korzystnym bilansem w pojedynkach ze Świątek. Rybakina wygrała cztery z ich siedmiu oficjalnych meczów. Ostatnio jednak - w ramach styczniowego United Cup - górą była Polka.