Sensacja turnieju w finale Billie Jean King Cup! Nikt się nie spodziewał

3 godzin temu
Zdjęcie: screen TVP Sport


Turniej Billie Jean King Cup w Maladze skończył się dla reprezentacji Polski na etapie półfinału, ale impreza wciąż trwa. W finale jako pierwsze zameldowały się Włoszki, które we wtorek poznały rywalki w walce o tytuł. Nikt przed turniejem nie spodziewał się, iż będzie to właśnie ta reprezentacja.
Poniedziałkowe starcie reprezentacji Polski z Włoszkami w półfinale Billie Jean King Cup rozpoczęło się źle. W pojedynku rakiet numer dwa Magda Linette przegrała 4:6, 6:7(3) ze Lucią Broznetti - tenisistką sklasyfikowaną niżej o 40 miejsc w rankingu WTA. Spore problemy w starciu z Jasmine Paolini miała także Iga Świątek. 23-latka przegrała pierwszego seta, ale ostatecznie odwróciła losy meczu, zwyciężając 3:6, 6:4, 6:4.

REKLAMA







Zobacz wideo Tak kibice świętowali pierwszą bramkę Polaków w meczu ze Szkotami na Narodowym



O wszystkim zadecydował debel. Tym razem para Iga Świątek/Katarzyna Kawa nie sprostały zadaniu rywalizacji z bardziej utytułowanym duetem Sara Errani/Jasmine Paolini. Włoszki były górą 7:5, 7:5, wygrywając sześć ostatnich gemów z rzędu.
Raducanu zrobiła swoje. Niesamowita seria Sramkovej
We wtorek w Maladze od godz. 10:00 odbywał się drugi półfinał Billie Jean King Cup. Jego skład był dość sensacyjny. O ile Wielka Brytania, mając w składzie Emmę Raducanu i Katie Boulter mogła mieć realne aspiracje do bycia najlepszej czwórce, to Słowacja jest największą sensacją tegorocznej imprezy. Jako pretendentki okazały się lepsze od USA i Australii.


W pierwszym pojedynku swoją wysoką formę w Maladze potwierdziła Emma Raducanu. Mistrzyni US Open 2021 jest bezapelacyjnie najlepszą rakietą numer dwa w tym turnieju, mimo iż ostatni mecz w zmaganiach WTA Tour rozegrała we wrześniu. Po pokonaniu Julie Niemeier z Niemiec i Rebeki Marino z Kanady, we wtorek okazała się lepsza od Viktorii Hruncakovej 6:4, 6:4. Spotkanie przebiegło pod całkowite dyktando Brytyjki.
Losy awansu do finału przypieczętować miała Katie Boulter, ale ona zadanie miała bardzo trudne, albowiem Rebeka Sramkova to rewelacja ostatnich tygodni. W azjatyckiej części sezonu prezentowała wysoką formę, triumfując w turnieju WTA 250 w Hua Hin. W Maladze pokonała uznane nazwiska: Danielle Collins i Alję Tomljanović.



Jednakże w pierwszym secie to Boulter prezentowała się znacznie lepiej. Zdominowała rywalkę, robiąc przy tym mało błędów. Wysoko zawiesiła poprzeczkę, ale nie była w stanie utrzymać takiego poziomu gry. Druga partia była znacznie bardziej wyrównana, choć zaczęła się podobnie - od trzech przełamań z rzędu. Tym razem to jednak Sramkova zanotowała breaka więcej, dzięki czemu wyszła na prowadzenie 4:1. Słowaczka znacznie poprawiła poziom swego serwisu. W jednym gemie posłała choćby trzy asy z rzędu. Zrównoważyła także liczbę niewymuszonych błędów do winnerów.


Wydawało się, iż Sramkova jest na dobrej drodze do doprowadzenia do finałowej partii. Tak w rzeczywistości się stało, ale nie bez małych turbulencji. Najpierw straciła całą przewagę, dopuściła rywalkę do stanu 4:4, ale ostatecznie to ona była górą w dwóch ostatnich gemach. Było to spowodowane obniżką dyspozycji Katie Boulter, która, aby wygrać to spotkanie, musiała wrócić do poziomu gry z pierwszego seta.
To okazało się niewykonalne. Sekwencja kolejny błędów Brytyjki sprawiła, iż Sramkova stanęła przed wielką szansą. Przełamała do zera na 3:1. Jednakże ciągłe sinusoidy były znakiem rozpoznawczym tego meczu. Znów Boulter zaczęła grać lepiej, dzięki czemu doprowadziła do stanu 4:4, ale scenariusz pierwszego seta powtarzał się w finałowej partii. Sramkova wyszła na 5:4, a podwójny błąd serwisowy rywalki dał jej dwie piłki meczowe. Brytyjka pomyliła się przy graniu bekhendem po linii, a Słowaczka uniosła ręce w geście triumfu. Zwyciężyła 2:6, 6:4, 6:4, doprowadzając do decydującego debla. - Niesamowity zwrot. Po pierwszym secie mogliśmy mieć wrażenie walca Boulter, ale w tenisie trzeba wygrać dwa sety - mówili komentatorzy TVP Sport.
Słowacja ma swoje wielkie bohaterki
Faworytkami gry podwójnej można było uznać Brytyjki - Nicholls/Watson - ale Słowaczki już dwukrotnie w tym turnieju właśnie w deblu gwarantowały sobie awans do kolejnego etapu. Także tym razem para Hruncakova/Mihalikova grała pierwsze skrzypce. Po kwadransie gry prowadziły 4:0 z dwoma przełamaniami.



Sytuacja na korcie zaczęła się wyrównywać, choć nie miało to jeszcze odzwierciedlenia w wyniku. Słowaczki zamknęły seta 6:2. Brytyjkom w drugiej partii nie udało się kontynuować lepszej gry. Szybkie przełamanie ułatwiło grę rywalkom. Hruncakova korzystała z bardzo wolnych serwisów Nicholls, co skończyło się kolejnym breakiem, dzięki czemu sensacja stała się faktem! Słowaczki wygrały 6:2, 6:2, choć z przebiegu meczu to zbyt brutalny wynik dla Brytyjek. Nie potrafiły jednak być skuteczne w kluczowych momentach.
Słowacja odwróciła losy rywalizacji po pierwszym przegraniu singlu i awansowała do finału Billie Jean King Cup! Ponownie bohaterkami naszych południowych sąsiadów była Rebeka Sramkova i para deblowa: Hruncakova/Mihalikova. Czy to wystarczy na Włoszki? Finał już w środę o godz. 17:00.
Idź do oryginalnego materiału