Niedawno na Netfliksie ukazał się miniserial o Vincencie McMahonie - twórcy prowrestlingowej federacji WWE. WWE odniosła w Stanach wielki sukces, a fanów zyskiwała na cały świecie. McMahon opowiada w dokumencie, iż podstawą kreowania postaci WWE była polaryzacja i walka "dobra ze złem". Dlatego też zawodnicy określani jako "Face" stawali się bohaterami, czego przykładem był legendarny Hulk Hogan, z kolei "Heels" pełnili rolę antagonistów, którzy czerpią przyjemność z wrogo nastawionej publiki.
REKLAMA
Zobacz wideo Konflikt Igi świątek z Danielle Collins? Wesołowicz: To jednostronny beef
Można zaprzeczać, iż reżyserowana rozrywka, która zawsze przebiega zgodnie ze scenariuszem, nie ma za wiele wspólnego z prawdziwą rywalizacją sportową, ale to złudne. Pewne mechanizmy się powtarzają, albowiem publika w gruncie rzeczy pragnie tego samego.
Collins na zawsze pozostanie "Heelem". Jest do tego stworzona
Netfliksowy dokument o WWE oglądałem w trakcie tegorocznego Australian Open. W Melbourne po raz kolejny dała o sobie znać Danielle Collins. Amerykanka na początku zeszłego roku była w Polsce postacią odbieraną co najmniej pozytywnie. Po zapowiedzi, iż to jej ostatni sezon zaczęła osiągać najlepsze wyniki w karierze. Wygrała turnieje WTA 1000 w Miami czy "pięćsetkę" w Charleston. Opowieść wręcz filmowa, zwłaszcza iż 31-latkę do takiej decyzji zmusiły problemy zdrowotne oraz chęć zajścia w ciążę. Jednakże sytuacja, która miała miejsce na igrzyskach w Paryżu przeciwko Idze Świątek, chyba na zawsze sprawi, iż w oczach polskich kibiców Collins będzie wspomnianym "Heelem". Amerykanka wówczas z premedytacją trafiła piłką w Polkę, a później nazwała ją "fałszywą i nieszczerą". Kolejne - mniej lub większe - wybryki tenisistki ze Stanów Zjednoczonych tylko umacniały jej negatywny wizerunek.
Jakże potężne poruszenie - wręcz burzę! - Danielle Collins wywołała swoją postawą podczas Australian Open. W drugiej rundzie mierzyła się z reprezentantką gospodarzy Destanee Aiavą. Amerykanka wygrała to spotkanie, ale najważniejsze było jej zachowanie po ostatniej piłce. Przystawiła rękę do ucha i wysłała buziaki wrogo nastawionej publiczności. Po zejściu na ławkę było także klepnięcie w pośladek, sygnalizując, gdzie ma ich buczenie oraz gwizdy.
Oczywiście polskie - w tym my - oraz światowe media określiły to jako ogromny brak klasy tenisistki. Pytanie jednak brzmi, czy nie wpadliśmy w pułapkę demonizacji postaci?
Bardzo często określone zachowania recenzujemy wyłącznie na podstawie ich autora. Australijska publika ma to do siebie, iż często wspierając swojego reprezentanta, stara się maksymalnie sprowokować rywala. W tym przypadku trafili na podatny grunt, ale postawmy hipotezę: czy tak samo zbulwersowani byśmy byli, gdyby tak zachowała się inna tenisistka? Tenisowe środowisko, pozwalając na coraz więcej kibicom, musi także dopuścić do "odpowiedzi" ze strony zawodników, zwłaszcza iż akcja budzi reakcje. Doskonale przekonała się o tym sama Collins, która została wybuczana przed pojedynkiem z Madison Keys w kolejnej rundzie.
Ewidentny brak sympatii, prowokacje i niepochlebne wypowiedzi Amerykanki o Idze Świątek czynią z niej w Polsce idealną antagonistkę. Kimś takim w przeszłości była Aryna Sabalenka, a wcześniej np. Sven Hannawald. Sami na Sport.pl momentami przekraczaliśmy granicę w demonizacji wielkiej rywalki polskiej tenisistki, ale postrzeganie Białorusinki w ostatnim czasie uległo znacznej zmianie. Z kolei Danielle Collins wydaje się być idealnym "Heelem", który czerpie energię z "nienawiści" trybun. - Oczywiście tego się spodziewałam. To jest w porządku i lubię grać w takich warunkach. To jest coś, na co ciężko pracujesz przez całe życie. Przyjęłam to i choćby mnie to nakręcało. Sprawiło, iż obie byłyśmy skupione na meczu - tak Collins na późniejszej konferencji prasowej komentowała przywitanie w postaci gwizdów i buczenia.
Sport potrzebuje teatru. Zwłaszcza młodsza publika
Vince McMahon wielokrotnie wspominał, iż jego zadaniem jest generowanie emocji, bo emocje sprzedają bilety. 31-letnia Amerykanka z pewnością jest postacią wyrazistą, a takie są potrzebne w każdym sporcie. choćby te negatywne, bo bywa tak, iż złe emocje oddziałują na ludzi jeszcze mocniej. Nie mam z kolei wrażenia, iż Collins jest z natury zła lub prowokuje, chcąc wywołał wokół siebie szum - jak w przypadku np. Nicka Kyrgiosa. Jej odstające od normy zachowania zwykle zostają na korcie, ewentualnie w sali konferencyjnej. - Tłum kibiców nie powinien traktować tego tak osobiście. Czasami mam wrażenie, iż ludzie traktują życie zbyt poważnie. Musimy wnieść trochę rozrywki do gry. Myślę, iż możemy spróbować żartować i śmiać się - mówiła na konferencji prasowej po odpadnięciu z Australian Open. Vince McMahon, chcąc trafić do młodej publiki, wiedział, iż postacie muszą polaryzować. W 2023 r. wyliczono, iż przeciętny fan tenisa ma 61 lat, więc to dyscyplina, która najbardziej powinna skupić się do spopularyzowania wśród młodszego społeczeństwa.
Zrozumiana jest niechęć do Danielle Collins. Nie mam zamiaru usprawiedliwiać lub racjonalizować jej zachowań, jednakże bez tego typu postaci tenis - i cały sport - byłby nudny. Trudno mi zgodzić się osobami chcącymi utemperowania takich jednostek. Sport potrzebuje w swojej przestrzeni elementów teatru, przedstawienia. Dzięki temu nie przestaje być tak szalenie interesujący.