Polski mistrz zachwycił cały świat. Największy come back w historii sportu

1 miesiąc temu
Zdjęcie: fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl


Kwiecień 1982, zawody w Berlinie. Waldemar Marszałek pędził łodzią, rozpędzoną do 150 km na godzinę. Maszyna, podbita przez falę, koziołkuje i rozpada się, uderzając o taflę wody. Trzykrotny mistrz świata wypadł z niej do wody, a później przeżył śmierć kliniczną. Wrócił jednak do ścigania i zdobył kolejne mistrzostwa. Przypominamy niesamowitą historię Waldemara Marszałka, który zmarł 6 sierpnia 2024 roku.
Waldemar Marszałek karierę sportową rozpoczął w 1959 roku po dołączeniu do Polonii Warszawa. Po latach wspominał, iż zgłosił się do klubu z Konwiktorskiej w wieku 17 lat po przeczytaniu ogłoszenia w "Expressie Wieczornym". Stał się jednym z najlepszych polskich sportowców wodnych, triumfując w mistrzostwach świata, mistrzostwach Europy i na krajowym podwórku. W życiu przeszedł wiele, otarł się o śmierć i przeżywał odejście syna. Kariery oficjalnie nie zakończył nigdy. Polski mistrz zmarł we wtorek 6 sierpnia 2024 roku.
REKLAMA


Zobacz wideo Nowicki siódmy na igrzyskach. "Wyglądało to fatalnie"


Waldemar Marszałek zachwycał cały świat. Otarł się o śmierć w Berlinie, ale wrócił
Sześciokrotny mistrz świata w zawodach motorowodnych pierwszy wielki triumf odniósł na polskiej ziemi. Konkretnie na jeziorze Malta pod Poznaniem w 1979 roku. Tam pierwszy raz został mistrzem świata i passa trwała. Sukces powtórzył rok później w szwedzkiej Karlskronie i dwa lata później w niemieckim Lauffen am Neckar. Był prawdziwą gwiazdą dyscypliny i znali go wszyscy zainteresowani sportem w Polsce.
Dominator mistrzostw świata o mało nie stracił życia w 1982 roku w Berlinie. Podczas kwietniowych zawodów na jeziorze Gatow jego łódka faktycznie wystrzeliła w powietrze, rozbiła się, a on wypadł z niej w trakcie lotu. Uderzył o taflę wody, a życie prawdopodobnie uratował mu reprezentant gospodarzy. Helmut Faustmann zatrzymał swoją łódź, wskoczył do wody i przytrzymał głowę tonącego Polaka.
- Wiatr powiewał wówczas ostro. Byłem na czele stawki i w pewnym momencie łódka ze mną wystrzeliła do góry, a następnie wbiła się w taflę jeziora. Straciłem przytomność. Pływałem twarzą do wody - wspominał w rozmowie z TVP Sport.
Marszałek przeżył wtedy śmierć kliniczną, a reanimacja trwała 25 minut. Miał rozbitą czaszkę, rozerwany staw biodrowy, wodę w płucach i spędził kilka dni w jednym z berlińskich szpitali. W rozmowie z Onetem wspominał, iż krzyczał i cierpiał, kiedy zabrano go na lódź ratunkową. Później w karetce powiedział do kierowcy: "Panie, nie popisuj się pan, tylko jedź pan wolno, bo mam żebra połamane!".


Wydawać by się mogło, iż po szczęśliwym uniknięciu śmierci nie wróci już do sportu, ale jednak. Nie chciał rezygnować z marzeń i wielkiej kariery. - Nic takiego mi choćby przez myśl nie przeszło. Jeszcze jesienią tego samego roku wygrałem w Berlinie zawody. Gdy stałem na podium, ówczesny mistrz Europy Szwed Lei Lindel, pocałował mnie w rękę. W następnym sezonie wywalczyłem kolejny tytuł mistrza świata - przekonywał mistrz. Wypadek skłonił go jedynie do rzucenia papierosów, ponieważ w tamtym czasie "kurzył namiętnie" i reklamował jedną z największych firm tytoniowych na swojej łodzi.


Powrót, pasmo sukcesów i rodzinne tradycje. Kolejna tragedia w życiu "marszałka wodnego"
Przed wypadkiem w Berlinie Waldemar Marszałek miał trzy mistrzostwa świata, a po nim dołożył kolejne trzy, z czego ostatnie - w 1993 roku - znów w Polsce, w Chodzieży. Piękna klamra. Ponadto "marszałek wodny", bo tak przed laty okrzyknęły go media, wygrał pięć mistrzostw Europy i 40 mistrzostw Polski. Nigdy oficjalnie nie zakończył kariery, chociaż pożegnanie planowano na 2002 roku w Warszawie. Marszałek miał pokazać się podczas mistrzostw Europy w klasie O-350, ale oddał łódkę synowi.
- Na Wiśle miałem się ścigać po raz ostatni, ale... oddałem łódkę synowi po tym, jak zatarł mu się silnik. Bernard wywalczył srebrny medal, wszyscy się cieszyli, a o moim pożegnaniu zapomniano albo też postanowiono zaczekać do następnego startu, faktycznie ostatniego. Summa summarum oficjalnego zakończenia kariery nie było - przyznał po latach mistrz.
Jego syn Bernard Marszałek zdobył mistrzostwo świata w 2003 roku w Żninie. Jego kapitalnie zapowiadająca się kariera zakończyła się w 2007 roku, rodzinną tragedią Marszałków. Bernarda znaleziono martwego w mieszkaniu, a prawdopodobną przyczyną jego zgonu był silny atak astmy. Miał 31 lat.


Drugi z synów, Bartłomiej Marszałek, również poszedł w ślady ojca. Jest pierwszym Polakiem w Formula 1 Powerboat Racing, czyli wodnym odpowiedniku "królowej motorsportu". Od 2020 roku jest zawodnikiem ORLEN Team.
Kapitalna kariera, a po niej polityka, problemy zdrowotne i miniona popularność
Po karierze sportowej Waldemar Marszałek został samorządowcem. W latach 1998-2018 był radnym miasta stołecznego Warszawy. Po latach wybitnych osiągnięć, wypadków i mistrzostw świata doskwierały mu problemy zdrowotne, ale mistrz nie narzekał.
- Wiele razy ocierałem się o śmierć, ale... jeszcze żyję. A zdrowie? Wychodzą pourazowe dolegliwości. To w biodrze, to w kręgosłupie, to w lewej nodze, krótszej o dwa centymetry, co jest pozostałością po zdruzgotanym biodrze. Ja po prostu za dużo tego wszystkiego miałem i teraz za to płacę - mówił w 2022 roku, cytowany przez TVP Sport.
Po latach tak podsumował wybitne sukcesy: - Przez siedemnaście lat byłem najlepszy na świecie. Zapłaciłem za to wysoką cenę, ale nie mam pretensji. Wiem, iż w życiu nie ma nic za darmo. Na ulicy nikt mnie nie zaczepia, popularność minęła.


Nie żyje Waldemar Marszałek. Miał 82 lata
Wielki mistrz sportów wodnych zmarł w poniedziałek 6 sierpnia w wieku 82 lat. - Tata zmarł dzisiaj o 7 rano. Odszedł tak, jak żył, czyli po mistrzowsku. Trzymałem jego rękę do samego końca. Nie męczył się, nie cierpiał. Miał swoje lata, swoje zrobiły też liczne kontuzje odniesione na wodzie, do tego typowe seniorskie choroby. Jako przyczynę zgonu podano niewydolność krążeniowo-oddechową - wyznał na łamach "Super Expressu" Bartłomiej Marszałek.
Idź do oryginalnego materiału