Jako pierwsze na waszyngtońskie korty wyszły właśnie Kazaszka z Leylah Fernandez. Wyraźną faworytką tego starcia była Rybakina, która dwa poprzednie mecze, w tym z Magdaleną Fręch (6:3, 6:3) wygrała bez straty seta. Musiała się jednak strzec, bo Kanadyjka z kolei wyrzuciła już turniejową "jedynkę" Jessikę Pegulę. Niemniej przez dłuższy czas mecz ten układał się po myśli Jeleny. W pierwszym secie przełamań nie było. Mało tego, żadna z pań nie miała choćby breakpointa i było jasne, iż do rozstrzygnięcia potrebny będzie tiebreak. W nim to Rybakina podyktowała swoje warunki, pewnie zwyciężając go 7:2.
REKLAMA
Zobacz wideo Reprezentacja siatkarzy ze złotem na uniwersjadzie! Trener Dariusz Lukas podsumowuje
Rybakina miała otwartą bramę z napisem "finał". Znów nie postawiła kropki nad "i "
Wydawało się, iż Kazaszka ponownie nie straci seta w tym turnieju, bo drugiego zaczęła od szybkiego przełamania, a przy stanie 5:3 prowadziła już 30:15 i była raptem dwie piłki od awansu. Nikt nie spodziewał się jednak tego, jak bardzo jej gra się wtedy załamie. Kazaszka nie tylko ostatecznie przegrała tego gema, ale w kolejnym, gdy serwowała na mecz, kompletnie pokpiła sprawę. Zaczęła od 0:40 i nie zdołała się uratować. Fernandez doprowadziła do kolejnego tiebreaka i tym razem to ona spisała się w nim znakomicie. Zaczęła od prowadzenia 5:0, a ostatecznie wygrała 7:3.
Rybakina mogła mieć sobie wiele za złe w tamtym momencie, ale musiała wejść na najwyższy poziom koncentracji. Został ostatni set. Z przebiegu, jak się okazało, bardzo podobny do pierwszego. Zero przełamań, zero breakpointów, trzeci w tym meczu tiebreak. Tylko tym razem znów lepsza była Kanadyjka, która po raz drugi zwyciężyła w nim do trzech i po ponad trzech godzinach (3 h i 16 minut) niespodziewanie zameldowała się w waszyngtońskim finale. Rybakina znów w tym sezonie nie wygrała meczu, w którym miała do tego prostą drogę. Wcześniej choćby w Dubaju przegrała mimo prowadzenia 3:1 w trzecim secie z Mirrą Andriejewą, a z kolei w ćwierćfinale w Berlinie z Aryną Sabalenką zmarnowała cztery piłki meczowe (od 6:2 do 6:8 w tiebreaku)
Nie będzie powtórki z finału US Open. Rosjanka nie dała Raducanu szans
Rywalkę dla Fernandez wyłoniło starcie Emmy Raducanu z Anną Kalinskają. Gdyby to ta pierwsza wygrała, otrzymalibyśmy rewanż za sensacyjny finał US Open z 2021 roku (wygrany przez Emmę). Obie jak dotąd imponowały w tym turnieju, nie tracąc ani seta w drodze do półfinału. Raducanu pokonała m.in. Martę Kostiuk i Naomi Osakę, zaś o mocy Rosjanki przekonała się niestety Magda Linette w 1/8 finału (4:6, 0:6).
Jednak o ile starcie Rybakiny z Fernandez było piekielnie wyrównane, tak ten teatr miał tylko jedną aktorkę. Była nią Kalinskaja. W pierwszym secie zagrała jak snajperka. Długo nie miała ani jednego breakpointa, ale gdy w kluczowym momencie, przy stanie 4:4 dostrzegła swoją szansę, nie zmarnowała jej. Raducanu miała jeszcze dwie szanse to odrobić w kolejnym gemie, ale nie wykorzystała ich. Za to w drugim secie Brytyjka już większych szans nie dostała. Udało jej się co prawda raz Rosjankę przełamać. Cóż jednak z tego, skoro sama serwis traciła trzykrotnie.
Kalinskaja wygrała seta do trzech, a cały mecz 6:4, 6:3. To dla niej pierwszy finał turnieju WTA od Berlina w czerwcu 2024 roku (porażka z Jessiką Pegulą). Fernandez też ostatni raz o tytuł grała właśnie w czerwcu 2024 roku, tylko iż w Eastbourne, gdzie przegrała z Darią Kasatkiną. Starcie Kalinskaja - Fernandez w niedzielę 27 lipca o 20:30 czasu polskiego.