Stadion Narodowy oszalał ze szczęścia. "Koniec! Koniec! Koniec!"

2 godzin temu
Zdjęcie: screen TVP Sport


Dośrodkowanie Łukasza Piszczka na głowę Arkadiusza Milika i podanie Roberta Lewandowskiego do Sebastiana Mili - te akcje każdy kibic reprezentacji Polski zna na pamięć. Równo 10 lat temu kadra Adama Nawałki pierwszy raz w historii pokonała Niemców, czyli ówczesnych mistrzów świata. "Ze względu na gwałtownie zakończoną karierę zawodniczą to mój najważniejszy mecz w reprezentacji Polski" - wspominał były selekcjoner.
Kiedy w 88. minucie Sebastian Mila wbiegł w pole karne i płaskim strzałem pokonał Manuela Neuera, mogliśmy być pewni, iż na naszych oczach napisała się historia. Reprezentacja Polski pierwszy raz w historii pokona Niemców. Skazywana na pożarcie reprezentacja Polski pokona mistrzów świata.


REKLAMA


Zobacz wideo Lewandowski znów błyszczy! Szaleństwo przed meczem Polska - Portugalia


- Nikt nam tego już nie wydrze! - ekscytował się komentujący mecz w Polsacie Mateusz Borek. Ale pewni sukcesu byli też już piłkarze. Na 30 sekund przed końcem spotkania Robert Lewandowski postanowił choćby ośmieszyć gwiazdę Realu Madryt - Toniego Kroosa - zagrywając mu piłkę między nogami. Kapitan reprezentacji Polski tylko uśmiechnął się w kierunku przeciwnika, a i tak wielka wrzawa na stadionie stała się jeszcze bardziej donośna.
- Koniec! Koniec! Koniec! Wygrywamy z mistrzami świata 2:0! To się dzieje na naszych oczach, to jest prawda! A Joachim Loew jeszcze w szoku! - krzyczał Borek, kiedy sędzia - Pedro Proenca - gwizdnął ostatni raz.
Dekadę temu drużyna Adama Nawałki dokonała rzeczy wielkiej. Reprezentacja Polski pierwszy raz w historii pokonała Niemców, którzy kilka miesięcy wcześniej zostali mistrzami świata. Ale nie tylko dlatego tamto spotkanie było wyjątkowe. - Prawdą jest, iż to był mecz założycielski tej kadry. Wtedy narodziła się drużyna, która dała tyle euforii i doszła do ćwierćfinału mistrzostw Europy - powiedział nam Mila, czyli jeden z głównych bohaterów pamiętnego wieczoru na Stadionie Narodowym.
Nawałka: Stawiano na nas krzyżyk
To zwycięstwo wielkie, jedno z największych w naszej historii, ale jednocześnie w ogóle nieoczekiwane. Bo tylko niepoprawni optymiści wierzyli, iż drużyna Nawałki ogra Niemców. Nie tylko dlatego, iż trzy miesiące wcześniej zespół Loewa pokonał Argentynę w finale mundialu, a rundę wcześniej rozbił jego gospodarza - Brazylię - aż 7:1.


Bo sukcesy Niemców to jedno, a sytuacja reprezentacji Polski to drugie. W ostatnich latach - mimo w większości nieudanych turniejów - nasi piłkarze dawali powody do radości. Przed meczem z Niemcami kadra była jednak w czarnym punkcie, a kibice prawdziwie jej nie kochali.
Bo jak kochać reprezentację, która ostatnie dobre momenty miała za czasów Leo Beenhakkera i kwalifikacji do Euro 2008? Do meczu z Niemcami podchodziliśmy jako zespół, który nie zagrał na mundialach w RPA i Brazylii, a Euro 2012, które współorganizowaliśmy z Ukrainą, było dla nas sportową klapą. Wszystko to pociągnęło nas aż na 70. miejsce w rankingu FIFA.
Wydawało się, iż szuramy po dnie. Druga kadencja Beenhakkera okazała się nieporozumieniem, z kadrą nie poradzili sobie jego następcy: Franciszek Smuda i Waldemar Fornalik. Duże wątpliwości były też wokół Nawałki, bo kiedy opinia publiczna nalegała na zagranicznego selekcjonera, ówczesny prezes PZPN - Zbigniew Boniek - uparł się na trenera Górnika Zabrze. Trenera, który pracę z kadrą zaczął od czterech zwycięstw w ośmiu meczach, pokonując jedynie ligową kadrę Norwegii (3:0), Mołdawię (1:0), Litwę (2:1) oraz Gibraltar (7:0).
Ostatnie zwycięstwo odnieśliśmy już w kwalifikacjach do Euro 2016, w których naszymi rywalami byli też Niemcy, Irlandia, Szkocja oraz Gruzja. Z mistrzami świata na Stadionie Narodowym graliśmy w drugiej kolejce, trzy dni później podejmowaliśmy Szkotów.


"W mediach nie mieliśmy zbyt wysokich notowań, dziennikarze nie dawali nam wielkich szans przed tym spotkaniem. Stawiano na nas krzyżyk. Pojawiały się choćby głosy, iż trzeba jak najmniej sił poświęcić na mecz z Niemcami i skupić się na starciu ze Szkocją. Budziło to mój uśmiech, bo im więcej materiałów gromadziliśmy i analizowaliśmy, tym bardziej rosła pewność, iż możemy Niemców ograć" - wspominał Nawałka w książce "Moje najważniejsze 90 minut", w której byli kadrowicze wspominali największe triumfy reprezentacji Polski.
"Nie było kalkulacji: a może jakiś remisik, może punkcik"
Mimo iż na długo przed meczem z Niemcami atmosfera wokół kadry była zła, by nie napisać fatalna, Nawałka nie tracił wiary. Zaraz po losowaniu grup kwalifikacji do Euro 2016 selekcjoner zapowiedział, iż celem drużyny jest awans na francuski turniej. Potem wziął się do pracy nastawionej przede wszystkim na spotkanie z drużyną Loewa.
"Rozpoczęliśmy pracę z założeniem, iż mecz z Niemcami musimy wygrać. Nie było kalkulacji: a może jakiś remisik, może punkcik. Mieliśmy zwyciężyć! Wierzyłem, iż kluczem do sukcesu będzie zaszczepienie w zawodnikach pozytywnego nastawienia, przekazanie im dobrego impulsu. Musieli uwierzyć, iż można wygrać z mistrzami świata" - wspominał Nawałka.
"Bardzo ważnym momentem, który nam pomógł, było towarzyskie spotkanie z Niemcami rozegrane w Hamburgu kilka miesięcy wcześniej. Mogliśmy wtedy sprawdzić kilka wariantów. Wiadomo, iż nasi rywale wyszli na boisko w dużo słabszym składzie personalnym, ale i tam nie zabrakło świetnych, mających olbrzymi potencjał zawodników. Zremisowaliśmy jednak 0:0 i oczywiście oberwało nam się za to. Według niektórych, o ile nie potrafiliśmy wygrać z rezerwowym składem Niemców, nie uda nam się to nigdy. Ale wyciągnęliśmy z tego spotkania mnóstwo informacji, które później okazały się niezwykle przydatne. Mogliśmy zaobserwować, jak grają rywale, dostrzec ich silniejsze i słabsze strony. A to przyniosło efekt w październiku" - dodał.


W to, iż za kadencji Nawałki rodzi się coś wielkiego, czuł też Mila, którego selekcjoner sensacyjnie powołał do kadry po ośmiu latach przerwy. Sensacyjnie, bo ówczesny zawodnik Śląska Wrocław miał już 32 lata, a najwyższa forma była już tylko wspomnieniem.
- Nie miałem poczucia, iż kadra będzie dla mnie jeszcze kiedykolwiek dostępna. Nie było mnie w niej wiele lat i wydawało mi się, iż w tym wieku ten rozdział w mojej karierze był już zamknięty. Marzyłem o kadrze, pragnąłem jej, ale wydawało mi się to nierealne - powiedział nam Mila.
- Ta kadra rosła w oczach. O jej sile stanowili zawodnicy, którzy byli też ważnymi piłkarzami w wielkich klubach. Kilka lat wcześniej to było nie do pomyślenia. To było inspirujące dla reszty kadrowiczów, którzy widzieli, iż polski zawodnik może osiągnąć wiele. Co więcej, te gwiazdy, liderzy kadry, mocno wierzyli w pozostałych kolegów. To naprawdę dodawało pewności siebie i budowało grupę - dodał.
"Spodziewalibyśmy się wielkiego lania"
Przed meczem na Stadionie Narodowym zaskakującej wypowiedzi udzielił Loew. Na konferencji prasowej selekcjoner mistrzów świata wypalił, iż faworytem grupy są Polacy i Irlandczycy, a nie mistrzowie świata. Ich selekcjoner narzekał, iż drużyna jest zmęczona i fizycznie, i mentalnie. Loew miał też wielkie problemy kadrowe.


Po mundialu w Brazylii z gry w kadrze zrezygnowali kapitan zespołu Philipp Lahm, lider obrony Per Mertesacker i najlepszy strzelec w historii Miroslav Klose. Z powodu kontuzji do Warszawy nie przyjechali też Mesut Oezil, Bastian Schweinsteiger, Sami Khedira, Benedikt Hoewedes, Marco Reus i Mario Gomez. W sumie w kadrze na mecz z Polską znalazło się 15 z 23 mistrzów świata.
"Gdyby Nawałka stracił tylu kluczowych zawodników, musiałby wystawić jedenastkę składającą się niemal wyłącznie z piłkarzy grających w polskiej lidze, a my spodziewalibyśmy się wielkiego lania" - pisał przed meczem Michał Szadkowski z "Gazety Wyborczej".
Ale Nawałka i jego zawodnicy nie zwracali uwagi na problemy przeciwnika. Oni skupiali się na sobie i z dnia na dzień coraz mocniej wierzyli w to, iż Niemców naprawdę można pokonać. - Byłem pewien, iż czeka ich bardzo trudne spotkanie. Ta pewność wynikała z tego, iż widziałem, jak trenowaliśmy i jak dobrze mieliśmy rozpracowanego przeciwnika. Mimo iż prawie nikt w nas nie wierzył, bo przecież graliśmy z mistrzami świata, to ja byłem spokojny - powiedział Mila.
- Im bliżej było meczu, ta pewność rosła. Wszystko dzięki kibicom, których mijaliśmy po drodze na stadion. Kibicom, którzy machali do nas, dopingowali i dodawali pozytywnej energii. Oni w nas naprawdę wierzyli i dało się wyczuć, iż przed nami wyjątkowa noc - dodał.


- Jechałem na mecz, mijając kibiców idących na Narodowy. I myślałem: cholera, żeby oni wracali po meczu uśmiechnięci, szczęśliwi. Bo już się smutni z meczów piłkarskich nawracali - w rozmowie ze Sport.pl mówił Boniek.
Specjalny plan na Niemców
Chociaż dzisiaj wszyscy przyznają, iż w zwycięstwo z Niemcami wierzyli, to w pierwszej połowie meczu nie było tego widać. Mimo iż goście nie mieli stuprocentowych okazji do strzelenia gola, to zdominowali nas całkowicie. Przed przerwą reprezentacja Polski nie oddała strzału na bramkę Manuela Neuera, a w jego polu karnym miała raptem dwa kontakty z piłką.
A Niemcy ostrzeliwali bramkę Wojciecha Szczęsnego. W 10. minucie zaczął Thomas Mueller, który w pierwszej połowie robił to jeszcze kilka razy. Próbowali też m.in. Mats Hummels, Mario Goetze czy Karim Bellarabi. Były to jednak próby albo słabe, albo blokowane. Nie zmieniało to faktu, iż Polacy mieli problemy z wyjściem z własnej połowy. - Więcej odwagi! Więcej wiary w to, co robimy! - apelował Tomasz Hajto, który razem z Borkiem komentował mecz dla Polsatu.
"W przerwie podkreśliłem, iż mamy cały czas grać swoje i czekać na szansę. Przekazałem drużynie kilka uwag, zwłaszcza dotyczących prostopadłych zagrań Niemców, które kilka razy sprawiły nam trochę problemów. Każdy musiał wiedzieć, co ma robić, a przede wszystkim utrzymywać dyscyplinę taktyczną w każdej sekundzie meczu" - wspominał Nawałka.


Selekcjoner nie tracił wiary, bo wiedział, iż w końcu nadejdzie moment, w którym Polacy będą mogli skorzystać ze specjalnego planu na pokonanie Niemców. Na czym on polegał? "Dzięki temu, iż ich boczni obrońcy grali bardzo wysoko, za ich plecami otwierały się wolne przestrzenie. Dlatego jednym z naszych pomysłów było jak najszybsze odwrócenie strony ataku po przechwycie. W taki sposób chcieliśmy zaskoczyć przeciwnika. Ćwiczyliśmy to bardzo długo" - zdradził Nawałka.
I miał rację, bo wystarczy tylko sobie przypomnieć, jak padła pierwsza bramka. Po przechwycie piłki z lewej na prawą stronę zagrał Tomasz Jodłowiec. Mimo iż Kamil Grosicki przegrał pojedynek główkowy z Erikiem Durmem, to piłka spadła pod nogi Łukasza Piszczka. Obrońca Borussii Dortmund dośrodkował w pole karne, gdzie gola głową strzelił Arkadiusz Milik.
- Pierwszy celny strzał na bramkę dał nam gola! Apelowałem o odwagę w działaniach i w końcu to zobaczyłem! Była wiara w to, iż możemy zdobyć bramkę! Odważyliśmy się, zaatakowaliśmy i dostaliśmy nagrodę - ekscytował się Hajto.
Można było odnieść wrażenie, iż Stadion Narodowy, który do tamtego dnia kojarzył się nam głównie z momentami dla kadry tragicznymi, zaczął się unosić. Tak głośno nie było na nim chyba nigdy wcześniej. I kibice, i drużyna poczuli, iż są świadkami historycznej chwili.


"Poszanujmy trochę piłkę, bo umrzemy!"
Ale Niemcy się nie poddawali. Dwie minuty po golu Milika okazję zmarnował Goetze. Zaraz po nim próbowali też Andre Schuerrle i Durm. - Poszanujmy trochę piłkę, bo umrzemy, broniąc się jedynie przed tymi atakami! - apelował Borek.
Mimo iż do końca meczu pozostawało coraz mniej czasu, zwycięstwo wcale nie stawało się pewne. W 79. minucie Szczęsny doskonale odbił strzał Bellarabiego. Dwie minuty później w poprzeczkę trafił Lukas Podolski. - Wtedy uwierzyłem, iż chyba rzeczywiście wygramy. Kiedy Podolski strzela z takiej pozycji z pola karnego, to bramkarze z reguły mogą tylko wyjmować piłkę z bramki - wspominał Szczęsny.
Niemców dobił Mila, który w 77. minucie zmienił Milika. - Nawałka, tuż przed wyjściem na rozgrzewkę przed rozpoczęciem meczu, wziął mnie na krótką rozmowę. Powiedział: "Sebastian, może się okazać, iż będę cię potrzebował w końcówce meczu. Będziesz musiał wziąć ciężar gry na siebie i utrzymywać się przy piłce. Chcę, żebyś był gotowy" - powiedział Mila.
- W tamtym momencie jeszcze nie wierzyłem, iż taka sytuacja może mieć miejsce. Przecież mnie w tej kadrze miało już nie być. Na Gibraltar poleciałem jako awaryjnie dowołany w miejsce kontuzjowanego Michała Kucharczyka, a teraz miałbym wejść w - być może - kluczowej końcówce meczu z mistrzami świata? Przecież to była abstrakcja - dodał ze śmiechem.


Mila nie tylko wszedł na boisko, ale w 88. minucie strzelił decydującego gola. Piłkę z autu wrzucił Piszczek, Lewandowski wygrał pojedynek z Durmem i zagrał do pomocnika Śląska, który strzałem z pola karnego pokonał Neuera. Mila, tak samo jak kibice na Stadionie Narodowym, oszalał ze szczęścia. Pomocnik jak oparzony pobiegł kierunku ławki rezerwowych, by za chwilę utonąć w ramionach Nawałki.
- To był szalony moment i trudno opisać emocje, jakie mi towarzyszyły. Ale wiedziałem, iż muszę biec do Nawałki. Nie było na stadionie drugiej osoby, której chciałbym bardziej podziękować za to, iż mogłem przeżyć taki moment w karierze. To on we mnie uwierzył, to on mnie zbudował, przywrócił do kadry, a na końcu zaufał mi i dał szansę w takim meczu. Moment euforii po golu po prostu nie mógł wyglądać inaczej - powiedział Mila.
"Podarowali kibicom najpiękniejszy wieczór od trzech dekad"
- Kto strzelił nam drugiego gola? Nie wiem. Nie mieliśmy go w przedmeczowej rozpisce - odpowiadał po meczu zdziwiony Mueller na pytania dziennikarzy. Niemcy się frustrowali, a Polacy tryskali dobrymi nastrojami. - Boże święty! Pierwszy raz w życiu ktoś nas porównał do siatkarzy! Nareszcie! - śmiał się Szczęsny, gdy dziennikarze zestawili zwycięstwo z Niemcami z mistrzostwem świata, które polscy siatkarze zdobyli niespełna miesiąc wcześniej.
czasu w celebrację zwycięstwa jednak nie było. Wszystko przez to, iż kilka dni później graliśmy kolejny mecz ze Szkocją. - Po powrocie ze stadionu mieliśmy kolację, a po niej - jak zawsze - spędziliśmy trochę czasu razem. Po tym, jak rozeszliśmy się po pokojach, jeszcze długo leżałem, rozmyślając nad tym wszystkim. Prawie bez przerwy patrzyłem się w telefon, odbierałem kolejne gratulacje, odpisywałem na smsy. Czułem się jak w zupełnie innej rzeczywistości. Ten mecz, te dwie godziny, zmieniły wiele. Do dzisiaj nie mogę uwierzyć, iż coś takiego spotkało właśnie mnie - powiedział Mila.


- Mieliśmy szczęście, bo wyprowadziliśmy ze trzy, cztery kontry, a były dwie bramki. Chłopcy przeszli do historii. Piłkarze sobie z tego jeszcze do końca nie zdają sprawy, ale do tego meczu będziemy wracali przez lata - mówił nam po meczu Boniek.
"To największa sportowa sensacja jesieni w Europie. Było prawie jak w legendarnym meczu na Wembley. Faworyt jak wtedy gęsto ostrzeliwał polską bramkę, nasi znów bronili się rozpaczliwie, znów mieli mnóstwo szczęścia, znów ocalił ich bramkarz. Szczęsny grał choćby wspanialej niż w 1973 r. Jan Tomaszewski, co sam przyznał 'człowiek, który zatrzymał Anglię'. Sfrustrowani niemieccy kibice zdemolowali po meczu stadionowe toalety" - na łamach "Wyborczej" opisywał to spotkanie Rafał Stec.
"Piłkarze podarowali kibicom najpiękniejszy wieczór od trzech dekad. I odczarowali Stadion Narodowy, dotychczas efektowny pałac łachmaniarzy, smutny duchem obiekt, na którym Polacy nigdy nie rozegrali znakomitego meczu, a w dziewięciu próbach pokonać zdołali jedynie RPA (towarzysko) i San Marino. Stadion symbolizował ponury paradoks współczesnej polskiej piłki nożnej, której nie brak niczego oprócz najważniejszego - przyzwoitego poziomu sportowego" - dodał.
Mecz z Niemcami okazał się przełomowy i dla Stadionu Narodowego, i dla reprezentacji Polski. Drużyna Nawałki zajęła drugie miejsce w grupie kwalifikacyjnej, a od półfinału mistrzostw Europy dzieliła ją tylko seria rzutów karnych. Chociaż takiego wyniku kadra - na razie - nie powtórzyła, to od 2016 r. nie opuściła żadnej wielkiej imprezy. Mimo iż za postawę na turniejach była głównie krytykowana, to zmiana widoczna jest gołym okiem. Nawałka nie tylko odniósł sukces, ale zbudował też fundament, który - w niewielkim stopniu - przetrwał aż do dziś.


"Ten mecz spowodował, iż narodziła się drużyna. Już przed tym starciem czuć było entuzjazm, ale po końcowym gwizdku sięgnął on zenitu. To był przełomowy moment, w którym przeszliśmy do historii. Tego już nikt nigdy nam nie zabierze" - podsumował Nawałka.
Idź do oryginalnego materiału