Rozstanie H. Skrzydlewska Orła Łódź z Januszem Ślączką wciąż odbija się echem w środowisku żużlowym. Choć klub oficjalnie podziękował trenerowi za współpracę, dopiero teraz wychodzą na jaw kulisy tej decyzji. Jan Konikiewicz, dyrektor zarządzający łódzkiego klubu, nie gryzł się w język, wskazując na szereg błędów, które doprowadziły do rozłamu. W tle znalazły się niezrozumiałe decyzje personalne, osamotnione wybory taktyczne i napięcia wewnątrz sztabu szkoleniowego. Wszystko to kumulowało się od tygodni, a punktem zapalnym okazał się przegrany mecz z Texom Stalą Rzeszów.
„To pachniało sabotażem”
Jak zdradził Jan Konikiewicz, jednym z kluczowych momentów był mecz w Krośnie. Już wtedy dyrektor miał poważne zastrzeżenia co do decyzji trenera. – Mówię o tym, iż moim zdaniem wybór pól startowych na biegi nominowane i decyzja o ustawieniu Vaclava Milika i Mikkela Andersena pachniała trochę sabotażem – przyznał otwarcie na antenie Canal+ podczas programu Kolegium Żużlowe. – Oddaliśmy pola A i C, które były zdecydowanie lepsze tego dnia. Z pola D nikt nie wygrał do 14. biegu, a my właśnie te pola wybraliśmy przy pięciopunktowej stracie. Moim zdaniem, poddaliśmy mecz.
Co ważne, jak podkreśla Konikiewicz, nie była to krytyka wygłaszana za plecami. Zwrócił uwagę Ślączce w obecności całego zespołu, by w przyszłości konsultować taktyczne wybory. Odpowiedzią miał być chłodny dystans i… żądanie usunięcia dyrektora z parku maszyn. – Janusz poprosił Witolda Skrzydlewskiego, żebym nie był już obecny przy drużynie. Bo on jest 40 lat w żużlu, a ja nie – relacjonował Konikiewicz.
Lista błędów: U24, zmiany, pola
Zarzuty wobec byłego szkoleniowca nie kończą się na jednym meczu. Jak twierdzi dyrektor Orła, lista niepokojących sygnałów była długa. – Zmiany w Ostrowie, zarządzanie pozycją U24, sposób nominowania zawodników w końcówkach meczów – to wszystko wzbudzało nasz niepokój. Niektórzy zawodnicy podnosili też kwestię, iż oddawanie decyzji o polu startowym jednemu zawodnikowi nie działa na korzyść drużyny – ujawnił Konikiewicz.
Mecz, który przelał czarę goryczy
Ostatecznym gwoździem do trenerskiej trumny Janusza Ślączki był przegrany mecz z Texom Stalą Rzeszów. Orzeł Łódź uległ na własnym torze 40:50, a spotkanie niemal zakończyło się walkowerem z powodu zastrzeżeń do stanu toru. Przez długie minuty trwały prace nad jego poprawą po serii groźnych upadków. – Zegar tykał, sędzia postawił ultimatum, a sytuacja stawała się dramatyczna – komentowano wówczas w mediach.
Wynik spotkania nie pozostawił złudzeń, a Vaclav Milik – jeden z liderów zespołu – nie zdobył ani jednego punktu. W cieniu tego meczu zapadła decyzja o rozstaniu z trenerem.
Fatalna sytuacja w tabeli
Po 10 rundach Orzeł Łódź z dorobkiem zaledwie 5 punktów zajmuje przedostatnie miejsce w tabeli Metalkas 2. Ekstraligi. Choć zespół wciąż ma matematyczne szanse na poprawę, walka o utrzymanie będzie wyjątkowo trudna. Zwłaszcza iż nowy trener – Maciej Jąder – musi błyskawicznie zapanować nad kryzysem i odbudować morale zespołu.