Natalia Bukowiecka z domu Kaczmarek to dziś największa gwiazda polskiej lekkoatletyki. Rok temu jako jedyna z naszej kadry wywalczyła olimpijski medal. W Paryżu zdobyła brąz.
REKLAMA
Zobacz wideo Maria Andrejczyk: Sport jest kojarzony z rozrywką męską, brutalnością
Teraz liczyliśmy na dużo punktów od niej dla Polski w Drużynowych Mistrzostwach Europy. I w Madrycie dostaliśmy od Bukowieckiej to, co zakładaliśmy. Po dobrym biegu nasza zawodniczka zajęła drugie miejsce. Na metę wpadła z czasem 50,14 s. To jej rekord tego roku. Oczywiście to dużo gorszy wynik niż jej życiówka, która od ubiegłego roku wynosi 48,90 s. Bukowiecka nie jest dziś w formie na zbliżanie się do tego wyniku. Dlatego w Madrycie wyraźnie przegrała z Holenderką Femke Bol, która uzyskała czas 49,48 s, bijąc rekord Drużynowych Mistrzostw Europy.
W rozmowie z reporterem TVP Sport Aleksandrem Dzięciołowskim Bukowiecka podkreślała, iż jest zadowolona ze zdobycia 15 punktów dla Polski, ale też przyznała, iż trochę się niecierpliwi, bo chciałaby już biegać szybciej. I przy tej okazji pozwoliła sobie na szczere wyznanie.
- Kibice są chyba jeszcze bardziej niecierpliwi niż ja. Jest mi przykro. Nie miałam żadnej wpadki, ale ten rok jest trochę inny, a kibice nie potrafią tego zrozumieć i życzą mi źle – powiedziała.
- Musieliśmy trochę odpuścić, nie jestem już taka młoda, jak chcę jeszcze parę lat pobiegać, to musimy dawkować obciążenia. Trener wie, co robi, ja mu ufam – dodała Bukowiecka, która po bardzo ciężkim sezonie olimpijskim ten traktuje trochę lżej. Co jednak nie znaczy, iż nie powalczy o medal na wrześniowych MŚ w Tokio. Po prostu w tym roku Bukowiecka i trener Marek Rożej na później planują szczyt formy, bo później wypada główna impreza sezonu.