Sławomir Szmal, Marcin Lijewski i Grzegorz Tkaczyk przez lata byli podporą reprezentacji Polski w piłce manualnej. Razem przeżywali euforię po wicemistrzostwie świata z 2007 roku i razem cierpieli po przegranym ćwierćfinale igrzysk w Pekinie. Teraz każdy z nich z innej perspektywy obserwował mistrzostwa świata, które Biało-Czerwoni zakończyli na 25., najgorszym w historii miejscu. Szmal jako prezes Związku Piłki manualnej w Polsce musi podjąć decyzję nie tylko odnośnie będącego trenerem kadry Lijewskiego, ale też będącego w tej chwili największą gwiazdą drużyny Kamila Syprzaka. Tkaczyk obserwuje to wszystko z boku. Triumfatora Ligi Mistrzów z 2016 roku Sport.pl pyta m.in. o szeroko omawiane zachowanie Syprzaka, zaskakujące wystąpienie medialne Lijewskiego i o trudne podnoszenie się po bolesnej porażce, gdy w danym turnieju trzeba grać dalej.
REKLAMA
Zobacz wideo Polska sztafeta z brązowym medalem mistrzostw Europy w short tracku. Pierwszy raz od 12 lat!
Agnieszka Niedziałek: Kto według pana jest teraz w trudniejszym położeniu? Sławomir Szmal, który być może będzie musiał podjąć trudną decyzję dotyczącą przyszłości dobrego kolegi czy Marcin Lijewski, który na tę decyzję czeka?
Grzegorz Tkaczyk: Dla obu nie jest to łatwa sytuacja. Przyjaciele z boiska, spędziliśmy ze sobą świetne chwile. Były też gorsze jak to w sporcie. Ale to też dorośli, bardzo doświadczeni ludzie, którzy mieli do czynienia z wielkim sportem i jego otoczką na co dzień. jeżeli więc jakieś decyzje będą teraz podejmowane, to na pewno będą one przemyślane i każdy z nich podejdzie do tego zrozumieniem. Są takie sytuacje w życiu, kiedy jednak znajomość i przyjaźń trzeba odstawić na drugi plan. Zobaczymy, jak to wszystko się tu potoczy, ale na pewno nie jest to łatwe dla żadnego z nich.
Jest pan obserwatorem z zewnątrz, ale też na pewno rozmawia z osobami ze środowiska o tym, co się ostatnio wydarzyło. Gdyby miał pan wejść w buty prezesa Szmala, to jaką decyzję by pan podjął odnośnie do trenera Lijewskiego po tych mistrzostwach świata i po niemal dwóch latach pracy z kadrą?
Nie będę się wcielał w rolę prezesa. Nie jestem w zarządzie ZPRP, nigdy nie chciałem w nim być i nigdy nie interesowały mnie tego typu funkcje. Nie będę więc wcielał się w taką rolę i to tyle, co mogę powiedzieć na ten temat.
Polacy zajęli najsłabsze miejsce w historii, ale zwracano też uwagę na trudną grupę i obecny potencjał sportowy kadry. W poniedziałek Szmal i Lijewski mają omówić na konferencji prasowej ten występ. Dało się zrobić więcej?
Myślę, iż tak. 25. miejsce to naprawdę duże rozczarowanie. Uważam, iż mimo wszystko nie jesteśmy na tym etapie, by nazywać się 25. drużyną na świecie. Potencjał nie miał odzwierciedlenia w poczynaniach na boisku. Jak to bywa w sporcie - boisko to wszystko zweryfikowało. Sam jestem interesujący tej konferencji. Myślę, iż trochę więcej wyjdzie na światło dzienne odnośnie do relacji trenera Lijewskiego. Z niecierpliwością czekam na to, co zostanie tam powiedziane, a sam wynik reprezentacji jest rozczarowujący.
Poza samym wynikiem głośno było o Kamilu Syprzaku. Związek wydał komunikat, iż obrotowy samowolnie opuścił kadrę, a ten w mediach społecznościowych zapewniał, iż otrzymał zgodę na wyjazd. Mamy dwie odmienne wersje. Ktoś próbuje się zasłaniać czy mogło tu dojść do nieporozumienia, które da się wyjaśnić?
Dlatego właśnie m.in. czekam na tę konferencję. Mam nadzieję, iż dowiemy się, jak naprawdę było. Wtedy chyba będę mógł to skomentować. Na razie za dużo jest głosów z zewnątrz, a za mało ze środka drużyny. jeżeli faktycznie Kamil nie dostał zgody, a mimo to wyjechał, to jest to dla mnie zachowanie naganne. Chociażby w stosunku do kolegów z drużyny.
Taką wersję - na bazie własnych informacji - potwierdzili już w mediach m.in. Artur Siódmiak i Iwona Niedźwiedź. Oboje też zaznaczyli, iż w ich odczuciu po takim zachowaniu dla Syprzaka nie ma już miejsca w kadrze. To może być zrozumiałe z perspektywy drużyny i trenera, ale czy stać nas w tej chwili na stratę zawodnika tej klasy?
Dlatego poczekajmy ze wszystkimi osądami i z wyciąganiem wniosków na to, co się wydarzy na poniedziałkowej konferencji. Mam nadzieję, iż usłyszmy wtedy zdecydowanie więcej i będziemy mogli się do tego odnieść w wiarygodny sposób. Na razie sporo jest informacji prasowych, dosyć szumnych, ale ja zawsze lubię poznać najpierw fakty.
Z własnego doświadczenia pamięta pan sytuację, by zawodnik był kontuzjowany podczas turnieju i mimo iż nie był w stanie grać, to został do końca z drużyną? Zwłaszcza w trudnym momencie.
Dla mnie to oczywiste. Przynajmniej w grupie z chłopaków, z którymi grałem, nigdy nie było takiej sytuacji, by ktoś wbrew woli trenera wyjechał. My chyba byliśmy trochę inaczej skonstruowani. Ale nie chcę osądzać tu teraz nikogo. Natomiast takiej sytuacji [z wyjazdem w trakcie ważnego turnieju - red.] nigdy za moich czasów nie było. Kamil przed tymi mistrzostwami kreował się na lidera reprezentacji i przez media też był przedstawiany w takiej roli. To też jest absolutnie zrozumiałe - mowa przecież o zawodniku, który występuje w Paris Saint-Germain i jest królem strzelców Ligi Mistrzów. Wszystko ok. Natomiast nie wyjeżdża się w trakcie turnieju w takim trudnym momencie i nie zostawia się chłopaków.
Pamiętam dyskusję dotyczącą Roberta Lewandowskiego. Bezsprzecznie najlepszego od lat polskiego piłkarza i też grającego w topowych klubach, ale jednocześnie niektórzy kwestionowali, czy nadaje się kapitana reprezentacji Polski.
Tu na pewno coś nie zagrało. Nie chcę wyrokować, bo za mało informacji na razie posiadam. Ja tylko mówię, jak było w reprezentacji za moich czasów. Wtedy taka sytuacja byłaby nie do przyjęcia. Myślę, iż gdyby kolega z drużyny zrobił coś takiego, to każdy z chłopaków z tamtej kadry miałby problem, by podać mu potem rękę. To wszystko działa na niekorzyść pod kątem budowania atmosfery wewnątrz drużyny.
Przywołując przykład dyskusji dotyczącej Lewandowskiego, chodziło mi o bardziej ogólną kwestię. Może po prostu nie zawsze ktoś o najwyższych umiejętnościach sportowych nadaje się na mentalnego lidera zespołu?
Sport jest właśnie o tyle brutalny, iż boisko wszystko weryfikuje. Można się kreować czy media mogą kogoś w określony sposób kreować, a wszystko trzeba udowodnić potem właśnie na boisku.
Wróćmy jeszcze na chwilę do Lijewskiego. Podczas łączenia ze studiem TVP tuż po ostatnim meczu niektóre pytania niepotrzebnie traktował jak atak, ale bardziej zaskoczył mnie tym, iż z nazwiska wytykał słabszą grę niektórym ze swoich zawodników. Emocje były duże, ale mimo wszystko rzadko się chyba słyszy, by trener tak konkretnie punktował publicznie własnych graczy. Zaskoczyło to pana czy Marcin Lijewski po prostu taki jest?
Każdy ma swój styl pracy i swój charakter. Natomiast uważam, iż po takim meczu, w takiej chwili Marcin przede wszystkim nie powinien od razu iść do wywiadu. Bo zawsze wtedy jest za dużo emocji. Trener w takiej sytuacji najpierw powinien iść do szatni i ochłonąć. Dać sobie trochę czasu i ewentualnie potem wyjść do mediów. Bo właśnie w takich sytuacjach zdarzają się takie wypowiedzi, które mogą zaskoczyć środowisko czy dziennikarzy. Marcin mógł się tu wstrzymać ze stanięciem przed kamerą, bo wtedy dominowało u niego rozczarowanie i myślenie o niezrealizowanym planie. To było trochę za wcześnie.
Czy to publiczne personalne krytykowanie może być w perspektywie dalszej współpracy z kadrowiczami utrudnieniem? Czy raczej zrozumieją oni, iż to były właśnie emocje?
Myślę, iż zrozumieją. Poza tym też nie przesadzajmy, nie można traktować zawodników jak jajeczek i uważać, by się nie zbiły. jeżeli ktoś zasłużył na pewną krytykę, to trzeba ją przyjąć na klatę, pracować ciężej i skupić się na robocie. Ja też wielokrotnie byłem krytykowany przez środowisko i dziennikarzy za to, jak grałem. Trzeba z tego wyciągnąć wnioski i iść dalej, a nie rozpamiętywać.
Ale kiedykolwiek trener publicznie panu wytknął tę słabszą grę?
Myślę, iż w trakcie całej mojej długiej kariery były takie sytuacje, choć teraz ich nie pamiętam. Ale nie zawsze było z górki.
Wynik jest dużym rozczarowaniem, ale czy kogoś z Polaków można po tych MŚ wyróżnić albo przynajmniej powiedzieć, iż nie zawiódł?
Tak, zdecydowanie. Dla mnie np. Marek Marciniak jest wygranym tych mistrzostw. Uważam, iż zagrał bardzo dobry turniej. Był debiutantem, wywiązał się ze swojej roli, wykorzystał szansę. Do pewnego momentu grał na praktycznie stuprocentowej skuteczności. Uważam, iż świetnie sobie radził na pozycji drugiego obrońcy. Ogólnie miłym zaskoczeniem była gra naszych skrzydłowych.
Mówił pan, iż nie jesteśmy 25. drużyną świata. Jakie więc realnie zajmujemy w tej chwili miejsce w globalnej stawce?
jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż zabrakło tak naprawdę jednej bramki do awansu do kolejnej rundzie - bo tak można to rozpatrywać - to chyba realny poziom, na którym jesteśmy, to cel postawiony przez prezesa Szmala przed MŚ. Czyli miejsca 9-14. Uważam, iż byłoby to jak najbardziej możliwe. Tak się jednak nie stało.
Czy podczas rywalizacji o Puchar Prezydenta widać było, iż ta drużyna w głowach ma przede wszystkim to, iż już tak naprawdę te mistrzostwa przegrała?
Nigdy nie grałem w Pucharze Prezydenta, ale miałem okazję podczas igrzysk w Pekinie grać o miejsce 5-8 i wiem, jak ciężko się pozbierać po niezrealizowanych planach. Przegraliśmy wtedy ćwierćfinał z Danią i było to dla nas ogromnym rozczarowaniem, a zaraz potem musieliśmy grać o miejsca, które tak naprawdę nic nam nie dawały. Psychicznie bardzo ciężko było się wtedy podnieść. Rozumiem więc, iż po tych trzech meczach grupowych, po których nie udało się awansować, granie dalej w turnieju było bardzo trudnym wyzwaniem dla zawodników. Naprawdę ciężko się wówczas pozbierać, bo przecież z całego środowiska, z Polski spływa ogromna krytyka po niezrealizowanym celu. Pamiętam, iż my graliśmy w Pekinie te ostatnie dwa mecze jak za karę. Głowa była gdzieś indziej. Na szczęście jakoś się podnieśliśmy i wygraliśmy te spotkania, ale nie było to łatwe. Nie są to łatwe chwile dla żadnego sportowca.