- Myślę, iż po tych dwóch pierwszych setach nikt za bardzo nie wierzył, iż ten mecz będzie tak długi i tyle będzie trwał - przyznał Mateusz Bieniek. Trudno się nie zgodzić z kapitanem Aluronu CMC Warty, bo jego drużyna pokazała w półfinale Ligi Mistrzów dwa zupełnie różne oblicza. Jednym z tych, którzy znacząco przyczynili się do wielkiego zwrotu akcji w pojedynku z Jastrzębskim Węglem, był Patryk Łaba. Siatkarz, który potwierdził, iż zasługuje na miano "złotego rezerwowego", a o którym jeden z kolegów z Zawiercia mówi, iż jest ewenementem na skalę światową.
REKLAMA
Zobacz wideo To już oficjalne! Mamy historyczny rekord frekwencji w PlusLidze. Komentuje Kewin Sasak
"Siatkarski Benjamin Button" bohaterem półfinału LM. "Zasługuje na takie mecze"
Gdy w wieku 30 lat debiutujesz w PlusLidze, to raczej trudno się nastawiać na to, iż będziesz jeszcze gwiazdą siatkówki. A jednak. Łaba, który 30 lipca, będzie obchodził 34. urodziny, pokazuje, iż jest to możliwe. Mierzący zaledwie 188 cm przyjmujący od trzech sezonów jest częścią drużyny z Zawiercia. W sobotnim półfinale LM po raz kolejny pokazał, iż bezcenną. Patrząc na jego historię, to nic dziwnego, iż mówi się o nim - nawiązując do znanego filmu - "siatkarski Benjamin Button". Bo przez lata tułał się na niższych poziomach rozgrywkowych w Polsce, a jako dojrzały zawodnik błyszczy, grając o najwyższe cele w klubowej rywalizacji.
- W 2018 roku byłem bliski zakończenia - nazwijmy to - kariery. Chciałem już zająć się pracą w IT i programowaniem, ale żona powiedziała mi, iż do programowania jeszcze wrócę, a o ile zrobię sobie przerwę od sportu, to mogę już do takiej formy nie wrócić i iż mogę tego żałować. Więc na pewno ma ogromny wkład w to, iż jestem tu, gdzie jestem i odpowiadam na wasze pytania - zaznaczył szczęśliwy Łaba po historycznym awansie Aluronu do finału LM.
W klubie z Zawiercia od początku był w cieniu gwiazd światowego formatu. Sprowadzony został jako ten, który większość czasu ma spędzać w kwadracie dla rezerwowych. Ale już wiele razy pokazał, iż - wchodząc z ławki - potrafi mocno przyczynić się do uratowania zespołu w trudnej sytuacji. W poprzednim sezonie zaliczał świetne występy, zastępując dwukrotnego mistrza olimpijskiego Francuza Trevora Clevenot, a w tym wchodząc za brązowego medalistę igrzysk w Paryżu Amerykanina Aarona Russella.
- Dla mnie on jest ewenementem na skalę światową. Dzień w dzień na treningu daje z siebie wszystko i zasługuje na takie mecze. Nie narzeka i daje z siebie maksimum. Mam dodatkową motywację ze względu na takich graczy, którzy po trzydziestce zaczęli grać na takim poziomie - podkreślił na antenie Polsatu Sport Bartosz Kwolek, klubowy kolega Łaby.
Kwolek także miał wielki udział w awansie zawiercian do finału LM - zdobył 24 punkt. Łaba, który pojawił się na boisku w drugiej partii, dorzucił 10 "oczek" i mocno nękał rywali zagrywką. Gdy padło pytanie, do kiedy teraz odkłada plany dotyczące programowania, przyznał, iż na razie nie wraca myślami do "życia po siatkówce".
- Patrzę na "Miłego", patrzę na "Jurę" (środkowi Aluronu - Miłosz Zniszczoł i Jurij Gladyr skończą w tym roku - odpowiednio - 39 i 41 lat - red.) i zaczynam wierzyć. Po sezonie na pewno ich zapytam o jakieś złote rady i będę grał, dopóki będę zadowolony ze swojego poziomu sportowego. Taki jest plan. Nie wybiegam w przyszłość, bo to się może bardzo gwałtownie skończyć. Jest bardzo różnie. Wiadomo, iż kontuzje krzyżują plany. Zobaczymy, co będzie. Na razie żyję chwilą i nie myślę za bardzo o przyszłości - przyznał.
Bieniek myślał, iż wróci za rok, czekał siedem lat. "Nie pytaj mnie o takie rzeczy"
Najbliższa przyszłość jego i jego kolegów to rozpoczynający się o godz. 20 pierwszy w historii występ w finale LM. Bieniek ma na koncie już m.in. wicemistrzostwo olimpijskie z Paryża, złoto i srebro mistrzostw świata, dwa brązowe medale mistrzostw Europy oraz pięć medali mistrzostw Polski, w tym dwa złote. Ale jeszcze nigdy nie stał na podium LM.
- To moje drugie Final Four w życiu. Jak grałem z Zaksie Kędzierzyn-Koźle, to polecieliśmy do Kazania (w sezonie 2017/18 - red.) i przegraliśmy dwa spotkania. Wtedy byłem jeszcze młody i sobie myślałem "Dobra, trudno, za rok sobie przyjadę znowu i wtedy już wygramy ten medal". A czekałem na to siedem lat, więc już ten finał to dla mnie coś niesamowitego i niezapomnianego - podkreślił 31-letni siatkarz.
Dwa najważniejsze mecze wspomnianych igrzysk w Paryżu przymusowo oglądał jako widz - w końcówce ćwierćfinału doznał kontuzji. Bardzo przeżywał półfinałowy dreszczowiec z Amerykanami, który Polacy wygrali 3:2. Teraz na boisku przeżywał sobotni emocjonalny rollercoaster w Łodzi, w którzy jastrzębianie prowadzili już 2:0 w setach.
- Myślę, iż generalnie po tych dwóch pierwszych setach nikt za bardzo nie wierzył, iż ten mecz będzie tak długi i tyle trwał. "Winiar" (trener Michał Winiarski - red.) zrobił dwie zmiany i naprawdę ruszyło. Co powiedzieliśmy sobie przed trzecim setem? "Wygrajmy tego jednego seta i jakoś powinno pójść" - przyznał z uśmiechem doświadczony środkowy.
W niedzielny wieczór o miano najlepszego klubu w Europie Aluron powalczy z włoską ekipą Sir Sicoma Monini Perugia. Zawiercianie swój półfinał zakończyli ok. godz. 18 w sobotę. Uznana drużyna z Italii, której zawodnikiem jest m.in. Kamil Semeniuk, awans do finału wywalczyła już w piątkowy wieczór.
- Myślę, iż gdybyśmy byli po przegranej, to bym tu stał i ledwo co gadał, a po wygranej zawsze to odzyskiwanie sił jest szybsze. Myślę, iż nasi fizjoterapeuci będą mieli robotę do godz. 1 w nocy. Czy przydałby się dzień przerwy? Szczerze, grałem w meczach, kiedy mieliśmy więcej czasu w regenerację i przegrywałem. Grałem też w meczach, gdzie miałem go mniej i myślę, iż to nie będzie aż tak istotne - zaznaczył Bieniek.
Perugia od wielu lat była budowana z gwiazd, a celem - poza wygrywaniem wszystkiego we Włoszech - było też podbicie Europy. O ile na krajowym podwórku zdobyła już wszystko co możliwe, to w LM jeszcze nigdy nie triumfowała. Pytam Bieńka, czy jednak na pewno to ta drużyna jest faworytem, skoro w piątkowym półfinale z Halkbankiem Ankara nie zachwyciła, Semeniuk nie grał z powodu lekkiego urazu, a inny przyjmujący - Japończyk Yuki Ishikawa - miał pod koniec meczu kłopoty zdrowotne.
- Kto jest faworytem? Nie no, Perugia. Nie pytaj mnie o takie rzeczy. Widziałem, iż coś się stało Ishikawie, a Semen ma jakieś problemy. Ale nie oszukujmy się, oni mają skład zbudowany po to, żeby wygrać tak naprawdę wszystko. I myślę, iż ich prezes po to wydaje takie pieniądze, by wygrywali i czeka na ten triumf w LM już od lat. Ale my się na pewno nie położymy i będziemy walczyć do ostatniej piłki - zadeklarował kapitan Aluronu.
Wcześniej w niedzielę, o godz. 16, Jastrzębski Węgiel zagra o trzecie miejsce z Halkbankiem.