Raków marnował na potęgę! Sam sobie winien przed rewanżem

3 godzin temu
Raków Częstochowa okazał się minimalnie lepszy od Ardy Kyrdżali, wygrywając tylko 1:0. Co prawda jest w lepszej sytuacji przed rewanżem ostatniej rundy eliminacji Ligi Konferencji, ale nie ma pełni komfortu. "Medaliki" są same sobie winne. Na boisku miały dużą przewagę, ale wykazały się dość dużą nieskutecznością. Ten mecz powinien się skończyć znacznie wyższym zwycięstwem wicemistrza Polski.
Raków Częstochowa przeszedł bez problemu MSK Żylina, odrobił z nawiązką straty z Maccabi Hajfa. W czwartej, ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Konferencji czekał na niego rywal teoretycznie łatwiejszy od poprzednich. Bułgarska Arda Kyrdżali nie stanowiła większego wyzwania, ale Raków nie zrobił wystarczająco dużo, by zamknąć sprawę awansu u siebie, brakowało mu skuteczności.


REKLAMA


Zobacz wideo Urban nie wytrzymał! "Czy ja się nie przesłyszałem?!"


Jeden gol w meczu Rakowa, ale jakże ważny. A powinno być ich więcej
W pierwszej połowie Arda Kyrdżali tylko przez pierwsze kilka minut była w stanie rywalizować z Rakowem na równym poziomie. Bułgarzy starali się grać fizycznie i sprowadzać wszystko do pojedynków w środku pola. Ale z biegiem czasu częstochowianie przejmowali inicjatywę, aż w pełni kontrolowali sytuację i tylko oni tworzyli sytuacje strzeleckie.
Bardzo aktywni byli Tomasz Pieńko i Lamine Diaby-Fadiga. Każde ich wejście było zagrożeniem dla Bułgarów. Polak szukał często Leonardo Rochy. Raz prawie wystawił mu piłkę na pustą bramkę, ale defensorzy Ardy w porę uprzedzili Portugalczyka. Z kolei Francuz często szukał dryblingu, możliwości przeprowadzenia indywidualnej akcji. Był szybki, ale często dokonywał złych wyborów.


Szczęście uśmiechnęło się do Rakowa w 28. minucie. Opłaciło się wtedy zagrać wysokim i agresywnym pressingiem. Napastnicy gospodarzy zmusili rywali do błędu w obronie. Pieńko przejął piłkę i pokonał bramkarza Ardy w sytuacji sam na sam, pewnie uderzył po ziemi.


Raków chciał pójść za ciosem, kreował kolejne sytuacje, ale brakowało skuteczności. Najlepszą sytuację w ostatnim kwadransie pierwszej połowy miał Pieńko, ale tym razem przegrał pojedynek z bramkarzem gości, strzelił prosto w niego. "Medaliki" prowadziły do przerwy 1:0, a powinni mieć tych goli więcej.
Zobacz też: Trener Lecha aż zakrył twarz. Absolutna kompromitacja w Poznaniu
Nieco gorszy fragment, a potem popis nieskuteczności Rakowa
Druga połowa mogła zacząć się dla wicemistrza Polski wręcz perfekcyjnie, bo od szybkiego podwyższenia prowadzenia. Pieńko został uruchomiony na lewym skrzydle i znowu stanął oko w oko z bramkarzem Ardy. Tym razem trafił w słupek. Diaby-Fadiga dobił do pustej siatki, ale jego trafienie nie zostało uznane. We wcześniejszej fazie akcji Pieńko był na spalonym.


Od tego momentu gra Rakowa zaczęła się sypać. Goście coraz dłużej utrzymywali się przy piłce, spychali polski zespół pod jego własną bramkę. Częstochowianie przeżyli kilkanaście niepewnych i niespokojnych minut. W tym czasie Bułgarzy byli ewidentnie lepsi. Oddali kilka naprawdę groźnych strzałów z dystansu, ale Raków miał tutaj szczęście. Piłka za każdym razem minimalnie omijała ich bramkę. Czujny też był Kacper Trelowski, który przejął raz zgranie głową blisko bramki.
Ale ostatni kwadrans toczył się już pod dyktando Rakowa. Dużo dało wejście Iviego Lopeza z ławki, który był motorem napędowym i najgroźniejszym zawodnikiem gospodarzy. Oddał kilka groźnych strzałów z różnych pozycji, ale ostateczne nie znalazł sposobu na pokonanie bramkarza Ardy. Raz po jego uderzeniu, które zostało odbite, piłka prawie wpadła za plecy golkipera gości, ale ten w porę ją odbił.


W doliczonym czasie gry cios nokautujący mógł wyprowadzić Jesus Diaz. Wpadł w pole karne z piłką, ale zamiast strzelać, postanowił dryblować. Stracił równowagę i wyraźnie przestrzelił. Jonatan Brunes, który wrócił do składu po ostatnim zamieszaniu, miał do Kolumbijczyka uzasadnione pretensje. Norweg był dobrze ustawiony i powinien dostać podanie, by strzelić na 2:0.
Raków wygrał skromnie, bo tylko 1:0, choć był zdecydowanie lepszym zespołem na boisku. Był jednak nieskuteczny. Na 13 strzałów tylko sześć było celnych, a współczynnik oczekiwanych goli wyniósł 1,81. Częstochowianie dopisali ważne punkty do rankingu UEFA, ale nie mają komfortowej sytuacji przed rewanżem.
Idź do oryginalnego materiału