Polsko, dokąd zmierzasz? Wystarczyła jedna rzecz, byśmy wyglądali jak amatorzy

2 godzin temu
Zdjęcie: screen TVP Sport


Do 58. minuty reprezentacja Polski grała w Porto przeciwko Portugalii jeden z najlepszych meczów w ostatnich latach i nikt, kto oglądał ten mecz przez godzinę nie spodziewał się, iż zakończy się on wynikiem 1:5. Wystarczyła jedna perfekcyjna kontra Rafaela Leao i Nuno Mendesa, by drużyna Michała Probierza zaczęła się rozjeżdżać. Która z tych twarzy polskiej kadry jest prawdziwa?
W pierwszej połowie piątkowego meczu Ligi Narodów długo było niemal idealnie. Niemal, bo z kilku dobrych sytuacji, które miała reprezentacja Polski, nie udało się strzelić na Estadio do Dragao w Porto ani jednego gola. Taka sytuacja, w której ma się na widelcu takiego rywala jak Portugalia, może długo się nie powtórzyć. A jak się nie wykorzystuje sytuacji na takim terenie i z takim przeciwnikiem, to często dzieje się właśnie to, co się przytrafiło Polsce.

REKLAMA







Zobacz wideo Reprezentacja Polski bez Roberta Lewandowskiego? "To już nie jest jego drużyna" [To jest Sport.pl]



Reprezentacja Polski jak doktor Jekyll i mister Hyde. Która twarz kadry jest prawdziwa?
Wciąż nie wiemy, która z twarzy kadry Biało-Czerwonych jest prawdziwa. Ta z pierwszych 60 minut, gdy widzieliśmy zespół, który jest w stanie postawić się najlepszym? Ten, który nie po raz pierwszy udowadniał, bo przecież podobnie było z Holandią czy Chorwacją, iż potrafi grać bez Roberta Lewandowskiego choćby z tak silnym rywalem? Zespół grający agresywnie, z polotem, stwarzający sobie kolejne szanse na strzelenie gola, a choćby spisujący się bardzo solidnie w defensywie?
A może jednak ten, który widzieliśmy po tym, jak gola na 1:0 po doskonałej kontrze strzelił dla Portugalii Rafael Leao? Polacy stanęli po nim w rozkroku - ani nie rzucili się do ataku, ani też nie pilnowali skutecznie własnej bramki. Stało się mniej więcej to samo, co w spotkaniu z Portugalczykami w Warszawie. Piłkarze Michała Probierza stworzyli przestrzenie drużynie Roberto Martineza, byli pogubieni w defensywie. A rywalom tylko w to graj. Tym bardziej iż w porównaniu do meczu w Polsce byli tego dnia zabójczo skuteczni, trafiali niemal z każdej pozycji.
Polacy w ciągu ostatniego roku już kilka razy prezentowali w jednym meczu dwa jakże odmienne oblicza. Na Euro potrafili wyjść ze świetnym nastawieniem na Holandię czy Francję, ale już przeciwko Austrii psuli sobie mecz od samego początku. Momentami prezentowali drużynę zadziorną, która nie załamuje się stratą bramki, potrafiąc dobrze zareagować na to w meczach Euro, a także tą z czasów Fernando Santosa, gdy dostawała jeden cios za drugim w krótkim odstępie. Przed eliminacjami do mistrzostw świata najzwyczajniej nie wiemy, czego się po Biało-Czerwonych spodziewać.
Los dopiekł Probierzowi, ale i on drużynie nie pomógł. Kompromitacja jego sztabu
Michał Probierz nie miał w piątek łatwego zadania, ale w drugiej połowie także i on przekombinował, zmieniając ustawienie po wprowadzeniu Dominika Marczuka za Mateusza Bogusza. W pomeczowym wywiadzie z TVP Sport stwierdził, iż "musiał dokonać dwóch zmian w przerwie", sugerując, iż Bogusz, podobnie jak Jan Bednarek, doznał kontuzji. Na szczęście gwałtownie okazało się, iż to przejęzyczenie i tak naprawdę piłkarz Los Angeles FC został zmieniony ze względów taktycznych.



I choć Marczuk indywidualnie zaliczył bardzo dobry debiut w narodowych barwach, udokumentowany golem, to jednak w drugiej połowie zespół Probierza funkcjonował znacznie gorzej bez piłki i jak Portugalia zaczęła przyspieszać, z Polaków nie było czego zbierać. Sam selekcjoner przyznał po meczu, iż gdy kadra nagle zmieniła ustawienie na 4-4-2 z bocznymi obrońcami w osobach Jakubów Kiwiora i Kamińskiego, prezentowała się znacznie gorzej niż wcześniej i miało to przełożenie również na tracone gole.
Jednak tylko dwie z aż pięciu zmian były spowodowane kwestiami taktycznymi, jako iż jeszcze w pierwszej części gry kontuzji doznawali Bartosz Bereszyński, Jan Bednarek i Taras Romanczuk, a tylko ten trzeci był w stanie wyjść po przerwie na boisko, po czym Probierz zastąpił go debiutującym Antonim Kozubalem. A przecież jeszcze na rozgrzewce selekcjonerowi wypadł będący w podstawowej jedenastce Sebastian Szymański. Do tego należy jeszcze doliczyć nieobecnego na zgrupowaniu z powodu kontuzji pleców Roberta Lewandowskiego oraz Przemysława Frankowskiego czy Michaela Ameyawa. Dużo, prawda?
Najlepiej pokazuje to fakt, iż z podstawowego składu reprezentacji Polski na mecz z Francją na Euro 2024 (gdy wszyscy kluczowi kadrowicze byli zdrowi), w tej chwili nie ma aż połowy piłkarzy z pola. Wykluczeni z gry są Lewandowski, Frankowski, Dawidowicz, Bednarek i Szymański, z czego tylko ten ostatni ma realne szanse zdążyć na mecz ze Szkocją.
Biorąc jednak pod uwagę ogromne osłabienia kadry, ogromną wpadką jest to, co wydarzyło się w sprawie Karola Świderskiego. W momencie, gdy bez Lewandowskiego każdy zdrowy ofensywny piłkarz jest na wagę złota, nagle się okazuje, iż "Świdra" nie ma w protokole meczowym. Przecież to nie miało prawa się wydarzyć.



Rywalizacja w bramce rozstrzygnięta. Skorupski może czuć się pewny swego
Wszystko wskazuje na to, iż piątkowy mecz zakończył rywalizację o miano numeru 1 w reprezentacji Polski. Mimo iż spodenki z tym numerem jakimś cudem znalazły się w Porto na nogach Marcina Bułki, golkiper Nicei nie zrobił zbyt wiele, by wygrać pojedynek z gwarantującym stały, wysoki poziom Łukaszem Skorupskim.
Bułka, podobnie jak ze Szkotami w Glasgow czy w pierwszej połowie meczu z Chorwacją w Warszawie, puszczał gola za golem, gdy tylko rywale zaczęli oddawać celne strzały. Czy to pech, czy to złe ustawienie - faktem jest, iż piłka po kolejnych uderzeniach rywali konsekwentnie mijała rosłego 25-letniego bramkarza. Na 14 goli straconych przez kadrę w Lidze Narodów aż 10 puścił Bułka, podczas gdy celnych strzałów na jego bramkę było tylko 17. Wstydliwa statystyka.
Tak nie da się wywalczyć miejsca w polskiej bramce, szczególnie przeciwko tak solidnemu rywalowi, jakim jest od lat Skorupski, który będąc przez długi czas rezerwowym nigdy nie zawodził, gdy miał okazję wystąpić w koszulce z orłem na piersi. Tym bardziej, iż Bułka wyglądał też niepewnie w grze nogami czy na przedpolu.


W poniedziałek czas na "finał". Tak trudno o utrzymanie jeszcze nie było
W poprzednich latach reprezentacji Polski w Lidze Narodów sprzyjało szczęście w walce o utrzymanie w dywizji A. Gdy w 2018 roku Polacy za Jerzego Brzęczka mieli spaść do niższej dywizji - będąc gorszym od Włoch i Portugalii - UEFA najprawdopodobniej ze względu na spadek Niemców zdecydowała się powiększyć dywizję A z 12 do 16 zespołów.



W kolejnej edycji zespół Brzęczka mógł liczyć na prezenty od Bośni i Hercegowiny, która w pierwszym meczu, ze względu na rozgrywanie baraży o Euro 2020, wystawiła kompletnie rezerwową jedenastkę i skończyło się 2:1 dla Polski, a w drugim spotkaniu grała "w dziesiątkę" od 15. minuty, gdy czerwoną kartkę po akcji indywidualnej Lewandowskiego obejrzał Anel Ahmedhodzić i przegrała aż 0:3.
Już za kadencji Czesława Michniewicza najsłabsza w "polskiej" grupie była Walia, która jednak na pierwszy mecz do Wrocławia - także ze względu na baraże o mistrzostwa świata w Katarze - przywiozła drugi garnitur. Koniec końców im to się opłaciło, bo choć Walijczycy spadli do niższej dywizji, to jednak wywalczyli historyczny dla siebie awans na mundial.
Tym razem o żadnej taryfie ulgowej nie ma mowy. Szkoci wystawią najsilniejszy możliwy skład i to tak naprawdę po polskiej stronie w poniedziałek będzie można szukać większych osłabień w osobach Lewandowskiego, Frankowskiego, Dawidowicza, prawdopodobnie Bednarka i być może Szymańskiego. Kadra będzie musiała wygrać ze wszystkimi przeciwnościami, a także przynajmniej zremisować ze swoim poniedziałkowym przeciwnikiem.
I wiele będzie zależało od tego, którą z dwóch twarzy Biało-Czerwonych zobaczymy na Stadionie Narodowym. Po takim meczu, jak ten z Portugalią, nasze obawy niestety tylko wzrosły, iż to będzie ta druga, brzydsza twarz. Początek meczu w poniedziałek o 20.45.
Idź do oryginalnego materiału