Sabalenka pierwszy raz mówi o tym głośno. To byłaby rewolucja

4 godzin temu
Zdjęcie: Jayne Kamin-Oncea / IMAGN IMAGES via Reuters Connect


Aryna Sabalenka mówi o zmianach w tenisie. Gdyby zostały wprowadzone, to byłaby prawdziwa rewolucja! Sabalenka pierwszy raz wychodzi z podobną propozycją. Na ile jest to możliwe do realizacji?
Na jednej z konferencji w trakcie trwającego turnieju w Indian Wells Aryna Sabalenka przyznała, iż chciałaby, aby przerwa między Australian Open, a Roland Garros była krótsza. Liderka rankingu pierwszy raz tak otwarcie domaga się zmian.


REKLAMA


Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"


W ostatnich miesiącach część tenisistek wypowiadała się na temat kalendarza rozgrywek. Iga Świątek wskazywała, jak wiele jest turniejów obowiązkowych dla najlepszych, Coco Gaufff proponowała nowe zawody USA - Reszta Świata, a Daria Kasatkina chciała dopuszczenia do imprez rangi WTA 250 większej liczby zawodniczek z top 10.
Roland Garros bliżej Australian Open?
Teraz głos zabrała Sabalenka, która od października ubiegłego roku prowadzi w zestawieniu WTA. Po przegranej w finale Australian Open z Madison Keys wzięła udział w dwóch turniejach kategorii WTA 1000 w Dosze i Dubaju, ale odniosła w nich tylko dwa zwycięstwa. Dużo lepiej idzie jej w Kalifornii, gdzie jest już w finale.


Skąd tak dobry wynik? Liderka rankingu przyznała, iż po występie w Australii nie miała wystarczająco dużo czasu, by przygotować się do turniejów na Bliskim Wschodzie. - Luty to dla mnie trudny miesiąc. W marcu jak widać, jest lepiej, potem wiosna i starty na mączce. Ale wolałabym, żeby Roland Garros umieścili trochę bliżej Australian Open. Wtedy byłoby więcej czasu do Wimbledonu - powiedziała.
Od lat przerwa między Paryżem a Londynem pozostaje najkrótsza jeżeli chodzi o wszystkie występy wielkoszlemowe. W tym roku finał kobiecego Roland Garros odbędzie się 7 czerwca, a Wimbledon rusza już 23 dni później. Mało czasu w regenerację i przestawienie się z mączki na trawę. Tymczasem między Melbourne a Paryżem są aż cztery miesiące odstępu, a między Londynem a Nowym Jorkiem prawie dwa miesiące.


Z tego powodu mało kto potrafi w jednym sezonie wygrać zarówno turniej wielkoszlemowy na kortach ziemnych, jak i trawiastych. W ostatnich 30 latach dokonali tego w grze pojedynczej jedynie Steffi Graf (1995, 1996) oraz Serena Williams (2002, 2015). U mężczyzn tylko Carlos Alcaraz (2024), Rafael przez cały czas (2008, 2010), Roger Federer (2009) oraz Novak Djoković (2021).
Sabalenka na Wimbledonie nigdy nie zaszła dalej niż do półfinału (2021, 2023). Tą wypowiedzią wysyła jasny sygnał, iż chciałaby w stolicy Wielkiej Brytanii powalczyć o więcej. Ma na koncie trzy tytuły wielkoszlemowe, ale wszystkie zdobyte na nawierzchni twardej: zeszłoroczny Australian Open i sprzed dwóch lat oraz US Open 2024.
Ta niemoc Białorusinki na Wimbledonie dziwi o tyle, iż ma styl stworzony do gry na trawie: szybki, mocny serwis oraz umiejętność gry kombinacyjnej, a także płaskie zagrania. A ponadto w Roland Garros do tej pory nigdy nie zachodziła najdalej, więc miała więcej czasu w odpoczynek niż np. Iga Świątek, która w ostatnich latach była trzy razy z rzędu najlepsza we Francji i wyjeżdżała stamtąd jako ostatnia.
Gdzie najlepiej gra Sabalenka
Największy dotąd sukces Sabalenki na paryskich kortach to półfinał sprzed dwóch lat, w którym niespodziewanie przegrała z Karoliną Muchową. Na mączce grać potrafi - stąd m.in. zwycięstwa w Madrycie w 2021 i 2023 roku. W poprzednim sezonie obecna numer jeden dochodziła do finałów w stolicach Włoch i Hiszpanii, a w Roland Garros odpadła na etapie ćwierćfinału z Mirrą Andriejewą.


Jej ostatnie wypowiedzi świadczą także o tym, iż poważnie myśli o podbiciu obiektów w Paryżu. Pod koniec poprzedniego sezonu w wywiadzie dla polskiego Canal+ Sport zaskoczyła widzów i dziennikarzy słowami: "Wolę grać na mączce niż na kortach twardych." Statystyki temu przeczą - z 18 tytułów 17 zdobyła na hardcourcie - ale tenisistka najlepiej wie, jakie ma możliwości.
Na ile pomysł Sabalenki zmian w kalendarzu jest możliwy do wprowadzenia? Między Australian Open a Roland Garros odbywa się sześć turniejów kategorii WTA 1000: w Dosze, Dubaju, Indian Wells, Miami, Madrycie i Rzymie. Te imprezy nie znikną, bo to najważniejsze turnieje organizowane przez federację WTA, a imprezy wielkoszlemowe podpadają pod Międzynarodową Federację Tenisową (ITF).
Zmian nie będzie?
Można zastanowić się, czy przerwa na występy reprezentacyjne planowana zwykle w drugim tygodniu kwietnia mogłaby być przeniesiona na okres między Paryżem a Londynem. Ale to różnica raptem jednego tygodnia. Docelowo realne zmiany są możliwe, ale trzeba byłoby przenieść na później US Open, który dziś odbywa się na przełomie sierpnia i września, a potem Wimbledon. W USA takie sugestie od lat są torpedowane, a konserwatywni Brytyjczycy tym bardziej nie myślą, by przesuwać swój turniej trawiasty. Terminarz nie jest z gumy, musi pogodzić interesy wielu organizatorów.
Czytaj także: Nokaut w meczu Sabalenki z Keys


Trudno byłoby też np. wydłużyć okres na trawie przed Wimbledonem. Nawierzchnia trawiasta jest droga w utrzymaniu i to nie przypadek, iż imprezy realizowane są w tych warunkach głównie w Holandii, Niemczech i na Wyspach Brytyjskich. Dołożenie dodatkowych zawodów wiązałoby się z koniecznością znalezienia odpowiednich sponsorów.
Propozycja Sabalenki nie idzie też w parze z planami Włochów. Tamtejsze media ogłosiły niedawno, iż Włoski Związek Tenisowy walczy o prawo organizacji piątego turnieju wielkoszlemowego. Kiedy? W połowie maja. Nawierzchnia? Mączka. Jest to mało prawdopodobne, bo Wielki Szlem od 100 lat składa się z czterech imprez, a podobne marzenia mieli już Chińczycy w Pekinie czy Amerykanie w Indian Wells.
Pojedyncze przypadki z ostatnich latach pokazują, iż można z powodzeniem startować w jednym roku zarówno w Paryżu, jak i Londynie. w okresie 2024 pokazał to nie tylko wspomniany Carlos Alcaraz, ale także m.in. Jasmine Paolini, która doszła do finałów obu turniejów. Nie należała wtedy jednak jeszcze do czołówki, nie miała tylu spotkań w nogach, nie musiała się mierzyć z taką presją, jak Świątek czy Sabalenka. Na razie władze tenisowe milczą w sprawie pomysłu liderki rankingu.
Idź do oryginalnego materiału